wtorek, 21 czerwca 2016

#21 „Miłość nas zderzyła" - Emery Lord

 Tytuł: Miłość nas zderzyła
Autor: Emery Lord
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 320
Data przeczytania: 20 czerwca 2016
Moja ocena: 7/10
Opis:
 Mają po siedemnaście lat. Vivi pragnie radości i piękna, zmagając się z własnymi nastrojami – chorobą, którą ukrywa.
Dla Jonaha każdy dzień to wyzwanie, bo od śmierci ojca odpowiada za rodzeństwo, matkę pogrążoną w depresji i rodzinną restaurację.
W jego życiu są tylko obowiązki. Ale radość powraca, gdy spotyka Vivi. Miłość dodaje mu sił, choć niewiele wie o dziewczynie, którą kocha…
W życiu Vivi nie wszystko jest jasne, a ona sama stara się rozwikłać dręczącą ją tajemnicę.
Nie chce niczyjej pomocy. Przez to staje się jeszcze bardziej samotna, a jej zachowania jeszcze bardziej nieobliczalne. Żeby poznać prawdę o sobie, musi wyjechać…
Czy Jonah da jej tyle miłości, żeby mogła przejść przez tę próbę i znów być piękną, roześmianą dziewczyną?

Na początku podchodziłam do tej książki sceptycznie i z dużą rezerwą. Nie chciałam się na niej zawieść, więc tak właściwie nie oczekiwałam niczego.


Po jej zakończeniu nie mam bladego pojęcia co mogłabym powiedzieć czy też napisać. Wywołała we mnie mętlik (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad pewnymi rzeczami. Zdecydowanie ma w sobie zarówno przesłanie jak i potencjał. Skłania do refleksji nad swoim życiem, ale nie jest ciężka i nie przytłacza. No dobra, porusza dość ciężki temat (a nawet kilka) ale czytając ją ani razu nie miałam odczucia, że obciąża mnie swoją treścią.

Patrząc na to wszystko teraz, wiem, że moje odczucia jeszcze się zmienią w najbliższym czasie. Ale jedno nie zmieni się na pewno - złość na autorkę z powodu TAKIEGO zakończenia. Nie lubię otwartych zakończeń, a tutaj właśnie to dostałam. I teraz znowu nie mogłam spać, zastanawiając się nad dalszym życiem bohaterów. No bo przecież nie wszystkie książki kończą się szczęśliwie lub też nie. Ta była taka pomiędzy. Z jednej strony cieszyłam się, że wszystko zaczyna się jako tako układać, z drugiej jednak byłam zła na to, co działo się między bohaterami. Nie wiem jak to opisać. Po prostu książka wywołała we mnie bardzo różne emocje.

Główna bohaterka cierpi na pewną chorobę. Jej zachowanie czasami wydawało mi się takie, jakby nagle spadła z księżyca i w ogóle nadawała na innych falach. Zazwyczaj takie coś mnie strasznie denerwuje i nie jestem w stanie dalej brnąć przez książkę. Tym razem było inaczej, bardzo zżyłam się z główną bohaterką, którą siłą rzeczy powinnam chcieć zamordować za jej irracjonalne zachowanie. Tak się nie stało. Polubiłam Vivi i momentami naprawdę byłam "zła na los" za to, jaki dla niej był. To jest dla mnie zaskakujące, ponieważ zazwyczaj nie łączę się z bohaterami tak mocno i po prostu przyjmuję bieg wydarzeń. Tym razem miałam ochotę co chwilę krzyczeć "NIE MOŻE TAK BYĆ!" lub "TO NIESPRAWIEDLIWE!".

Bywały takie momenty kiedy miałam wrażenie, że jeszcze kilka stron a zasnę. Jednak autorka bardzo dobrze wyważyła to wszystko co się tam działo. Sprawiła, że nie nudziłam się i nie chciałam odrywać się od lektury. Kiedy coś cichło, coś nowego pojawiało się na horyzoncie, a ja tylko czekałam aż ukaże wyraźniejsze kształty i dowiem się co to takiego.

Nie wiem co takiego ma w sobie styl pisania pani Lord, jednak bardzo mi się on spodobał mimo tego, że nie jest jakiś górnolotny. Z wielką chęcią sięgnę po jej kolejne książki kiedy tylko nadarzy się okazja. Książka bardzo mi się spodobała, pochłonęłam ją w kilka godzin i co najważniejsze - sprawiła, że po jej przeczytaniu chciałabym wnieść coś nowego do swojego życia, chciałabym się zmienić na lepsze.

Jedynymi minusami tej powieści było; to, że tok rozumowania głównej bohaterki był zagmatwany i czasami sama musiałam na chwilę przystawać aby za nim nadążyć. W ogóle aby nadążyć za tym, co się tam działo. To może nieco przeszkadzać, jeśli komuś spieszy się z lekturą, bo ciężko jest się odnaleźć. Jednak wystarczy dosłownie chwila, a już można czytać dalej, bo wszystko zaczyna się układać.

Kolejnym minusem jest wyżej przeze mnie wspomniane otwarte zakończenie. Nie wiem, może to ja jestem zbyt wymagająca, a może po prostu za bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko kończy się konkretnie, szczęśliwie, bądź też nie i wszyscy są zadowoleni, idą do domu, i pa, pa. Tuta tego nie było. Autorka zakończyła w takim miejscu, że ta książka aż prosi się o kontynuację. W takim miejscu, że to ja proszę o kontynuację.

Tak więc podsumowując i kończąc tą moją zbyt długą gonitwę myśli:

„Miłość nas zderzyła" jest naprawdę dobrą książką, skłaniającą do przemyśleń i prób dostrzegania tego, czego wcześniej nie zauważaliśmy. Autorka ma lekki, aczkolwiek nieco zagmatwany styl pisania (no chyba, że to tylko tok myślenia głównej bohaterki), a to sprawia, że jest on oryginalny i chce się czytać więcej. Nie wiem jak inni, którzy przeczytali bądź też przeczytają tą książkę, ale ja zamierzam do niej wrócić w przyszłości, nie wiem, może za kilka lat, po to, aby się przekonać jakie zmiany we mnie wywoła następnym razem. Z wielką chęcią sięgnę też po inne książki autorki kiedy tylko nadarzy się okazja. Uważam, że książka jest naprawdę dobra i przede wszystkim godna polecenia. Jeśli szukacie czegoś, co skłoni was do myślenia, bądź też pochłonie i oderwie od codzienności - ta powieść jest idealna.



Uff... Za bardzo się rozpisałam, ale nic na to nie poradzę. Po prostu musiałam się tym z wami podzielić ;)  Dajcie znać czy was zaciekawiłam i czy sięgniecie, lub może wręcz przeciwnie :) Jeśli macie jakieś pytania - śmiało, pytajcie. Jestem bardzo zadowolona, że nie słyszałam wcześniej o tej książce i nie przeczytałam żadnej recenzji, bo dzięki temu sama mogłam ją odkryć.
Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE