Dzisiaj zapraszam Was na recenzję książki, na którą czekałam baardzo długo, a której lektura okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Pozostaje tylko pytanie, czy to zaskoczenie aby na pewno było pozytywne?
CO TU SIĘ TAK WŁAŚCIWIE DZIEJE?
(UWAGA: w opisie pojawiają się spojlery do Dworu cierni i róż, a także Dworu mgieł i furii – jeśli nie chcesz się na nie natknąć, przejdź do następnego nagłówka ;))
(UWAGA: w opisie pojawiają się spojlery do Dworu cierni i róż, a także Dworu mgieł i furii – jeśli nie chcesz się na nie natknąć, przejdź do następnego nagłówka ;))
Po wydarzeniach z „Dworu mgieł i furii" Feyra powraca do Dworu Wiosny aby szpiegować Tamlina i dowiedzieć się o planach króla Hyberinii, który grozi, że zniszczy cały Prythian. By tego dokonać dziewczyna musi grać – udawać, że nadal jest tą samą wystraszoną śmiertelniczką, która przekroczyła granice krainy fae kilka miesięcy wcześniej; udawać, że nadal jest naiwna i szaleńczo zakochana w istocie, której nienawidzi.
Wystarczy jedno potknięcie, a cały misternie szyty plan może lec w gruzach. Wystarczy powiedzieć jedno złe słowo, a komuś stanie się krzywda. By przetrwać i wygrać Feyra musi szukać sojuszników. Tylko komu może zaufać w świecie, gdzie nikt nie jest tym, na kogo wygląda?
Tymczasem Rhys i reszta Dworu Nocy szykuje się do wojny. Będzie ona krwawa i z pewnością pociągnie za sobą wiele ofiar... by mieć jakiekolwiek szanse na wygrane, muszą oni odnaleźć i zniszczyć Kocioł.
Losy świata fae i ludzi są bardzo niejasne. Kto wygra, a kto zostanie pokonany?
SARAH J. MAAS POWRACA W NOWYM STYLU...
Jeśli jesteście ze mną tutaj już dłuższy czas, zapewne wiecie (lub też i nie), że jestem wielką, naprawdę bardzo wielką fanką pani Maas i wszystkich jej książek. Z resztą – nie ja jedyna. Amerykańska autorka szturmem podbiła listy bestsellerów w kilkunastu krajach i znalazła miejsca w sercach milionów czytelników na całym świecie, a każda kolejna jej książka odbijała się coraz większym echem. Nie ma się co dziwić, ponieważ te historie mają w sobie coś, co po prostu uzależnia. Łączą w sobie wiele różnych wątków, być może część tych bardziej oklepanych, jednak razem tworzą niesamowitą całość, którą wprost pokochałam. Odkąd tylko rozpoczęłam swoją przygodę z powieściami tej pani, żyłam w przekonaniu, że każda kolejna będzie o niebo lepsza od poprzedniej, a poprzeczka wzrastała z tomu na tom. Tak było do czasu, aż nie dorwałam „Dworu skrzydeł i zguby". W wypadku tej książki przekonałam się, że powiedzenie „Im wyżej wejdziesz tym boleśniejszy będzie upadek" ma w sobie wiele sensu. A dlaczego?
Cóż, mam na to wiele teorii.
Zacznijmy od tego, że pisząc „Dwór mgieł i furii" autorka ustawiła bardzo, ale to bardzo wysoką poprzeczkę. Jak dla mnie ten tom był o niebo lepszy od poprzedniego, który sam w sobie zakrawał na ideał. Pochłonęła mnie przedstawiona w nim magiczna kraina, pokochałam jego bohaterów i zachwyciłam się rozwojem akcji. A to zakończenie... no cóż, zakończenie mnie zabiło. Na koniec miałam ochotę krzyczeć i płakać ze złości na to, w którym kierunku potoczyła się akcja. Dopadł mnie wielki czytelniczy kac, przez który widok książek przez całe tygodnie budził we mnie pewnego rodzaju pustkę i niechęć. Lektura drugiego tomu serii była prawdziwym emocjonalnym rollercoasterem, który niejednokrotnie wywoływał we mnie naprawdę skrajne emocje. Po czymś tak dobrym poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko. Być może za wysoko, bo niestety muszę przyznać z wielkim bólem mojego czytelniczego serducha, że trzeci tom nie dorastał drugiemu do pięt.
Czytając dwa poprzednie tomy zakochałam się w świecie stworzonym przez autorkę. Zastanawiałam się jakim cudem można było napisać coś tak dobrego, co wywołuje tak wielkie wrażenie. Liczyłam na to, że „Dwór skrzydeł i zguby" utrzyma poziom, jednak niestety się nie udało.
CO TAK WŁAŚCIWIE BYŁO "NIE TAK"?
Tak naprawdę to sama nie jestem pewna. Ten tom, choć niewątpliwie pełen akcji, okazał się być nudniejszy od swoich poprzedników. Nie miał w sobie "tego czegoś", co mają wszystkie książki Maas. Bohaterowie po drodze pogubili swoją zajebistość, a ukochane parringi zostały przeze mnie "odkochane" – *kaszlukaszlu*Nesta i Cassian*kaszlu*. Coś się zepsuło i niesamowicie ubolewam nad tym faktem.
Jedną z najgorszych rzeczy, które zostały tutaj popełnione było zepsucie postaci, a zwłaszcza Rhysa, który stał się tutaj takim typowym pieskiem latającym za Feyrą na każdym kroku, z wielkim syndromem "to-wszystko-moja-wina-jestem-zły-i-zasługuję-na-wszystko-co-najgorsze". Ja nie wiem. GDZIE SIĘ PODZIAŁO MOJE RHYSIĄTKO? No pytam się no.
Jedyne co mi teraz pozostaje to modlić się, by autorka nie poszła tym tropem w trakcie pisania ostatniego tomu "Szklanego tronu", bo z Rowanem również powoli zaczynają dziać się pewne złe rzeczy... Ale teraz mniejsza o to.
Dalej: akcja. Mam wrażenie, że autorka w pewnym momencie poszła na łatwiznę, po najmniejszej linii oporu. Wszystkie najważniejsze wątki zostały rozwiązane, jednak brakło w tym jakiegoś mocnego kopa, który to pojawiał się w innych powieściach tej pani. To wszystko po prostu stało się zbyt prosto. Owszem, wyniki wcale nie były oczywiste, jednak... no cóż. Nie takich rozwiązań oczekiwałam, nie jestem nimi usatysfakcjonowana w 100%.
Kolejna rzecz, która mi się nie spodobała to niezdecydowanie autorki w kwestii Tamlina. To w końcu on jest tym złym, czy dobrym, bo nie ogarniam? W trakcie trwania książki działy się różne rzeczy, jedne wskazywały na tak, inne na nie i po prostu ciężko było to jakoś ogarnąć. O ile zabieg z drugiego tomu jestem w stanie ogarnąć, to z tego ni w ząb.
Przeglądając dyskusje w internecie, na różnego rodzaju grupach, czy portalach, zauważyłam, że dość spora ilość czytelników czepiała się tego, że postacie tej serii są ZBYT nieśmiertelne. Że za mało ich tu zginęło jak na powieść fantasy z wątkiem wojny w tle. Cóż, może i mają rację, jednak żeby nie spojlerować powiem, że mi konkretne trupy wystarczyły. No ale co kto woli.
Zauważyłam że tak tutaj plotę trzy po trzy, biegając w kółko wokół tematu, bo nie chcę zdradzić zbyt wiele. Tak więc chyba przyszła pora najwyższa aby to wszystko jakoś znośnie zebrać. A przynajmniej udawać, że zostało to zebrane.
Dzisiejsza recenzja wydaje mi się nijaka, jednak cóż, lektura wcale nie okazała się tak cudowna jak się spodziewałam.
Książka okazała się być pewnego rodzaju rozczarowaniem, jednak nie mogę powiedzieć, że była zła. Nadal wyróżnia się pośród innych młodzieżówek fantasy, jednak... no cóż, nie jest to już tak wielka różnica jak w wypadku poprzednich tomów. Autorka po prostu podniosła poprzeczkę zbyt wysoko i niestety nie udało jej się jej przeskoczyć. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kolejne tomy z uniwersum Dworów okażą się mieć tendencję zwyżkową aniżeli spadkową jeśli chodzi o jakość wykonania. Ale cóż, Maas jest jedną z moich ulubionych autorek i raczej nie pozwolę, by jedno potknięcie miało w jakiś sposób nad tym zaważyć. Szkoda, aczkolwiek zdarza się każdemu, prawda?
Czy polecam? Oczywiście. Jest wiele osób, które uznają ten tom za najsłabszy, jednak równie dużo jest i tych, które twierdzą, że był świetny. Teraz trzeba tylko przeczytać i wypowiedzieć się po którejś ze stron, prawda? ;) Wystarczy, że nie będziecie oczekiwać od niego zbyt wiele, a lektura na pewno nie będzie taka straszna jak to może się wydawać.
Jedną z najgorszych rzeczy, które zostały tutaj popełnione było zepsucie postaci, a zwłaszcza Rhysa, który stał się tutaj takim typowym pieskiem latającym za Feyrą na każdym kroku, z wielkim syndromem "to-wszystko-moja-wina-jestem-zły-i-zasługuję-na-wszystko-co-najgorsze". Ja nie wiem. GDZIE SIĘ PODZIAŁO MOJE RHYSIĄTKO? No pytam się no.
Jedyne co mi teraz pozostaje to modlić się, by autorka nie poszła tym tropem w trakcie pisania ostatniego tomu "Szklanego tronu", bo z Rowanem również powoli zaczynają dziać się pewne złe rzeczy... Ale teraz mniejsza o to.
Dalej: akcja. Mam wrażenie, że autorka w pewnym momencie poszła na łatwiznę, po najmniejszej linii oporu. Wszystkie najważniejsze wątki zostały rozwiązane, jednak brakło w tym jakiegoś mocnego kopa, który to pojawiał się w innych powieściach tej pani. To wszystko po prostu stało się zbyt prosto. Owszem, wyniki wcale nie były oczywiste, jednak... no cóż. Nie takich rozwiązań oczekiwałam, nie jestem nimi usatysfakcjonowana w 100%.
Kolejna rzecz, która mi się nie spodobała to niezdecydowanie autorki w kwestii Tamlina. To w końcu on jest tym złym, czy dobrym, bo nie ogarniam? W trakcie trwania książki działy się różne rzeczy, jedne wskazywały na tak, inne na nie i po prostu ciężko było to jakoś ogarnąć. O ile zabieg z drugiego tomu jestem w stanie ogarnąć, to z tego ni w ząb.
Przeglądając dyskusje w internecie, na różnego rodzaju grupach, czy portalach, zauważyłam, że dość spora ilość czytelników czepiała się tego, że postacie tej serii są ZBYT nieśmiertelne. Że za mało ich tu zginęło jak na powieść fantasy z wątkiem wojny w tle. Cóż, może i mają rację, jednak żeby nie spojlerować powiem, że mi konkretne trupy wystarczyły. No ale co kto woli.
Zauważyłam że tak tutaj plotę trzy po trzy, biegając w kółko wokół tematu, bo nie chcę zdradzić zbyt wiele. Tak więc chyba przyszła pora najwyższa aby to wszystko jakoś znośnie zebrać. A przynajmniej udawać, że zostało to zebrane.
PODSUMOWUJĄC:
Dzisiejsza recenzja wydaje mi się nijaka, jednak cóż, lektura wcale nie okazała się tak cudowna jak się spodziewałam.
Książka okazała się być pewnego rodzaju rozczarowaniem, jednak nie mogę powiedzieć, że była zła. Nadal wyróżnia się pośród innych młodzieżówek fantasy, jednak... no cóż, nie jest to już tak wielka różnica jak w wypadku poprzednich tomów. Autorka po prostu podniosła poprzeczkę zbyt wysoko i niestety nie udało jej się jej przeskoczyć. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kolejne tomy z uniwersum Dworów okażą się mieć tendencję zwyżkową aniżeli spadkową jeśli chodzi o jakość wykonania. Ale cóż, Maas jest jedną z moich ulubionych autorek i raczej nie pozwolę, by jedno potknięcie miało w jakiś sposób nad tym zaważyć. Szkoda, aczkolwiek zdarza się każdemu, prawda?
Czy polecam? Oczywiście. Jest wiele osób, które uznają ten tom za najsłabszy, jednak równie dużo jest i tych, które twierdzą, że był świetny. Teraz trzeba tylko przeczytać i wypowiedzieć się po którejś ze stron, prawda? ;) Wystarczy, że nie będziecie oczekiwać od niego zbyt wiele, a lektura na pewno nie będzie taka straszna jak to może się wydawać.
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł oryginalny: A Court of Wings and Ruin
Seria: Dwór cierni i róż
Tom: 3
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 848
Moja ocena: 7/10
ISBN: 9788328021747
Za książkę ślicznie dziękuję wydawnictwu Uroboros <3
A Wy? Mieliście już okazję zapoznać się z tym tytułem? Po której ze stron się opowiadacie? ;) A może jeszcze nie mieliście okazji poznać książek pani Maas? Dajcie znać w komentarzach ;)
Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*
Ja zawsze powtarzam, że dla mnie najlepszy był pierwszy tom i tego się będę trzymać. Z trzecim miałam problem pod tym względem, że styl Maas już mi się troszeczkę przejadł, a cała historia zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Ogólnie to zaczynam sceptycznie podchodzić do tej serii, bo niedługo wyjdzie już czwarty tom, którego miało nie być, a jednak jest. Pieniążki posmakowały? Tak to, niestety, wygląda... :/ Jakie masz zdanie na ten temat? Jestem ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńCzwarty tom? Chodzi Ci o A Court of Frost and Starlight? Bo z tego co wiem, to jest to nowela opowiadana z perspektywy Feyry i Rhysa, której akcja toczy się podczas zimowego przesilenia. Nie jest to kolejny tom serii, a raczej dodatek dla chętnych.
UsuńJedyne co mi wiadomo na temat dalszych części uniwersum to to, że prócz kolorowanek ma być osiem części. 3 tomy ACOTAR, 2 nowele i 3 tomy kolejnej serii opowiadanej z perspektywy całkiem innych postaci.
Maas mówiła o tym w jednym z wywiadów, że ACOTAR skończył się na Dworze skrzydeł i zguby, i nie ma w planach kolejnych tomów poza nowelą/nowelami (nie pamiętam dokładnie czy druga nowela będzie dotyczyć dworów czy tej drugiej serii, a nie chcę nikogo wprowadzać w błąd).
Czy skok na kasę... no cóż, zależy jak na to patrzeć. Skoro Maas planowała ten dodatek od jakiegoś czasu, to nie wiem czy bym to tak nazwała. No chyba, że nagle wyskoczy z czymś takim jak Clare z kolejnymi tomami Darów Anioła, które miały być trylogią a zrobiła się sześciotomowa seria... lepiej nie – bo choć uwielbiam obie serie Maas, tak takie zabiegi bardzo mi się nie podobają.
Uff, trochę się rozpisałam, mam nadzieję, że wiadomo o co mi chodzi :p
UsuńWiadomo, dzięki za odpowiedź! :) No wiem, że to miały być opowiadania, ale podobno rozrosło się do czegoś poważniejszego, dlatego się zastanawiam czy to na pewno tylko dodatek czy jednak kolejna neverending story xD
UsuńNie pierwszy raz spotykam się z opinią, że ten tom nie sprostał oczekiwaniom albo coś z nim nie tak... Tak to już bywa z seriami, zdarzają się w nich książki lepsze i gorsze ;) Ja z tej trylogii czytałam tylko pierwszy tom, ale dla mnie nie było to nic wielkiego. Może kiedyś sięgnę po następny, ale nieprędko. Z opinii w internecie można wnioskować, że druga odsłona jest najlepsza.
OdpowiedzUsuńTym razem nie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńPo serię raczej nie sięgnę, ale już wiem komu ją polecę :) Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńSerii jeszcze nie zdążyłam poznać, może jak będzie okazja porównam wrażwnia po lekturze :)
OdpowiedzUsuńPodpisuje się rękami i nogami pod Twoją recenzją. Najbardziej kuła mnie ta wspomniana przez Ciebie nuda. Autorka za bardzo rozwlekła tę historię i według mnie nie miała pomysłu na tę część, bo pisała trochę o niczym. Fabuła nijaka, bez żadnych zaskoczeń. A co do trupów, ja raczej zaliczam się do tej grupy, która uważa, że było ich za mało - głównie w gronie postaci pierwszo i drugoplanowych. Autorka nie miała przysłowiowych jaj, aby kogoś uśmiercić. W pewnym momencie (zapewne wiesz o co mi chodzi) myślałam, że mnie zaskoczy, ale nic z tego. To zagranie Maas było niewyobrażalnie słabe :/ No cóż... szkoda. Teraz zastanawiam się czy w przyszłości sięgnąć po nowelki, bo jakoś nie mam na nie ochoty. Może odmieni mi się, kiedy zostaną wydane ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
houseofreaders.blogspot.com
Taa... ten jeden konkretny wątek na końcu książki o mało mnie nie zabił. Z jednej strony nie chciałam żeby tak się stało, byłam pewna, że jeśli tak będzie, to będę wściekła na cały świat a z drugiej jednak jakoś podświadomie chciałam żeby to się tak skończyło... zagmatwane to, wiem, ale no cóż, spróbuj tu zrozumieć książkoholika :P
UsuńTeż mam tak z nowelkami... z jednej strony jakoś mnie do nich nie ciągnie, a z drugiej jestem strasznie ciekawa co też znowu Maas wymyśliła. No cóż, przekonamy się w okolicy premiery ;)
Zgadzam się z tobą w kilku kwestiach. Przede wszystkim Maas gdzieś tam się pogubiła chyba w moim ukochanym Rhysie. Oczywiście nadal jestem w nim na zabój zakochana, jednak mnie również nie podobało się to jakim przydupasem się stał. Uważam też, że książka jest nieco słabsza od poprzednich części mimo że jest w niej strasznie dużo akcji, cały czas coś się dzieje, jednak to nie oznacza, że zraziłam się do "Dworu...". Mam tendencję do tego, że kocham wszystko co tylko wyszło spod pióra Maas, dlatego tak czy siak uwielbiam dalsze losy bohaterów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie!
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2018/02/szamankaodumarlakow-recenzja.html
No cóż, nadal uwielbiam Rhysa, bo ciężko by go nie uwielbiać... ale nie mogę ślepo kochać czegoś, co nie jest idealne :P Książki Maas nadal uwielbiam, tak jak mówisz, to nie jest tak, że się do nich zraziłam. Po prostu ta część wypadła słabo na tle pozostałych ;)
UsuńRównież pozdrawiam, na pewno wpadnę <3
Cholerka. To kolejna raczej negatywna recenzja trzeciego tomu. Przeczytałam pierwszy i ogromnie, ale to ogromnie mi się podobał. Szybko się wkręciłam w wydarzenia, polubiłam bohaterów, jak i całe uniwersum. Drugi tom czeka na półce, a trzeci za niedługo planuję nabyć - aby mieć pełną trylogię, tak dla zasady... Boję się jednak, że książka nie sprosta moim oczekiwaniom - a są wysokie po pierwszym tomie.
OdpowiedzUsuńDlatego warto nie oczekiwać zbyt wiele ;)
UsuńTaaak, wiem, najłatwiej powiedzieć, a gorzej zrobić, zwłaszcza, że z Maas już tak jest, no ale cóż, trzeba próbować nie mieć wymagań z kosmosu :P
Nie przepadam za Sarah J. Maas. Jej seria "Szklany tron" jest okropna i dotrwałam do pierwszego tomu. Mam przeciwną opinię do wszystkich i uważam, że z tomu na tom coraz gorzej, pierwsza część była najlepsza. I bardzo obawiałam się serii "Dworów". "Dwór cierni i róż" był okropny, irytująca bohaterka, nielogiczna fabuła, po prostu nie. Miałam już w domu "Dwór mgieł i furii" i pomyślałam, że co mi szkodzi, najwyżej nie skończę tej serii. I...się zakochałam. Drugi tom to największe cudo, o mój Boziuniu, miłość, krasz Rhys i takie tam. Dlatego tak bardzo boję się sięgać po ostatni tom, który czeka i czeka. Co jeśli autorka wszystko popsuła? Muszę w końcu się przełamać i przeczytać...Ale to jak znajdę czas na takiego grubasa. ;)
OdpowiedzUsuńDotrwałam do trzeciego tomu* nawet nie wiem co piszę. :D
UsuńJa utknęłam w połowie tomu. Po prostu utknęłam i za cholerę nie mogę ruszyć dalej. Czegoś mi tam brakuje. A akcja niestety nie potrafi mnie porwać do tego stopnia, bym nie mogła się oberwać od lektury. Chyba miałam zbyt wysokie wymagania. :/
OdpowiedzUsuńSporo słyszałam już o tej serii i mam zamiar ją przeczytać żeby wyrobić sobie o niej własne zdanie. ;)
OdpowiedzUsuńJa nienawidzę książek Maas. Według mnie mają określone schematy i opierają się na jednym - miłości. Aż robi mi się niedobrze, jak myślę o ,,Dworach". Jeszcze ,,Szklany Tron" jakoś zniosę, ale ta seria mnie dobija. Wprawdzie nie czytałam jeszcze do końca ACOWARu, ale zaczęłam go i wiem, że szykuje się ostra jatka. Moja masochistyczna bogini zaciera rączki z radości. Nie wiem, czemu się tak katuję, ale widocznie nie mam nic innego w życiu do roboty.
OdpowiedzUsuńŚciskam gorąco,
Iza z Heavy Books