Swego czasu naczytałam się wielu pozytywnych opinii, zarówno o książce,
jak i jej autorce, więc oczywistym było to, że bardzo chciałam zapoznać
się z jej twórczością. Zaintrygowana tytułem i opisem, a także paroma
poleceniami od zaufanych osób w końcu dorwałam powieść w bibliotece i...
cóż, nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale na pewno nie tego
oczekiwałam.
Tytuł: Dziesięć płytkich oddechów
Autor: K.A. Tucker
Seria: Ten Tiny Breaths
Tom: 1
Wydawnictwo: Filia
Data przeczytania: wrzesień 2016
Moja ocena: 7/10
Opis:
Jak sobie poradzisz kiedy na Twoich oczach świat rozsypuje się na kawałki? Co zrobisz kiedy wszystko idzie źle? Kiedy ból rozsadza Twoją duszę? Po prostu oddychasz. Dziesięć płytkich oddechów…
Kilka lat temu życie dwudziestojednoletniej Kacey Cleary rozpadło się na kawałki. Wraz z młodszą siostrą Livie, z biletami autobusowymi w kieszeni, wyruszają do Miami.
Goniąc za marzeniami i uciekając przed koszmarem, dziewczyny trafiają do apartamentowca niedaleko plaży. Rozpoczynają nowe życie.
I wszystko przebiegałoby zgodnie z planem, gdyby Kacey nie spotkała Trenta Emersona z mieszkania 1D.
Zamknięta w sobie Kacey nie chce niczego czuć. Tak jest bezpieczniej. Dla wszystkich. Jednak w końcu ulega, otwiera serce i zaczyna wierzyć, że może pozostawić za sobą koszmarną przeszłość, by zacząć od nowa. Niestety okazuje się, że nie tylko Kacey kryje tajemnicę. Pozornie perfekcyjny mężczyzna ukrywa prawdę o wydarzeniach, których nie da się wybaczyć. Odkryta przeszłość Trenta sprawi, że Kacey powróci w przerażający mrok i samotność.
Piękna powieść o bliznach, o których nie można zapomnieć, o winie, której nie da się odkupić i o światełku w tunelu, które sprawia, że nawet najbardziej poraniony człowiek szuka w sobie siły, która pozwoli mu wykonać dziesięć płytkich oddechów…
Moja recenzja:
Do napisania tej recenzji zbierałam się długo, bo gdzieś od końca
września, ale nieraz tak mam, że nie potrafię ubrać w słowa tego, co
czułam czytając daną książkę. Nie zawsze jest to w tym pozytywnym
sensie, ale tym razem tak było.
Pamiętam, że jakiś rok temu, może wcześniej, było dość głośno o pani
Trucker, a przynajmniej w sferze, w której się obracałam. Moja
koleżanka, mająca bardzo podobny do mojego gust bardzo mi ją polecała,
wręcz zachwalała twierdząc, że jest to najlepsza książka jaką
przeczytała. I teraz mam dylemat. Czy jednak nasze gusta nie są aż tak
do siebie podobne, czy może ja po prostu szukam w książce całkiem innych
rzeczy.
Sam pomysł na fabułę może i nie był jakiś oryginalny, ale ja do samego
końca nie potrafiłam domyślić się, o co może chodzić, więc uznajmy to za
plus. Autorka stworzyła tutaj wspaniałe portrety psychologiczne swoich
postaci, dzięki czemu całkiem łatwo było wczuć się w ich role, postawić
się na ich miejscu i jakoś to wszystko zrozumieć... Co prawda nie
zgrzeszyłaby dodając więcej opisów, ale nie przeszkadzała mi ich znikoma
ilość, ponieważ skupiła się ona raczej na psychice, a niżeli wyglądzie
zewnętrznym.
Niewątpliwie muszę tutaj wspomnieć o tym, że jest to pierwsza powieść,
która wywoływała we mnie tak wielką chęć zastanowienia się nad tym, co
robię, jak żyję, która zmusiła mnie do refleksji. Nawet, jeśli nie
miałam po niej kaca książkowego, ani nie rozmyślałam nad nią zbyt wiele
(co zapewne było winą rozczarowującego zakończenia), gdzieś tam
podświadomie cały czas towarzyszyła mi w moich rozmyślaniach. I nie
mówię tutaj o czymś typu: "ciekawe, jak to było dalej, bla, bla, bla".
Raczej o tym, że zaczęłam zastanawiać się nad swoją codziennością i
przyglądać się życiu, swoim wyborom i decyzjom. Za to daję jej kolejny
wielki plus. Zdecydowanie potrafiła skłonić do myślenia nawet na długo
po jej przeczytaniu.
Jak już wspomniałam powyżej, zakończenie tego tomu mnie rozczarowało.
Autorka nie pozostawiła czytelnikowi zbyt wielkiego pola popisu dla
wyobraźni i mówię to ja - osoba nienawidząca otwartych zakończeń. Tym
razem chyba jednak wolałabym by pozostało ono otwarte, ponieważ w jakiś
sposób zachęciłoby mnie do lektury drugiego tomu, a tak... Cóż, mimo iż
chciałabym zapoznać się z nim w przyszłości, to jednak ani trochę mi się
do niego nie spieszy. Po prostu... pani Trucker chyba przedobrzyła. Nie
wiem, czy miała na celu wyjaśnienie wszystkiego, czy też zbudowania
napięcia, a tym samym zachęcenia do lektury dalszych części, ale
niestety - nie udało się jej.
Kolejnym punktem do omówienia, nie do końca minusem, ale również nie
plusem, była bipolarność pewnej osoby. Chociaż nie, wróć. "Bipolarny" to
takie mocne słowo... Co prawda na koniec wszystko się wyjaśniło,
czytelnik dowiedział się, dlaczego ta osoba zachowywała się w ten, a nie
inny sposób, jednak nadal pozostawał pewien niesmak. Jeśli jest coś,
czego nie lubię bardziej od otwartych zakończeń, to na pewno są to
niezdecydowane, zbyt skomplikowane postacie. Rozumiem, że wydarzenia z
przeszłości mają różny wpływ na ludzi, jednak to po prostu wydało mi się
nielogiczne, a ja, będąc typem osoby ceniącej sobie ład i porządek, nie
lubię rzeczy nielogicznych.
Ostatni z punktów na mojej liście "do omówienia" może i nie jest ściśle
związany z książką, jednak myślę, że jest naprawdę ważny. Jak już
wspomniałam, książka ta skłoniła mnie do rozmyślań. Jednak nie
wspomniałam o tym, że dzięki niej zaczęłam interesować się psychologią, a
dokładniej leczeniem ZSP. Od czasu gdy przeczytałam tą powieść
obejrzałam chyba z dwadzieścia najróżniejszych dokumentów z nią
związanych i powiem tak - ten temat interesuje mnie coraz bardziej z
każdym dniem. Co więcej - odkryłam, że psychologia ogólnie jest bardzo
ciekawa, więc zastanawiam się, czy nie związać z nią w jakiś sposób
mojej przyszłości... Dwa słowa: WIELKI PLUS.
PODSUMOWUJĄC:
K.A. Tucker poruszyła bardzo ciekawy (przynajmniej dla mnie) temat,
jakim jest radzenie sobie psychicznie i fizycznie po różnego rodzaju
przejściach. Dzięki niej zainteresowałam się psychologią i zaczęłam
zastanawiać się nad swoim postępowaniem w życiu codziennym. Jej książka
niewątpliwie potrafi zmusić do myślenia. Nie powiem, że jest to powieść
dla każdego, bo byłoby to kłamstwo. Myślę, że do niej trzeba po prostu
odpowiedniego podejścia. Ja sama zrobiłam to od złej strony, nastawiając
się na romans, przez co początkowo w ogóle nie umiałam się wciągnąć,
ani czerpać jakiejkolwiek przyjemności z lektury. Dopiero za drugim,
całkiem innym podejściem zobaczyłam jej drugie dno i całość wypadła
całkiem dobrze. Jeśli można się do czegoś doczepić, to na pewno jest to
zbyt mocno zarysowane zakończenie, które nieco zepsuło mi jej wizerunek.
Poza tym, było dobrze.
I to by było na tyle... Dajcie znać co sądzicie. Czytaliście? Macie zamiar? :)