poniedziałek, 19 września 2016

#35 „Piękna katastrofa" - Jamie McGuire

 Dzisiejsza recenzja będzie pełna nawiasów, narzekań i ważącej dwie tony dawki, zwykłej, ludzkiej (mojej) wredoty + śladowych ilości sarkazmu.

 Przed przeczytaniem poniższego tekstu zastanów się, czy aby na pewno chcesz to zrobić, lub zaopatrz się w duże pudełka cierpliwości, gdyż jego lektura, może wywołać niezbadane dotąd skutki uboczne.


Tytuł: Piękna katastrofa
Autor: Jamie McGuire
Seria: Piękna katastrofa
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 464
Data przeczytania: 25 lipca 2016
Moja ocena: 3/10
Opis:
Opowieść o trudnej miłości i namiętności, pojawiających się na przekór zdrowemu rozsądkowi.
Dziewiętnastoletnia Abby Abernathy wybiera uniwersytet jak najdalej od domu rodzinnego, żeby zapomnieć o przeszłości u boku matki alkoholiczki i ojca hazardzisty oraz o własnej głęboko skrywanej tajemnicy. Marzy o ustabilizowanej przyszłości.

Travis Maddox uosabia wszystko to, od czego Abby chce uciec: brutalną siłę, fantazję i niefrasobliwość w związkach z dziewczynami, które o dziwo nie mają mu za złe, że zalicza jedną po drugiej. Tylko Abby - choć czuje, że jakaś zupełnie dla niej niezrozumiała siła przyciąga ją do tego chłopaka - nie chce mu ulec. A jednak godzi się na proponowany przez niego zakład: jeśli wygra ona, Travis zostawi ją w spokoju; w razie jego wygranej zamieszka z nim na miesiąc.

Czego Abby boi się bardziej? Wygranej czy przegranej? 
Moja recenzja:

 Zacznijmy od tego, że w ogóle nie planowałam sięgnąć po tę powieść. Po prostu wpadła ona w moje łapki, kiedy podczas wakacji nudziłam się tak bardzo, że postanowiłam przejść się do biblioteki (która swoją drogą jest oddalona od mojego domu coś ok 1,5km) w temperaturze +35 stopni o drugiej po południu, tylko po to, aby policzyć ile książek posiada ona w swoich zbiorach (naliczyłam coś ok 2tys, potem straciłam rachubę, a to nie była nawet połowa). Tak więc kiedy po nią sięgnęłam nie wiedziałam o czym ona jest, jakie zbiera noty i kilku innych podstawowych rzeczy. Jak głosił opis, miała to być "historia o trudnej miłości i namiętności (...)". Polemizowałabym, ale no. Idźmy dalej.


 Nie będę obwiniać bawełny (za dużo Króla Juliana - nie pytajcie) i od razu przejdę do sedna tejże jakże głębokiej historii.

 Pomysł na fabułę, może i nie był oryginalny (nie "może", a raczej "na pewno"), jednak był dobry (a przynajmniej na tyle dobry, abym zwróciła uwagę na tę książkę). Jednak odniosłam wrażenie, że autorka poległa na jego wykonaniu. Brak wyraźnych zarysów zarówno postaci, miejsc, jak i samej fabuły, sprawił, że książka robiła się po prostu nudna. Warto dodać też problemy w niej zawarte. Były tak bardzo życiowe, że skojarzyły mi się z tymi całymi brazylijskimi telenowelami, które namiętnie oglądałam z mamą będąc kilkuletnim dzieckiem (I proszę mi tu nie mylić z moim ukochanym "Zbuntowanym aniołem", który pochodzi z Argentyny). Te emocje, ta akcja, to oczekiwanie na dalszy ciąg wydarzeń, ten... sarkazm -,- To wszystko sprawiało, że nie odczuwałam żadnej satysfakcji z lektury, właściwie była ona dla mnie nijaka (niestety, z tendencją spadkową), co strasznie mi się nie podobało. Wolę już mieć do czynienia ze złą książką niż taką nijaką.

 Główna bohaterka irytowała mnie jak mało kto, a jej chłopak (wybaczcie, ale za Chiny pana nie umiem przypomnieć sobie ich imion - tak to jest, kiedy bohaterowie są tak samo zapamiętywalni jak cała książka -,-) dorównywał charakterem i spostrzegawczością Edwardowi ze "Zmierzchu" (pragnę zaznaczyć, że nie miałam tu na celu obrazy jakiegokolwiek fana tejże serii, a jeśli ktoś rzeczywiście poczuł się urażony, to przepraszam, ale po prostu mówię, jak jest). Obydwoje byli płascy, jednowymiarowi (podobnie jak bohaterowie poboczni), a ich osobowości były głębokie jak kałuża na pustyni w czasie suszy. Nie sposób nie wspomnieć tutaj również o ich rzekomo "złej" przeszłości. Fakt, obydwie sytuacje nie opływały w róże (a jeśli już, to raczej w ciernie, niżeli kwiaty), ale pani McGuire tak bardzo je spłyciła, opisała tak trywialnie, że za przeproszeniem rzygać mi się chciało tym, jak bardzo naiwna była ta historia. Cała "Piękna katastrofa" to jedna z tych książek, gdzie schemat schematem schemat pogania. Przykład? Kilka przykładów? Nie ma problemu:

-Abby (musiałam przeczytać opis aby przypomnieć sobie jej imię) to typowa, wattpadowa szara myszka, której przeszłość dała kopa w... a która stara się teraz o wszystkim zapomnieć, niemal uciekając do nowego miejsca.

-Travis (nie wiem dlaczego ubzdurałam sobie, że ma na imię Matt), czyli wspomniany gdzieś tam wcześniej, główny bohater, jest typowym "bed bojem" który ma wy... głęboko w poszanowaniu zdanie innych. Gównianą przeszłość i tak samo świetlistą przyszłość, konflikty z prawem i o, kto by się spodziewał - jest nieziemsko przystojny, silny, umięśniony, ma super ciałko, panienek na jedną noc ile tylko zapragnie, a także nieciekawą sytuację w domu. Kto by się spodziewał?

-Byli już główni bohaterowie, każdy z osobna? No więc teraz czas na analizę ich relacji (starałam się tutaj unikać spoilerów, jednak dla osób, które zmierzają zaznajomić się z tą powieścią, polecam przeczytać to przez palce, lub w ogóle pominąć ten punkt). Jeśli miałabym opisać ją w dwóch słowach, powiedziałabym tak: "Naciągana. Toksyczna". Tyle w temacie. Co było naciągane? Otóż nasz "bed boj" zainteresował się właśnie tą szarą myszką, spośród dziesiątek innych (pal licho, że zabrudził jej sweter krwią). Dodatkowo - zostali przyjaciółmi, przez co główna bohaterka przez jakiś czas wyrywała sobie włosy z głowy, zadając sobie pytanie: "Dlaczego on nie próbuje zaciągnąć mnie do łóżka? Co jest ze mną nie tak?". Odpowiedź jest prosta: WSZYSTKO, dziewczyno. Przyjaciele ze sobą nie sypiają (pomińmy tutaj relacje tzw. "seks przyjaciół"). W takich momentach miałam ochotę zrobić jej to samo, co laluni z "Upadłych" - przybić piątkę. W twarz. Fafarafa! Już nie krzesłem - od razu drzwiami. Albo blatem. Bądź też całym stołem (kogo ja oszukuję. Nie zrobiłabym tego z dwóch powodów: 1. Nie mam na tyle siły. 2. Szkoda by było mebli). Toksyczne? Samo słowo nie wystarczy? No więc; kłótnie, spory, jakieś dziwne tajemnice i sekrety, wybory, bla, bla, bla. Aż się człowiekowi żyć odechciewa.

-Bohaterowie drugoplanowi. Odniosłam wrażenie, że autorka nie radzi sobie z kreowaniem postaci (z resztą nie po raz pierwszy w tej książce). Różnica pomiędzy tymi "ważniejszymi", a nimi, była taka, że ci drugoplanowi przynajmniej potrafili się jakoś dogadać. Z tymi pierwszymi to różnie bywało.


Czy o czymś zapomniałam...


Ach, tak. Umiejętności Abby (czy jak jej tam). [SPOILER] Jej ojciec był hazardzistą i uczył młodą pić i grać w karty, w efekcie czego wypiła kilkanaście (bodajże coś ok 20, lub 30, nie pamiętam dokładnie) kolejek jakiegoś tam alkoholu i przez długi czas dała radę ustać na nogach (pomińmy to, że następnego dnia obudziła się rzygając w wannie). Dodatkowo grała w pokera, czy inne cuś, tak dobrze, że ograła kilku stałych bywalców kasyna w Las Vegas na kilkanaście tysięcy, w kilka godzin. Super. Bo to naprawdę jest możliwe. Zwłaszcza, jeśli popatrzy się na jej wiek, gdy nie powinna mieć nawet wstępu do kasyna, będąc zbyt młodą.

-I ostatni z moich argumentów, dotyczących schematyczności. Przyjaciele głównych bohaterów. I tutaj nie obyłoby się oczywiście bez tego, że oni też musieli się w sobie zakochać, no bo jakże by inaczej. To może od razu niech wszyscy chodzą na podwójne randki i śpią w jednym łóżku?

Tak. Wiem. Jestem wredna. Ale nic na to nie poradzę. W momencie, kiedy to piszę, jest już dobrze po północy, a ja nie mogę spać, bo nagle, po ponad miesiącu od przeczytania tej książki, mój mózg musiał sobie o niej przypomnieć i wyrazić swoje zdanie. Spać mi się chce. Ale już niedługo, już kończę.


Poza schematami i bohaterami tak płaskimi, niczym rozjechanymi przez walce drogowy, mamy tutaj też słaby styl autorki. Odniosłam wrażenie, że nie potrafiła ona pociągnąć wymyślonych wątków, więc powykańczała je wręcz na chama, stosując pierwszy lepszy pomysł, jaki przyszedł jej do głowy. Powiem wam, że nieciekawie to wygląda. To było tak, jakby pani McGuire po prostu za długo budowała napięcie, po czym tego nie wykorzystała, przez co wyszło, jak wyszło, czyli kiepsko.

Wiem, że fani tejże historii być może będą chcieli zadźgać mnie widelcem, długopisem, wykałaczką, bądź też innym, wymyślnym, ogólnodostępnym narzędziem tortur, ale niestety - mówię jak jest.


Tak więc podsumowując:


Książka miała potencjał i ciekawy pomysł na fabułę, jednak autorka najzwyczajniej w świecie zmarnowała obie te rzeczy, i na tym się zakończyło. Schematyczna, nieudana i nudna. To zdanie mogłoby opisać tą powieść

Bohaterowie byli płascy, nijacy, a ich opisy tak "obszerne", że nie jestem pewna, czy gdyby zebrać je wszystkie - zajęłyby one jedną stronę. Toksyczna relacja pomiędzy Abby, a Travisem, gdzie jedno nie umie żyć bez drugiego, a oni i tak się rozstają i godzą, a potem znów rozstają - była nudna i przewidywalna

Jeśli chodzi o całokształt - książka nadaje się jedynie na zapchanie czymś paru godzin. Nie jestem nawet pewna, czy zadziałałaby w roli odmóżdżacza, ponieważ potrafi nieźle zirytować.

Komu polecam? Chyba jedynie komuś, kto albo ma za dużo wolnego czasu i nie ma co robić, albo dla kogoś, kto dopiero rozpoczyna przygodę z czytaniem i szuka jakiegoś romansidła.

Tyle w temacie. Dziękuję.


A wy? Czytaliście? Co sądzicie? :)

15 komentarzy :

  1. Miałam bardzo podobne wrażenia po przeczytaniu tej książki. Bohaterowie są chyba najbardziej irytująca parą w literaturze ;P
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ktoś myśli tak samo jak ja ;)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Kiedyś chciałam przeczytać tę książkę, jak zresztą masę innych, jednak z mijającymi latami, mój gust czytelniczy uległ zmianie i nie kręcą mnie już takie typowo młodzieżowe historie. Co nie oznacza, że nie sięgam po ten gatunek, bo sięgam, lecz dobór lektur jest inny i na co innego zwracam uwagę. :D
    Pozdrawiam, Nat z osobliwe-delirium.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Poprawiłaś mi mój zły humor tą recenzją. Uwielbiam Twoj humor :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Swego czasu książka wydana była jeszcze z inną okładką, zdecydowanie ładniejszą i właśnie ona mnie kusiła do książki, ale potem zaczęłam czytać recenzje... No i się zaczęło. Niestety, ale nie tylko Ty się na tej powieści zawiodłaś, bo bardzo mało pozytywnych recenzji tej książki wynalazłam, przez co zupełnie się zniechęciłam i już odpuściłam sobie poszukiwania "Pięknej katastrofy". A Twoja recenzja teraz tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie ma sensu dawać jej szansy. ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ona nie miała tak ze trzech wersji okładkowych? Nie jestem pewna, ale ostatnio wpadłam na inne i cóż. Ani okładka, ani książka nie wypadały dobrze.

      Usuń
  5. Czytałam już kilka recenzji o niej i kiedyś miałam na nią wielką ochotę, ale teraz tak jakoś to mi przeszło. ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. O książce wydaje mi się że już słyszałam i opis wydaje się ciekawy ale po twojej opini to sama nie wiem czy sięgnąć. Jeżeli akcja stawała się nudna a bohaterowie byli płytcy to raczej się nie pokuszę

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaka przyjemna recenzja! :D I jaka skuteczna - na pewno NIGDY nie sięgnę po tę książkę, nie chcę sobie do końca zszargać nerwów.
    A "Zbuntowanego anioła" kochałam, mając nawet nie kilkanaście lat, a jeszcze mniej :D

    Pozdrawiam serdecznie,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Po upływie pewnego czasu od przeczytania :) chyba się z Tobą zgodzę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja w ogóle podziwiam determinację jaką musiałaś posiadać, iż udało Ci się przeczytać to "dzieło". Ja osobiście nie czytałam, a po tej recenzji na pewno nie sięgnę ;)
    Recenzja sama w sobie jest genialna i takie jej przeznaczenie aby uchroniła biednych czytelników przed strata czasu :D
    Wspaniały styl swoją drogą ;)

    Pozdrawiam i zapraszam na nowego bloga :)

    Na planecie Małego Księcia

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam i nie zamierzam, bo czytałam już wiele podobnych do Twojej :)

    Pozdrawiam, Przy gorącej herbacie

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie ta książka bardzo się podobała. Jak widać kwestia gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Patrząc na opis i ocenę na pewno nie przeczytam. Zbyt by mnie irytowała. A okładkę ma okropną xD wiem, że nie powinno się patrzeć, ale jednak...

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE