Przez tę książkę nie wiem co mam teraz zrobić ze swoim życiem. Dosłownie. Wywołała we mnie huragan emocji, a to jej przeczytaniu czułam się po prostu pusta.
Tytuł: Maybe someday
Autor: Colleen Hoover
Seria: Maybe
Tom: 1
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 360
Data przeczytania: lipiec 2016
Moja ocena: 9/10
Opis:
On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce…
"Maybe Someday" to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem.
Moja recenzja:
Sięgając po nią oczekiwałam zwykłego romansu, zawierającego jakieś coś, co sprawi, że nie będzie to podobne do sama nie wiem czego. W każdym razie na pewno nie spodziewałam się, że dostanę coś takiego.
Nie mogę tutaj rozwodzić się nad fabułą, bo wtedy ta recenzja, opinia, czy cokolwiek to jest - rozciągnęłoby się do rozmiarów referatu, albo jeszcze dłużej. Mogę za to powiedzieć, że nie pamiętam kiedy ostatnio czułam tak wiele emocji czytając jakąkolwiek książkę.
Boże. To. Było. Coś. Niesamowitego.
Nie wiem co takiego ma w sobie ta książka. Po prostu nie wiem. Jednak wiem, że po jej przeczytaniu nie spojrzę już na inne w ten sam sposób. Ba. Całe życie wydaje mi się być teraz nieco inne. Powieść sprawiła, że miałam jednocześnie ochotę ją przytulić i wywalić przez okno byle jak najdalej ode mnie. To jest coś tak cudownego, że po prostu nie wiem, nie mam bladego pojęcia co mogę tutaj napisać.
Moje emocje mnie przytłaczają. Przytłacza mnie to, co działo się ze mną podczas czytania. Przytłacza mnie to, że nie tego się spodziewałam! Mam wrażenie, że nie wiem już nic. Mój mózg wziął sobie urlop i może kiedyś do mnie wróci abym napisała cokolwiek, co miałoby jakiekolwiek ręce, i nogi (ta, teraz, ponad dwa tygodnie później po przeczytaniu i napisaniu szkicu, wiem, że mój mózg nie ma zamiaru wracać).
Czuję się tak, jakbym przebiegła maraton emocji. To uczucie mnie przeraża. Nie spodziewałam się czegoś takiego i zupełnie nie wiem co o tym sądzić. Z jednej strony cieszę się, że książka była dużo lepsza od tego, czego się spodziewałam, z drugiej zaś czuję kaca na kilometr...
Miałam już okazję przeczytać dwie inne książki pani Hoover - „Hopeless" oraz „Losing Hope" (swoją drogą jej recenzja może pojawić się w tym, lub przyszłym miesiącu). Obie były dobre. Ale jak dla mnie emocje, które towarzyszyły mi podczas ich czytania nawet nie umywały się do tych, których doświadczyłam czytając „Maybe someday".
Kiedy zaczęłam ją czytać, początek wydał mi się dziwny, nawet bardzo. Ogólnie tak do setnej strony mogłam w spokoju robić sobie przerwę kiedy chciałam, nie zastanawiając się co będzie dalej. Potem akcja potoczyła się w taki sposób, że nie byłam w stanie się oderwać. Podczas pisania tego zarywałam dla tej książki dwie noce i coś czuję, że przeciągnie się to na trzecią (po odstępie dwóch tygodni). Nadal mam problem z "powrotem" do w miarę normalnego myślenia podczas pisania.
I nie mówię tutaj o tym, że siedzę w świecie książki. Nie. Nawet nie myślę o tym, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Ja po prostu staram się zrozumieć jak coś tak prostego, a jednocześnie tak skomplikowanego jak ROMANS mogło wywołać we mnie takie uczucia. Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co teraz piszę może być jedną wielką mieszaniną niespójnych słów i emocji, ale po przeczytaniu tego tomu czuję się tak, jakbym połknęła słownik, i zaczęła pluć przypadkowymi słowami.
Nie podoba mi się to. Cholernie mi się to nie podoba. Nie lubię czuć się w ten sposób. Jestem osobą, która lubi kiedy wszystko idzie zgodnie z planem, uwielbia mieć plan. Lubi mieć wszystko ułożone tak jak należy. I cholernie nie lubi niespodzianek. A tu proszę. Dostałam pudełko niespodziankę, a w nim burzę uczuć i emocji.
Koniec tego dobrego. Podsumowując:
„Maybe someday" jest książką, która dosłownie wbiła mnie w fotel. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś książka wywołała we mnie aż tyle emocji. Zdecydowanie ma ona przesłanie i na 100% wrócę do niej w przyszłości. Co prawda nie miałam po niej kaca książkowego, ale myślę, że to tylko dlatego, że byłam również w trakcie czytania "Pani nocy" (wróć, tytuł jest beznadziejny *skreśla*) - „Lady Mindnight". Nie wiem dlaczego spodziewałam się lekkiego romansidła, nie wiem co w ogóle sobie myślałam. Ale ta książka na pewno nie jest tym, czego się spodziewałam. Nie miałam wobec niej żadnych oczekiwań, więc może dlatego tak bardzo mi się spodobała. Polecam gorąco, zastanawiając się przy tym, czy w ogóle zrozumieliście cokolwiek z tego głupiego słowotoku.
Dajcie znać, czy dało się to przeczytać :) Bardzo chętnie poznam też wasze opinie na temat tego cudeńka, a jeśli jeszcze jej nie czytaliście, powiedzcie, czy macie zamiar ;)
Rok temu byłam w takiej samej sytuacji. Również miałam jakieś do czynienie z tą autorką, bo przeczytałam tak jak ty Hopeless i Losing Hope, ale to właśnie Maybe Someday wbiło mnie w fotel. Postacie, miłość, muzyka wszystko prze genialne i urokliwe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Wielopasja
Dokładnie ;)
UsuńNiedawno ją czytałam i również wrzuciłam jej recenzję. W większości się z Tobą zgadzam, sama byłam bardzo zadowolona z lektury, choć jednocześnie czegoś mi brakowało ;)
OdpowiedzUsuńAle emocjonująca recenzja! Aż zachęca do przeczytania tej książki :D
OdpowiedzUsuńhttp://lowczyniksiazekk.blogspot.com/
Ja też już mam za sobą Maybe Someday i muszę przyznać, że jest to pierwsza i jedyna książka przy której płakałam <3
OdpowiedzUsuńKochana, recenzja oczywiście jest świetna :D Czekam na więcej :*
Pozdrawiam z całego serduszka i zapraszam do mnie na 'Dookoła świata Book Tag | Filmik' :)
Tusia z bloga tusiaksiazkiinietylko.blogspot.com
Cóż, u mnie obyło się bez łez, jednak książka mi się spodobała ;)
UsuńBez łez? Wow. Ja bardzo dużo płakałam, jednak nie chciałam przerywać, więc czasami było naprawdę ciężko :)
UsuńMoże coś jest ze mną nie tak? Z reguły jestem płaczkiem, więc sama się dziwiłam, że wszyscy niby płaczą, a u mnie nawet się na to ni zapowiadało :P
UsuńPo książkę chciałam sięgnąć od dłuższego czasu, jednak nie miałam motywacji. Dzięki Twojej recenzji po prostu już chyba jutro ją zamówię. Pozdrawiam i zapraszam do mnie, dopiero zaczynam. Kinga
OdpowiedzUsuńkingadomanska.blogspot.com
W przypadku Hoover za każdym razem myślę, że już mnie niczym następnym razem nie zaskoczy i zawszę się mylę. Możesz być pewna, że jeszcze nie raz będziesz się czuła tak jak teraz. ;)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję ;)
UsuńMam ją na półce od dłuższego czasu, ale zawsze coś mi przeszkodzi w zabraniu się za nią. Spotykałam się już z różnymi opiniami na jej temat i przyznam, że obawiam się jej, a w zasadzie tego, że nie poczuję tego, o czym Ty wspominasz w swojej recenzji - że nie zostanę wbita w fotel.
OdpowiedzUsuńCóż, nie przekonasz się dopóki nie spróbujesz :)
UsuńTo lepiej nie zastanawiaj się, tylko por prostu chwyć chwilę i bierz się za nią, a się przekonasz :)
UsuńO tej burzy emocji to ja już coś wiem :P Co prawda tej książki jeszcze nie czytałam, ale autorkę znam i lubię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
gabRysiek recenzuje
Miałam to samo po przeczytaniu tej książki :3 Przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie, a moja recenzja wyglądała podobnie: po prostu wypluwanie słów, które i tak nie oddadzą tego, co tak naprawdę czujesz <3 Osobiście uwielbiam tą książkę i jest ona moją ulubioną z pozycji pani Hoover :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie:
kochajacaksiazki.blogspot.com
Baaardzo chcę przeczytać tę książkę. Czytałam już "Ugly love" i mi się podobało. Mam notesik, w którym zapisuję książki, które chcę przeczytać i następną książką Colleen Hoover w kolejce jest właśnie ta :) No i Twoja recenzja upewniła mnie w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Dolina Książek
Cieszę się ;)
UsuńRównież pozdrawiam :)
Mnie tez rozkochała ta książka.;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę za to, że pokazuje jak dwójkę ludzi może połączyć wspólna pasja do muzyki i porozumiewanie się bez słów. :) Choć muszę przyznać, że nie jest ona w gronie ulubionych, jeśli chodzi o twórczość. C.Hooover.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nat z natalie-and-books.blogspot.com
Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, a na półce czeka tylko Hopeless, ale słyszałam właśnie, że Maybe someday jest o wiele lepsze, Twoja recenzja zresztą to potwierdza, więc mam nadzieję, że uda mi się po nią sięgnąć i będę równie zadowolona. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
Maybe Someday jest najlepsze z tych książek, które napisała :)
UsuńMiała identycznie. To naprawdę jedna z niewielu książek, która była w stanie rozwalić mnie na kawałki, jakich nie umiałam poskładać. Wylałam przy niej morze łez, nie zważając na to, że płynęły z moich oczu - nadal przekładałam kartki, bo ta historia była po prostu genialna. Moja ulubiona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Miałam podobnie z tym morzem, ale za nic nie chciałam przerywać :)
UsuńKurczę, niezły chaos. Aż boję się za nią zabrać bo nie wiem w jakim stanie mnie pozostawi po sobie. :)
OdpowiedzUsuńhttp://kulturajasniepanie.blogspot.com
Czytałam ją i bardzo mocno mi się podobała, choć nie wywoła aż takiej burzy jak u ciebie :) Uważam, że jest to najlepsza powieść jaką ta autorka napisała z tych, które przeczytałam (a nie czytałam jak na razie tylko dwóch), więc wydaje mi się, że to dużo mówi :).
OdpowiedzUsuńMimo iż recenzja była ciut chaotyczna podobała mi się, bo przypomniała mi moje uczucia podczas czytania tej książki, a było to dość dawno :)
Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
SZELEST STRON
Czytałam ją już dość dawno, ale zachwyciła mnie od pierwszych stron :) Cudowni bohaterowie, a opisana historia.. ahh, wzruszająca :)
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Nie czytałam ale bardzo mam na nią ochotę :)
OdpowiedzUsuńTyle zachwytów nad tą książką, a mnie nie ciągnie ani do autorki ani do książki:)
OdpowiedzUsuń