wtorek, 11 kwietnia 2017

#67 „Królowa cieni" - Sarah J. Maas

Witajcie elfiki! :)

Co to było ludu kochany... Złapałam takiego kaca książkowego jak jeszcze nigdy. Nie mogłam napisać o niej słowa, ani w ogóle przestać myśleć. Dzisiaj przychodzę do Was z czymś, co najprędzej można by nazwać imitacją recenzji... Lub opinii... bo recenzją to to się nie nazywa. Mniejsza. Zapraszam <3


WIELKI POWRÓT

 Wiecie jak długo czekałam na moment, w którym będę mogła sięgnąć po tę książkę i wreszcie do cholerci w spokoju ją przeczytać? Zapewne nie macie. Otóż od premiery. Od premiery czekała niegrzecznie na mojej półce i kusiła i kusiła... i wreszcie nie mogłam się oprzeć. Miałam wrażenie, że aż do mnie krzyczy, bym ją czytała. No i się stało. I wiecie co? Już zapomniałam jakie to genialne uczucie czytać książkę i po prostu nawet nie myśleć o tym, by oderwać się choć na chwilę. Nie umiem tego wyjaśnić - to takie surrealistyczne... Ale po prostu podczas lektury czułam jak moje czytelnicze serducho wręcz skacze z radości, nie przesadzam.

 Sarah J. Maas dała nam kolejny przykład na to, że nie tylko zna się na tym co robi. Oj nie. To udowodniła już dawno temu. Teraz pokazuje tylko, że nadal utrzymuje się w najwyższej formie i po raz kolejny podnosi poprzeczkę. Poziom trzeciego tomu był wysoki - naprawdę bardzo wysoki. A tutaj? Po prostu szczerzyłam się jak głupia bo widziałam, że moja ukochana autorka radzi sobie coraz lepiej. Tego nie da się wyjaśnić, ubrać w słowa, czy cokolwiek - to trzeba przeczytać. I gwarantuję Wam - jeśli pierwszy tom nie przypadłby Wam do gustu, nic straconego, ponieważ warsztat pisarski pani Maas poprawia się o niebo z każdą kolejną książką. 

 Przez cały ten czas, gdy „Królowa cieni" stała na mojej półce nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za bohaterami. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że niektórych przedawkowałam *kaszlu*Rowan*kaszlukaszlu*, bo po prostu myślę o nich na okrągło - w domu, w szkole, na ulicy, zasypiając, budząc się... No cholercia po prostu ZAWSZE. I taki stan utrzymuje się już od kilkunastu dni... Jednak nie przeszkadza mi to ani trochę - co więcej: nie mam dość. Chcę więcej i więcej. Książki pani Maas po prostu uzależniają i jest to najlepsze z możliwych uzależnień <3


NOWYM SYNONIMEM SŁÓW "ZWROT AKCJI" JEST SARAH J. MAAS

 Ja już to powtarzam od kilku dobrych recenzji, ale ciii. Bo naprawdę to, co się wyrabia w książkach pani Maas to jest jakieś... no ludzie kochani Sherlock by na to nie wpadł. No za Chiny Pana no. W jednej chwili wydaje nam się, że coś wiemy i jest spoko, fajnie, ok. W następnej coś się dzieje i KABUM! Nie wiemy już nic. Dosłownie baraniejemy. Wydawało mi się, że nie da się mnie już niczym zaskoczyć, a przynajmniej w wypadku książek tej oto pani. A jednak.

 Uch. Wiecie, bardzo chciałabym zdradzić Wam dlaczego tak paplam bez sensu, jednak jest to taki wielki spoiler, że po prostu nie mogę tego zrobić...

 W każdym razie musicie wiedzieć, że to co się tutaj odpierniczyło... no po prostu przekroczyło wszelkie granice. Nawet teraz, pisząc tą recenzję po raz nasty, po ponad dwóch tygodniach od przeczytania książki... nadal czuję te emocje i zaskoczenie, jakie mi towarzyszyło. Po prostu coś niesamoooowitego.


 ISTNY ROLLERCOASTER EMOCJI

 I akcji. Bo akcja pędzi jak szalona na łeb na szyję. I niekoniecznie w sensie dosłownym - bywały i momenty, kiedy wszystko fajnie zwalniało jak przy wjeździe na szczyt wspomnianej atrakcji z parku rozrywki, a potem SZUS! I człowiek nawet nie wiedział kiedy, ani tym bardziej jak, a kolejne sto stron było za nim. I... I... I... No cholercia.

 Te wszystkie uczucia i emocje jakie gromadziły się we mnie przez cały tom runęły w jednej chwili, powodując, że nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy też płakać, bo tyle się działo. W jednej chwili byłam wściekła i miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy, w następnej coś ściskało mnie za gardło, a jeszcze za chwilę śmiałam się przez łzy. I nie wiedzieć czemu, ale siedziałam przed książką wpatrując się w nią niewidzącym wzrokiem, ponieważ oczami wyobraźni DOSŁOWNIE widziałam rozgrywające się w niej sceny. To takie cholernie miłe uczucie na serduszku, że Aghmwtlp. Tak oto działa pani J. Maas. TEGO NIE DA SIĘ WYJAŚNIĆ. No po prostu się nie da. Ja mogę tu mówić, mogę próbować wyjaśnić, ale i tak nic za nic w świecie nie odda tego, co czułam.

 Cholercia zapewne nadużywam tego słowa i gadam bez sensu, ale po prostu nie umiem inaczej. Musicie mi to wybaczyć, lub przynajmniej spróbować zrozumieć. Jeśli kiedykolwiek przeczytaliście jakąkolwiek książkę, która sprawiłaby, że zapomnieliście o całym świecie, a emocje towarzyszyły Wam na długie dni po jej przeczytaniu - powinniście wiedzieć o czym mówię.


TYLE SIĘ DZIAŁO, ŻE JA JUŻ NIE NADĄŻAM

 Teraz, po fakcie - nadążam. Jednak podczas lektury nie raz i nie dwa, musiałam przerwać na chwilę. Nie po to, żeby powiedzieć "wow", czy też przejść się po mieszkaniu. To znaczy po to też, ale tu było coś więcej. Przerywałam po to, żeby to wszystko sobie poukładać, porozpływać się nad Rowanem, wysnuć jakieś w 0% trafne hipotezy, zastanowić się kogo lubię, a kogo nie... No po prostu książka siedziała w mojej głowie przez cały czas. Nawet w tak głupich chwilach kiedy zmywałam naczynia... A to samo mówi za siebie. O ile po „Dziedzictwie ognia" miałam wrażenie, że uschnę w oczekiwaniu na kontynuację, tak to, co odczuwam teraz, jest istną męczarnią. Zapełniam to sobie szukaniem fanartów i różnego rodzaju śmieszkowatych nawiązań do serii, czytaniem fanfiction, pisaniem w kółko słów związanych z serią... No po prostu robię wszystko, co tylko przychodzi mi do głowy, a i tak nie potrafię oderwać swoich myśli od tego oto cudeńka.


Z INNEJ BECZKI

 Plus uważam, że warto dodać, że pisząc tą recenzję katuję piosenkę "Burning Heart", którą możecie znaleźć na samym końcu, przy której za każdym razem ryczę (DOSŁOWNIE), a która jest fanowskim utworem stworzonym dzięki inspiracji fana parringiem Rowan i Aelin. Teraz trochę odejdę od tematu książki, ale muszę z kimś się podzielić w kwestii tej piosenki: za każdym razem gdy jej słucham mam ciary. I to nie jakieś takie zwykłe ciarki. Po prostu dreszcze przechodzą po całym moim ciele. Słucham jej codziennie od kilku dni i za każdym razem ryczę. Bo jeśli ktoś czytał ten tom... i włączył ją sobie w pewnym łamiącym serce momencie... To BOŻU KOCHANY TEGO NIE DA SIĘ ZAPOMNIEĆ. To niszczy psychikę. Albo raczej wbija się w nią tak mocno, że aż oczy łzawić zaczynają. Możecie mi powiedzieć, że jestem zbyt emocjonalna, czy cuś... Ale naprawdę: przeczytajcie to, znajdźcie bardzo ściskającą za serce scenę z udziałem Cealeny i Rowana... i przeczytajcie to jeszcze raz, tym razem słuchając przy tym tej piosenki... gwarantuję, że będziecie ryczeć jak te bobry. Lub przynajmniej coś ściśnie Was za gardło - gwarantuję Wam to. A jeśli nie, to zastanawiałabym się, czy uważnie wypełniliście moją instrukcję :P


PODSUMOWUJĄC, BO ZARAZ ZNOWU SIĘ ROZKLEJĘ

 Pierwszy tom to jest nic w porównaniu z "Królową cieni". Jeśli komuś się nie spodobał, czy też nie wciągną go tak bardzo, jak tego oczekiwał... Warto dać szansę tej historii, ponieważ im dalej w las, tym lepiej. O niebo lepiej.

 Warsztat pisarski autorki rozwija się z każdą kolejną historią. I to tak bardzo, że człowiek za tym nie nadąża, a po prostu to czuje. WIDZI. Zarówno po książce jak i emocjach, które mu towarzyszą podczas lektury. Zwroty akcji pojawiają się tak... wybuchowo, że za nic w świecie nie można się połapać kiedy zostaniemy przez nie trafieni i zakochamy się w historii jeszcze mocniej. NIGDY wcześniej ŻADNA KSIĄŻKA nie wywołała we mnie TYLU EMOCJI. Nigdy. Nawet moje ukochane „Upadające królestwa", które przeklinałam i ryczałam jak bóbr nie sprawiły tego, co zrobiła ze mną Sarah J. Maas. Jestem po prostu emocjonalnym wrakiem, który nie wie o czym pisze, więc się już pożegnam i skończę dzisiejszą kompromitację.

 Mam nadzieję, że nikogo nie przeraziłam.

 A teraz obiecana piosenka:


NAWET NIE WAŻCIE SIĘ STĄD WYCHODZIĆ BEZ UPRZEDNIEGO PRZESŁUCHANIA JEJ. Bo będzie foch! 0:) Tak tylko mówię :P

A TAKICH CUDENIEK JEST JESZCZE WIĘCEJ <3 Jeśli chcecie, mogłabym nawet kiedyś nimi zaspamować :P

Tytuł: Królowa cieni
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł oryginalny: Queen of Shadows
Seria: Szklany tron Tom: 4
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Ilość stron: 848
Moja ocena: 10/10
ISBN: 9788328021921

21 komentarzy :

  1. Wszędzie same ochy i achy, a ja wciąż nie przeczytałam żadnej książki Maas. Normalnie brawo ja! :D

    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że ani jednej malusieńkiej malutkiej? :O
      Jak to to tak... nadrabiaj, bo warto <3

      Usuń
  2. Najgorsze sa te dluzsze przerwy... Ciezko wrocic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie początkowo bałam się, że się nie odnajdę, jednak wystarczyło przejrzeć po łebkach kilka stron "Dziedzictwa ognia" i już miałam wrażenie, jakbym czytała je wczoraj :P A potem jakoś to tak płynnie weszło, że nawet się nie zastanawiałam.

      Usuń
  3. Aż wstyd się przyznać, że jeszcze tego nie czytałem. Muszę chyba nadrobić, ale jakoś ostatnio nie ciągnęło mnie do tej serii. Spotykam się z samymi pozytywnymi recenzjami, które bardzo mnie intrygują. Zapraszam do mnie na recenzję nie książki a filmu: http://book-dragon-blog.blogspot.com/2017/04/11-help-recenzja.html

    xx K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak to to tak. Jak można było nie czytać nic od Maas? :O (jako wierna fanka nie umiem sobie tego wyobrazić :P). Nadrabiaj to - nie pożałujesz ;)

      Usuń
  4. Odkąd przeczytałam ją jakoś po premierze, trwam w kacu książkowym, który tylko pogłębi się po lekturze Imeprium burz. Kocham tę serię i kocham tę autorkę!<3
    Pozdrawiam i zostaję na dłużej.:)

    oddam-ci-ksiazke.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :D
      Jeśli chodzi o mnie i "imperium burz" - znajduje się ono obecnie na mojej półce, jednak nie umiem się za nie zabrać - a to wszystko wina koszmarnego przeczucia, że na koniec będę ryczeć :/

      Usuń
  5. O nie, Rowan i Celaena. Czy tylko ja go nie cierpię? A tak w ogóle to #teamChaolenaforever.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak można nie lubić Rowaelin :O Da się tak w ogóle? JAK?
      Przecież Rowan jest taki cudowny... a Cealena idealnie do niego pasuje. No nie da się ich nie szipować... A przynajmniej ja tak nie potrafię...
      Swojego czasu również byłam #TeamChaol, jednak od chwili gdy w trzecim tomie pojawił się Rowan (dosłownie od tej chwili) Chaol spadł na drugi plan, ponieważ moje myśli zaczął prześladować pewien cudowny książę fae *.*

      Usuń
  6. A ja dalej w lesie XD Nie przeczytałam nic autorki, DALEJ... Mam nadzieję, że do końca roku mi się to uda *.* Piosenka cudowna *.* Więc focha nie będzie ;) :p Chcę więcej... <3

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej piosenek... cóż, mam tego całą playlistę, więc kiedyś mogę sypnąć jakimś spamem XD Cieszę się, że ci się spodobało ;)
      Buziaki ;*

      Usuń
  7. Przesłuchałam piosenkę, mam nadzieję, że focha nie będzie XD
    Ja skończyłam póki co na pierwszym tomie, ale drugi już zakupiłam i to tylko kwestia czasu, aż będę kontynuować serię. Tylko jeszcze zanim przeczytam "Koronę w mroku", chciałabym spróbować z "Dworem cierni i róż", bo o tej książce to jest dopiero głośno ostatnio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro słuchałaś piosenki, to ostatecznie chyba się nie obrażę :P
      Ja jednak polecałabym najpierw zapoznać się z "Koroną..." ponieważ "Dwór..." jest na lepszym poziomie pisarskim i po nim ma się naprawdę gigantyczne oczekiwania, a szkoda byłoby się zrazić. Ale w sumie zrobisz jak zechcesz ;)

      Usuń
  8. Ja bardzo lubię tę serię, chociaż czytam ją tylko dla Doriana i Manon, bo Rowana i Celaeny nie cierpię :D. Ale skoro tak bardzo podobała Ci się "Korona cierni", to "Imperium burz" z pewnością pokochasz, bo jest jeszcze lepsze :)

    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imperium już kocham choćby za sam tytuł i okładkę :P No i oczywiście autorkę <3
      A od jutra będę je kochać (lub też nienawidzić, jak to podpowiada mi mój szósty zmysł książkocholika) za treść ;)

      Usuń
  9. To było coś epickiego po prostu <33
    Jednak Celaena mnie trochę denerwowała tym jak na początku naskoczyła na Chaola (a on jest taaaki genialny <333).
    Az się boję co się będzie dziać w piątym tomie <33 No i już nie mogę się doczekać *.*
    Pozdrawiam!
    recenzjeklaudii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Sięgnę jednak najpierw po Dwór cierni i róż autorki, bo czeka już na mnie na półce. A jeśli polubię się ze stylem pisania Maas, to chętnie sięgnę i po tę serię. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piosenka przepiękna, zasłuchiwałam się w niej po skończeniu Empire of Storms w oryginale, bo jest przepiękna i pasuje w punkt!
    Przy okazji - po 4 części nie miałam cierpliwości na czekanie po polskie tłumaczenie i sięgnęłam po oryginał. Och, ta seria jest po prostu piękna. Nie wiem czy istnieją inne książki, w które aż tak bardzo się wczuwam. One po prostu chwytają za serce <3
    Zgadzam się z Tobą w 100 proc., nie ma porównania w tomach od 3, 4 i 5 do wcześniejszych. Tamte były pierwszymi próbami Sarah, po 3 nabrała rozpędu i takiego drygu do prowadzenia akcji. Jej bohaterów się kocha i nienawidzi, a niektórych znów kocha :D Haha
    Czekam z niecierpliwością na Imperium po polsku, bo chcę sobie tę część odświeżyć. A potem znów czekać z niecierpliwością na kolejny tom, aaaa :( Jak żyć do tego czasu?! Zostaje mi czytanie recenzji i cieszenie się, że inni czują to samo do tej serii <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I takie podejście mi się podoba ❤ Nie wiem dlaczego, ale nic nie cieszy mnie bardziej niż wychwalanie książek Maas przez czytelników... No może tylko książki Maas 😂

      Usuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE