niedziela, 23 kwietnia 2017

#70 „Imperium burz" - Sarah J. Maas || [PRZEDPREMIEROWO] ||

Czy zdarzyło Wam się kiedyś, gdy sięgaliście po jakąś książkę, mieć przeczucie, że to wszystko zakończy się jedną wielką katastrofą i złamie Wasze czytelnicze serducho? Nie? No więc właśnie tak się czułam, gdy w moje łapki wpadło "Imperium burz", a teraz, świeżo po lekturze, zapraszam Was na recenzję, wzbogaconą w gify, która do obiektywnych na pewno nie należy...


ŚWIAT BEZ MAAS? NIEMOŻLIWE

 No więc jakoś tak w styczniu, czyli kawałeczek czasu temu minął rok odkąd zapoznałam się z pierwszym tomem serii "Szklany tron" i zakochałam się bezgranicznie. Przepadłam w świecie Cealeny Sardothien i ani trochę nie żałuję - wręcz odwrotnie. Od tego czasu mój gust czytelniczy nie uległ wielkiej zmianie, jednak na pewno zwiększyły się moje wymagania, co do czytanych przeze mnie książek. I to właśnie pani Maas jest tutaj największą winowajczynią. To ona tak bardzo wpłynęła na to, że zaczęłam szukać w książkach czegoś więcej. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, że większość powieści, po które do tamtej pory sięgałam była przeciętna w porównaniu z tym, co autorka wytworzyła przez kolejne tomy swojej serii. O ile pierwsza część była ciekawa, a druga jeszcze bardziej, tak od trzeciej akcja niesamowicie przyspiesza, a poziom pisarski pani Mas niesamowicie wzrasta i po prostu nie ma tutaj jak porównywać tomu pierwszego z czwartym, bo to po prostu dwa różne wymiary. Do czego zmierzam? Otóż właśnie teraz, w tym momencie oświadczam, że nie mam pojęcia jak mogłam żyć bez książek tej Pani. Teraz nie wyobrażam sobie tego, że "Szklany tron", czy "Dwór cierni i róż" mogłyby nie gościć na mojej półce, ponieważ autorka podbiła moje czytelnicze serce i nie zapowiada się na to, by zamierzała pozwolić komu innemu na odebranie sobie szczególnego w nim miejsca. Tak dobrych, wręcz doskonałych książek jak dzieła Maas, nie udało mi się spotkać.

ZACHWYCAM SIĘ I NIE MOGĘ PRZESTAĆ

  No więc na pewno nie ulega wątpliwościom, iż "Szklany tron" jest moją ulubioną serią. Nie ma się też co dziwić, że od kolejnego jego tomu oczekiwałam czegoś niesamowitego (choć w recenzji "Królowej cieni" <klik> zarzekałam się, że lepiej to już być nie może), czegoś, co porwie mnie od pierwszych stron i zapewni mi niezapomniany rollercoaster emocji. Jak zwykle jednak nie spodziewałam się, że książka będzie aż tak dobra. To nie jest tak, że akcja porwała mnie od pierwszej strony... ona mnie pochłonęła, a w miarę czytania kolejnych rozdziałów tylko się rozkręcała, niejednokrotnie przyprawiając mnie o palpitację serca.

 Autorka po raz kolejny zabrała nas do rewelacyjnie wykreowanego świata Erileii. Pojawiły się nowe miejsca, tajemnice, zagadki, wrogowie, zagrożenia i... postaci - Lorcan mężem mym. Powrócili także niektórzy bohaterowie znani nam z nowelek "Zabójczyni" i oj... ale się działo <3 Było tyle nowości, tyle akcji, cudownych opisów i całej reszty, że nie nadążałam dobrze ochłonąć po jednej scenie, a już w drugiej coś się działo. Bywały momenty, kiedy napięcie było tak wielkie, że nie potrafiłam usiedzieć na miejscu i musiałam na chwilę wstać, przejść się, a potem dopiero wrócić do lektury. Bywały też takie, w których choćby nie wiem co i nie wiadomo ile stron trwały - nie potrafiłam się oderwać ani na chwileczkę.

O WSZYSTKIM PO TROCHU

  Jak już wspominałam - pojawili się nowi bohaterowie. Autorka po raz kolejny rozszerzyła akcję swojej serii o kolejne perspektywy, miejsca akcji i wątki, a mimo to całość nadal była bardzo dynamiczna. Opisy miejsc, uczucia, akcja i dialogi postaci zostały idealnie ze sobą splecione, a uprzednie braki uzupełnione.

 O ile w poprzednich tomach można było narzekać na śladowe ilości akcji w perspektywach Manon i Elide, z pozoru niepotrzebne i niemające związku z fabułą, tak w tym wszystko nabrało jeszcze większego rozpędu. Udało nam się dokładniej poznać te dwie panie (i nie tylko), dowiedzieć się o nich więcej, dzięki czemu stały się nieodzowną częścią historii. Akcja opisywana z ich perspektywy przestała nużyć - wręcz przeciwnie. Czekałam, aż pojawi się z powrotem, bym mogła po raz kolejny śmiać się do książki, lub siedzieć jak na szpilkach.


 Jeśli jest coś, co spodobało mi się najbardziej (a wszystko tutaj zasługuje na wielką pochwałę), to niewątpliwie tym czymś jest romans. I nie tylko ten głównej bohaterki. Oj nie. Pani Maas wzbogaciła życie uczuciowe wielu postaci, a rozwijające się pomiędzy nimi relacje opisywała w sposób bardzo subtelny (albo przynajmniej w większej większości...). Niezmiernie zachwycałam się faktem iż te wszystkie romanse były budowane powoli. Że bohaterowie się poznawali i stopniowo budowali swoją relację, a nie tak na łapu-capu "kocham ją od pierwszego wejrzenia, oddam za nią życie, bla, bla bla". Maas okazała się być w tej kwestii mistrzynią subtelności. I za to kolejny, ogromniasty plus.

 Kolejną rzeczą jest oczywiście sam styl autorki. Ma on w sobie coś takiego, co przyciąga. Lekki i przyjemny język - idealnie trafiający do młodzieży, a jednocześnie na tyle wyszukany, że i osoby starsze odnajdą się w nim bez problemu (potwierdzone na własnej cioci :P). Sposób, w jaki wszystko zostaje opisane i poprowadzone jest bardzo płynny, dzięki czytelnik nawet nie zauważa kiedy upływają mu kolejne strony. Bohaterowie, ich przeszłość, a także powiązania zostały rozplanowane i dopięte na ostatni guzik. Jeśli początkowo coś wydaje Wam się być bez sensu - możecie być pewni, że pani Maas niczego nie robi bez powodu. W najmniej oczekiwanym momencie wyskoczy z takim numerem, że nawet nie zauważycie kiedy szczęki Wam opadną. Gwarantuję ;)
ZAWAŁ ZA ZAWAŁEM

 Razem z głównymi bohaterami poznaliśmy inne oblicze świata wykreowanego przez panią Maas. Dowiedzieliśmy się wielu nowych rzeczy, poznaliśmy nowe miejsca i sekrety, a każda kolejna nowina wywoływała szok. Choć z całych sił starałam się wysnuć jakieś hipotezy, spróbować coś przewidzieć, to poza tym strasznym przeczuciem, o którym wspominałam na samym początku, nie udało mi się przewidzieć absolutnie nic. Autorka tak zręcznie lawirowała przez tłumy stworzonych przez siebie postaci, intryg i tajemnic, że aż dziw (i podziw, i brawa, i oklaski), że się w tym nie pogubiła. Mało tego - niejednokrotnie zaskakiwała jak cholera. Z jednej strony dawała nam mętne wskazówki i poszlaki, byśmy przez jedną chwilę mogli się zachwycać tym, że wreszcie coś odgadliśmy, a w drugiej okazywało się, że niestety (lub też stety), żadne nasze (a przynajmniej moje) nie było choć w połowie zbliżone do tego, co się tutaj wyprawiało. Nawet sama główna bohaterka potrafiła wprowadzić człowieka w osłupienie. Wniosek? Żaden Sherlock Holmes by na to nie wpadł i kropka.


 To właśnie w tym tomie rozpoczęła się prawdziwa wojna i co jak co, ale trzeba oddać pani Maas, że odkryła kolejną rzecz, w której opisywaniu radzi sobie bezbłędnie. Czułam się jak podczas oglądania jakiegoś wyjątkowo trzymającego w napięciu filmu. Miejsca akcji były jak żywe, bohaterowie niemal z krwi i kości, dzięki dobrze poprowadzonym perspektywom, a sceny walki... Nie jestem jakimś specem, rzadko kiedy na takowe natrafiam, jednak byłam pod wielkim wrażeniem tego, jak szeroko rozwinięte są umiejętności pisarskie autorki. No po prostu cud, miód, Rowan.

A MAAS ZNOWU ZNĘCA SIĘ NAD CZYTELNIKAMI...

 No dobra. Pozachwycałam się, teraz czas na wielkie żale i rzewne łzy. 


Powiedzcie mi: czy ja naprawdę tak wiele oczekuję, chcąc, by wszystko wreszcie zaczęło się układać i w tym dobrym stanie pozostało? Czy ja żądam cudów? Bo po prostu już nie wiem. Nie mam siły. Po lekturze tej książki jestem emocjonalnym wrakiem. A dlaczego? Bo pani Maas po raz kolejny postanowiła nam zapewnić gwarantujące zawał zakończenie. Plus, zupełna nowość, która do tej pory zdarzyła mi się tylko w nowelkach: ryczałam jak bober. I rzuciłam książką. Nie bijcie! To wszystko wina autorki, która postanowiła postawić świat czytelników na głowie. TAK SIĘ NIE ROBI. Nie wolno. Rozumiem, można wprowadzić trochę dramatyzmu, zwrotów akcji i pierdyliard intryg, ale to... No po prostu złamało mi serce. Jeszcze nigdy, powtarzam nigdy, czytanie żadnej książki nie przyprawiło mnie o tak skrajne emocje. W jednej chwili się śmiałam, miałam banana na ustach, a w drugiej chciałam rwać sobie włosy z głowy, ponieważ wszystko stanęło na głowie. Ech. Żałuję, że nie mogę powiedzieć, ale jeśli ktoś jest chętny na pogadankę, to zapraszam, bo padnę. 

 



---> mniej więcej tak wyglądałam czytając zakończenie.





KONIEC TEJ KOMPROMITACJI, PODSUMUJMY

 Konkretnie, to kompromituję się ja, nie pani Maas, więc no... ciii.

 Po raz kolejny Sarah J. Maas pokazała na co ją stać i podniosła poprzeczkę, którą ustawiła sobie pisząc poprzednie książki. Udowodniła, że stać ją na wiele więcej i to, co dała nam w "Imperium burz" jest tylko przedsmakiem wielkiej bomby, jaka czeka nas w kolejnych tomach. A przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. 

 Książka niejednokrotnie mnie rozbawiła. Powróciła nasza ukochana, pyskata i sarkastyczna Cealena, której mogło nieco zabraknąć w poprzednim tomie. Znów stała się dzika i zdeterminowana, by osiągnąć swój cel, a teraz już nie była sama - miała cudowną zgraję przyjaciół, których pokochałam razem i każdego z osobna.

 W tym tomie akcja przyspieszała praktycznie cały czas. Non stop coś się działo. I za każdym razem, gdy myśleliśmy, że coś wiemy, okazywało się, że tak naprawdę nie wiemy nic, ponieważ Maas odkrywała przed nami kolejne dna jej historii. I właśnie te wszystkie zaskoczenia, te przyprawiające o zawał momenty, sprawiają, że kocha się ją jeszcze bardziej. Kij z tym, że na końcu nasze serca zostają wyrwane i bezczelnie podeptane, a my sami mamy ochotę ukręcić komuś łebek. To tylko pokazuje, jak wielki talent ma młoda autorka. Bo naprawdę trzeba wiedzieć, co się robi, by wywołać w setkach tysięcy, a nawet milionach czytelników takie burze emocji. Kto jak kto, ale ta pani zdecydowanie zasługuje na wszystkie ochy i achy kierowane w stronę jej i jej książek.

 Moim zdaniem to właśnie ta seria posiada wszystko, czego książkom potrzeba do idealności. Silną i niezależną bohaterkę, która doskonale radzi sobie sama i nie potrzebuje księcia na białym koniu, który uratowałby ją przed smokiem, ponieważ ona sama już dawno sobie z nim poradziła, i zrobiła z niego rękawiczki. Akcję pędzącą na łeb na szyję. Rollercoastery emocji. Intrygi. Kłamstwa. Sekrety. Miejsca tak magiczne i tak cudownie opisane, że czytelnik przy głębszym wysileniu mózgownicy, może sobie je wyobrazić. Potwory. Legendy. Magię. No czegóż więcej mógłby sobie życzyć czytelnik, miłośnik fantasy? Chyba tylko takiego fae na własność :D


 Po raz kolejny, z czystym sercem polecam Wam serię opowiadającą o perypetiach młodej zabójczyni. Jeśli jeszcze jej nie znacie - powinniście jak najszybciej to zmienić. A jeśli już macie za sobą lekturę poprzednich tomów, pytam, na co jeszcze czekacie? Zamawiajcie i czytajcie. Nie pożałujecie ;)

 Tytuł: Imperium burz
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł oryginalny: Empire of Storms
Seria: Szklany tron Tom: 5
Wydawnictwo: Uroboros

Tłumaczenie: Marcin Mortka
Ilość stron: 863*

Moja ocena: 10/10
ISBN:
9788328037304



Za możliwość przeczytania książki ślicznie dziękuję wydawnictwu Uroboros <3


Ufff... To chyba jedyna tak długa recenzja na blogu. Mam nadzieję, że wszyscy dotrwali do końca, a jeśli nie, to przynajmniej zrozumieli ogólny przekaz, jakim jest całkowite polecenie tej serii. Tak jak ostatnio obiecałam, tak i teraz wrzucam kolejną piosenkę, która kojarzy mi się (i najwidoczniej nie tylko mi, czego dowodzi ten filmik) z tą serią i wierzę, że jeśli ja Was nie przekonałam, zrobi to ona ;)





34 komentarze :

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja. Czytałam ją z wielką przyjemnością. Czułam dokładnie to samo na końcu książki, boż to było straszne, ale z drugiej strony tak myślę - to super zakończenie! Kolejna część będzie GENIALNA! Szkoda, że trzeba na nią tyle czekać :(
    Co do par, to też jestem nimi zachwycona i rozmarzona <3 Tak wspaniale to wszystko zaczyna wychodzić! Kibicuję im wszystkim, a jednej w szczególności, bo już od początku tej części przeczuwałam jak to się skończy <3
    Co do wzruszających momentów, jejuś, było ich kilka, ryczałam wtedy jak bóbr, bo bałam się o bohaterów, bo miałam czarne myśli o ich końcu - nic więcej nie napiszę, bo nie chcę spojlerować.
    Książkę czytałam po premierze po angielsku, bo wiedziałam, że nie dam rady czekać na polskie wydanie i teraz z miłą chęcią zrobię powtórkę po polsku - tylko niech dorwę ją w ręce :D Jestem pewna, że tak samo będzie z kolejną, choć Chaol nie jest moim ulubionym bohaterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa i jeszcze jedna rzecz - przeczytanie nowelek to konieczność przed sięgnięciem po Imperium, bez tego człowiek się nie zorientuje kto jest kim, bo ta część to wielki come back starych postaci <3

      Usuń
    2. Haha, jeszcze chwilę pospamuję i znikam - Moją ulubioną piosenką związaną z serią jest: https://youtu.be/bx58eNV-xp0 Mogę jej słuchać w kółko <3

      Usuń
    3. A tam, ja uwielbiam taki spam :D
      A co do piosenki - również się nią zachwycam, podrzuciłam ją nawet w recenzji "Królowej cieni" <3 I ten głos *.* Za pierwszym razem ryczałam jak bober, za drugim... Puściłam ją sobie na wiadomym momencie... i się załamałam. Kto jak kto, ale Maas potrafi grać na emocjach.

      No i dziękuję <3 Buziaki ;*

      Usuń
  3. Kurde, nooo... Idźcie wszyscy do diabła z tą książką XD Wszędzie wszyscy kuszą... Ach... No cóż i tak nie zmienię tego, że dopiero zapoznam się z nią w wakacje, bo wcześniej nie dam rady, ani się w wszystkie pozycje zaopatrzyć, ani je przeczytać, bo są bardzo grube... Pozostaje mi czekać i umierać z ciekawości o co idzie tyle szumu... :p Ale po tej recenzji jestem pewna, że nie odpuszczę i w TYM ROKU przeczytam wszystko Mass, o ile mi się spodoba, a wątpliwe jest by było inaczej :)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Zapomniałam dodać, że piosenka cudowna! Czuj się winna, bo teraz będzie przeze mnie maltretowana przez jakieś kilka dni, wpada w ucho...

      Usuń
    2. Przepraszam </3 Ale ta piosenka jest warta siedzenia w głowie :P
      Moja mała rada: czytając książki Maas zacznij od "Szklanego tronu", a dopiero później zapoznaj się z "Dworem...", bo poziom tych książek jest tak różny, że po rewelacyjnym "Dworze..." "... tron" może wydać ci się sporo słabszy. Tak tylko mówię :)

      Usuń
  4. Całkowicie rozumiem ten zachwyt! :D Miałam podobny stan, ale po przeczytaniu "Dwór Cierni i Róż" - zaczęłam od tej serii autorki i jestem oczarowana!!! Debiut pani Maas już w mojej biblioteczce, odkładam na kolejne części i z jednej strony ubolewam, że trochę minie zanim dotrę do "Imperium Burz" z drugiej - tyle wspaniałych książek przede mną :))

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie nie warto się z nią spieszyć, bo książki Maas to sama przyjemność i cudownie jest czytać je dłużej <3 A poza tym wyczekiwanie na kolejne tomy to męczarnia, więc jak dla mnie te inne wspaniałe książki też muszą zostać przeczytane :P

      Usuń
  5. nie mogę się doczekać po tym co napisałaś :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja, bardzo przekonywująca! :) Teraz koniecznie muszę przeczytać tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dla mnie "Imperium burz" to jak na razie najlepsza część całej serii. Bardzo podobała mi się ta książka, chociaż nie jestem zbyt wielką fanką pary głównych bohaterów - Aelin i Rowana. Po prostu nie potrafię ich polubić :D Ale za to uwielbiam Manon i Doriana i jestem ciekawa, jak rozwinie się ich wątek w kolejnej części ;)
    Chociaż ostatnio doszły mnie słuchy, że pojawi się ona dopiero w przyszłym roku, a teraz w wrześniu ma być za granicą osobna powieść o Chaolu. Lubię tego bohatera, ale chyba jednak wolałabym przeczytać kontynuację, bo po zakończeniu "Imperium burz" już nie mogę się jej doczekać :D

    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rowaelin to życie <3 I Elorcan... i Aedion i Lysandra (to ma jakąś nazwę? XD) no Manorian ostatecznie też przejdzie :P Jak dla mnie za dużo bohaterów do szipowania, ale nie narzekam :P

      Usuń
  8. Mam ochotę walić głową w ścianę, bo jeszcze nie mam tej książki. Buuu :( Ja dopiero w parę dni temu przeczytałam nowelki, dlatego tym bardziej ciekawią mnie owe odniesienia do nich. Wydaje mi się, że się domyślam jaka osoba może się z nich pojawić w "Imperium burz". Jestem niewyobrażalnie ciekawa co tam autorka nowego wymyśliła ;P
    Co do wątków romantycznych, to ja w powieściach Maas mam tak, że teoretycznie one wszystkie mnie strasznie denerwują i działają na nerwy. Podczas czytania nieraz mam ochotę zdewastować czytnik, ale no cóż... i tak je kocham. Zrozum tu kobietę ;P
    Emocje, emocje i jeszcze raz emocje - właśnie to ubóstwiam w powieściach pani Maas :D
    Jak tylko ten tom trafi w moje łapki, to od razu się za niego zabieram :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie osoba, a osoby i zrobi się mega ciekawie <3
      Mam tak samo, więc tu nie ma nic dziwnego... no może Rowaelin mnie nie denerwuje, ale cii :P
      Buziaki ;*

      Usuń
  9. Zaczęłam czytać twoją recenzję, ale uświadomiłam sobie, że zostało mi 200 stron, więc po prostu wrócę tu i jak ją przeczytam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzja jest bez spoilerów, więc nie ma się czym martwić ;)

      Usuń
  10. Po Twojej recenzji musze koniecznie ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam pół recenzji, bo dopiero przede mną historia bohaterki, jednak widzę, że warto sięgnąć po cała serię. Muszę w końcu ja przeczytać.
    Pozdrawiam
    Dorisssblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja właśnie jestem w trakcie czytania Imperium Burz i jestem pod tak ogromnym wrażeniem. Te emocje, które dostarcza nam Maas są po prostu czasami nie do wytrzymania. Myślę, że ten tom będzie moim ulubionym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na chwilę obecną jest również moim ulubionym, ale Maas to Maas i zapewne kolejny będzie jeszcze bardziej ulubieńszy :P

      Usuń
  13. Jestem w trakcie czytania 'Królowej cieni' i w sumie boję się dalej czytać, więc co dopiero będzie jak dorwę ten tom :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpacz i zniszczenie... a tak na poważnie: rozpacz, śmiech, łzy, radocha i ciepło na serduchu. A potem znowu rozpacz ;)

      Usuń
  14. Doskonale rozumiem co czujesz, choć jestem trochę do tyłu z tą serią.
    Ostatnio przeżyłam wielkiego kaca książkowego i rollercoaster emocjonalny po jednej z książek pani Maas i szczerze mówiąc boję się dalej czytać.
    Te książki niszczą mnie wewnętrznie.
    Dziękuję, że zechciałaś podzielić się swoją opinią.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to taki pozytywny strach ;)
      Buziaki ;*

      Usuń
  15. A ja nadal zbieram się z zamiarem przeczytania pierwszego tomu. Dlatego Twoją recenzję "przeleciała", tylko wzrokiem. Mam nadzieje, że i mi ta seria przypadnie do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również mam taką nadzieję. Miłej lektury życzę <3

      Usuń
  16. To było takie genialne *.* A to zakończenie... tak się nie robi no... :( xd


    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE