wtorek, 6 września 2016

#33 „Pułapka uczuć", czyli o tym jak zawiodła mnie Colleen Hoover

Po przeczytaniu tej książki mam w głowie mętlik. I to taki porządny.


Tytuł: Pułapka uczuć
Autor: Colleen Hoover
Seria: Pułapka uczuć
Tom: 1
Wydawnictwo: W.A.B
Data przeczytania: 29 sierpnia 2016
Moja ocena: 5/10
Opis:
 Layken skończyła niedawno osiemnaście lat. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej niespodziewanie straciła ojca. Wraz z kochającą matką i młodszym bratem postanawiają zostawić za sobą przeszłość w Teksasie, by rozpocząć nowe życie w Michigan. Sprzedają dom, pakują rodzinne pamiątki i wyruszają na północ. Każde z nich z innymi obawami i planami na dalszą przyszłość. Zarówno Lake, jak i Kel nie chcą porzucać szkoły, przyjaciół, wspomnień związanych z ulubionymi miejscami. Boją się tego, co ich czeka prawie dwa tysiące kilometrów od domu. Prawdziwego domu. Julia też się martwi. Mimo to stara się dodać otuchy swoim dzieciom i wesprzeć ich w najtrudniejszych chwilach.

Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że już pierwszy kontakt z sąsiedztwem z naprzeciwka zwiastuje poważne zmiany w rodzinnych relacjach. A to dopiero początek niezwykle emocjonalnej, momentami przezabawnej historii losów dwóch rodzin Cohen i Cooperów, w której nikt nie zdaje sobie sprawy, jak ich członkowie staną się sobie bliscy w obliczu śmiertelnej choroby i codziennych problemów.
Moja recenzja:



Sięgając po tę książkę nawet nie sprawdziłam opisu. Wystarczyło mi samo nazwisko autorki i bardzo wiele pozytywnych recenzji. Skończyłam ją czytać i nie wiem, co mam zrobić dalej. Z jednej strony bardzo mi się spodobała i czytało mi się ją naprawdę bardzo przyjemnie. Z drugiej zaś czuję się nią zawiedziona. 


Nasłuchałam się o niej tak wielu dobrych opinii, naczytałam się recenzji w samych superlatywach i co? I jakoś tego nie czuję.


Do tej pory przeczytałam trzy powieści tej pani - "Hopeless", "Loosing Hope", oraz "Maybe someday", ta była czwarta. Wszystkie bardzo mi się podobały i oczekiwałam czegoś równie dobrego, może nawet lepszego od nich. Moje oczekiwania się nie spełniły...


Po jej przeczytaniu dostałam jakiegoś wypalenia. Nie chciało mi się robić kompletnie nic - ani oglądać serialu, ani czytać kontynuacji, w ogóle czytać jakiejkolwiek książki, plus miałam wielkiego lenia, jeśli chodzi o pisanie czegokolwiek na blogu.


No, ale dobrze, nie będę tutaj nudzić o skutkach, zacznę od początku.



Treść książki sama w sobie jest bardzo dobra. Czuć styl autorki, historia naprawdę wciąga, czyta się ją szybko i dość przyjemnie. Jednak coś mi w niej nie pasowało. 

Jak na mój gust relacja między głównymi bohaterami rozwinęła się zbyt szybko. TO WSZYSTKO potoczyło się zbyt szybko. Brakowało mi tutaj kluczowych rzeczy takich jak opisy, czy chociażby więcej informacji o bohaterach i ich rodzinie. Nie tak to sobie wyobrażałam.

On nauczył mnie rzeczy najważniejszej ze wszystkich…
Żeby kłaść nacisk
Na życie.


To, co działo się między Layken a Will'em sprawiało, że nie raz miałam ochotę rzucić książką, a więc i czytnikiem, na którym się znajdowała, co raczej nie skończyłoby się dobrze. Denerwowało mnie to, jak skomplikowana była ich relacja, to jak traktowali siebie na wzajem Denerwowały mnie przeszkody, które stawały na ich drodze. Denerwowało mnie praktycznie wszystko. To, że są razem, to że nie są razem. To kiedy się kłócą i kiedy się godzą. Denerwowało mnie zakończenie i prolog. Jak dla mnie prolog był zbędny. Tylko sprawił, że jestem zła i w sumie sama nie wiem dlaczego. 

Ogólnie po przeczytaniu książki czułam się jak jedna, wielka tykająca bomba - pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. I w cale mi się to nie podoba.

Nie da się uciec do innego miasta, do innego miejsca, innego stanu. Przed czymkolwiek byśmy uciekali, to coś jedzie razem z nami. Zostaje z nami, dopóki nie znajdziemy sposobu, żeby się z tym zmierzyć.


Co do bohaterów drugoplanowych - wydali mi się bezkształtni i nijacy. Fakt, kilkoro z nich, np. brat, lub przyjaciółka Layken byli bardziej wyraziści, jednak reszta była dla mnie rozmazaną plamą. Miałam wrażenie, że choćbym wysilała się nie wiem ile - nie wyobrażę ich sobie. Kolejny minus, zamiast plusów.


Miłym dodatkiem były fragmenty piosenek na początku rozdziałów, oraz wiersze, które pojawiały się od czasu do czasu. To spokojnie mogę zaliczyć do plusów, bo czytało mi się je bardzo przyjemnie. Urozmaicały całą książkę i sprawiały, że czytelnik zastanawiał się jaki związek z nią mają, o czym mówią. Nie powiem - pomysł przypadł mi do gustu.

- Nie podchodźcie do życia zbyt poważnie.
Dajcie mu w pysk, kiedy na to zasługuje.
Śmiejcie się z niego.


A jednak czegoś nadal mi brak. Nie wiem czego. Nie mogę zinterpretować swoich odczuć względem tej książki. W mojej głowie jest kompletny mętlik, mam wrażenie, że to, co piszę jest bez sensu, ładu i składu. Nie podoba mi się to. Lubię mieć wszystko ułożone, czyste, zaplanowane. A tu pani Hoover po raz kolejny doprowadza mnie do takiego stanu. 

Znajdźcie równowagę pomiędzy głową i sercem.


Jednak tym razem jest gorzej niż ostatnio, bo wszystkie jej książki, jakie miałam okazję przeczytać wcześniej wydawały mi się bardzo dobre. Ta jest po prostu nijaka. Nie doprowadziła mnie do łez, tak jak wnioskowałam z wielu recenzji. Nie zachwyciła. Nie zaprzątała moich myśli przez Bóg wie ile czasu. Myślę, że najzwyczajniej w świecie złapałam po niej lenia, albo kaca, albo coś, co w ogóle odbiera jakiekolwiek chęci do pisania, myślenia i czytania.

To też mi się nie podoba. 
 


Podsumowując:


Zawiodłam się na tej książce i czuję się z tym cholernie źle. Po tylu wychwalających recenzjach oczekiwałam czegoś, co wbije mnie w fotel, a na koniec powiem tylko "wow" i nie będę mogła jej nachwalić. Nie dostałam tego. 

Relacja głównych bohaterów rozwinęła się zbyt szybko, co mnie irytowało. Bohaterowie drugoplanowi byli płascy i jednowymiarowi, przez co choćbym nie wiem jak się starała, nie mogłam ich sobie wyobrazić. 

Brak opisów miejsc, przeszłości, lub nawet wyglądu postaci. No dobra, wygląd postaci był, ale ograniczał się do wzrostu, koloru oczy, włosy i wieku.

Jak dla mnie "Pułapka uczuć" jest najsłabszą książką pani Hoover jaką przeczytałam. Z jednej strony mam wrażenie, że nabawiłam się przez nią jakiegoś kaca, albo czegoś, z drugiej nie podobała mi się i chcę przeczytać coś, co pomogłoby mi się wyzbyć pozostałości po niej. Ogólnie nie wiem co mam o niej powiedzieć. NIE WIEM. Zawiodłam się i chyba zraziłam do książek pani Hoover, bo nie mam ochoty na żadne inne. 

 Nie wiem jak to będzie dalej, ale na razie podziękuję.

Nic nie trwa wiecznie. Jedyna rzecz, w której wszyscy jesteśmy do siebie podobni, to to, co nieuniknione. Wszyscy kiedyś umrzemy.


Dajcie znać, czy to coś w ogóle dało się przeczytać. Ostatnio w ogóle nie potrafię nic napisać, żadna recenzja mnie nie zadowala. Tą poprawiałam chyba z dziesięć razy, a i tak nie jest tym, czego oczekiwałam. Ktoś wie, co mi jest? o.O

A co do książki - czytaliście? Podobała się? :)
Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE