Dzisiejsza recenzja będzie pełna nawiasów, narzekań i ważącej dwie tony dawki, zwykłej, ludzkiej (mojej) wredoty + śladowych ilości sarkazmu.
Przed przeczytaniem poniższego tekstu zastanów się, czy aby na pewno chcesz to zrobić, lub zaopatrz się w duże pudełka cierpliwości, gdyż jego lektura, może wywołać niezbadane dotąd skutki uboczne.
Tytuł: Piękna katastrofa
Autor: Jamie McGuire
Seria: Piękna katastrofa
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 464
Data przeczytania: 25 lipca 2016
Moja ocena: 3/10
Opis:
Opowieść o trudnej miłości i namiętności, pojawiających się na przekór zdrowemu rozsądkowi.
Dziewiętnastoletnia Abby Abernathy wybiera uniwersytet jak najdalej od
domu rodzinnego, żeby zapomnieć o przeszłości u boku matki alkoholiczki i
ojca hazardzisty oraz o własnej głęboko skrywanej tajemnicy. Marzy o
ustabilizowanej przyszłości.
Travis Maddox uosabia wszystko to, od czego Abby chce uciec: brutalną
siłę, fantazję i niefrasobliwość w związkach z dziewczynami, które o
dziwo nie mają mu za złe, że zalicza jedną po drugiej. Tylko Abby - choć
czuje, że jakaś zupełnie dla niej niezrozumiała siła przyciąga ją do
tego chłopaka - nie chce mu ulec. A jednak godzi się na proponowany
przez niego zakład: jeśli wygra ona, Travis zostawi ją w spokoju; w
razie jego wygranej zamieszka z nim na miesiąc.
Czego Abby boi się bardziej? Wygranej czy przegranej?
Moja recenzja: