niedziela, 7 maja 2017

#71 „Przebudzenie Ziemi: Udręczeni" - Michał Podbielski

Cześć Wam!
Jak Wam mija weekend? Jutro trzeba już iść do szkoły, pracy, zdawać maturę... aż się żyć czasami odechciewa, kiedy człowiek pomyśli, że miał tak ambitne plany a w efekcie nie zrobił nic. Przynajmniej u mnie... No nic, może chociaż zaproszę Was na recenzję ;) Dzisiaj pod lupkę bierzemy drugą w mojej czytelniczej karierze, książkę polskiego autora przeczytaną dla przyjemności.

A GDZIE "WOW"?

 Zacznę może od tego, że po bardzo dobrej lekturze „Dziewczyny z dzielnicy cudów" Jadowskiej chyba wyrobiłam sobie pewnego rodzaju zbyt wysokie oczekiwania odnośnie polskiej fantastyki. Dochodzi do tego fakt, iż opis tej książki mnie zaintrygował i liczyłam na coś z efektem wow. A coś jakby nie pykło i żadnego "wow" nie było.

 Już od pierwszych stron wiele się dzieje. Akcja toczy się tak szybko, odniosłam wrażenie, jakbym zaczęła czytać książkę od środka, a nie od początku, przez co strasznie ciężko było mi się wbić. Przez pierwsze 200, lub nawet 300 stron non stop przeskakiwaliśmy z perspektywy jednego bohatera, do drugiego, przez co to zdezorientowanie tylko się powiększało. Nie raz nie wiedziałam, co właściwie stało się z danym bohaterem ileś stron temu i musiałam się wracać, by wreszcie odnaleźć jego perspektywę i skojarzyć fakty. Strasznie mi to przeszkadzało, przez co coraz bardziej traciłam zapał do lektury i zamiast się cieszyć, niejednokrotnie odczuwałam irytację.


WINCYJ SIĘ TEGO TUTAJ NAPCHAĆ NIE DAŁO?

 Już na samym początku, jeszcze nim przeczytamy prolog, znajdujemy spis postaci, który swoją drogą wprowadza zawroty głowy. Ponad cztery strony bohaterów - imion, nazwisk i takiej najważniejszej charakteryzacji w jednym zdaniu. Pierwsza myśl? To jakiś żart, czy cuś? Potem oczywiście dowiadujemy się kto jest kim, które postaci są ważne, a które pojawiają się sporadycznie, lub zostają tylko i wyłącznie wspomniane (zwłaszcza po śmierci). Autor wprowadził wpis WSZYSTKICH bohaterów, jacy kiedykolwiek pojawili się w tej części, więc było ich sporo, jednak potem okazało się, że nie taki diabeł straszny - tylko jakiś ułamek z nich posiadał swoje własne perspektywy. Jednak będąc szczerą, trochę się wystraszyłam, bo pierwsze wrażenie bardzo przytłacza.

  Wielu spośród wymienionych na samym początku bohaterów miało tutaj swoje własne wątki. Czy to pojedyncze, czy też mnogie - jako cała grupa. Poboczne, główne, jakieś dodatkowe, czy też retrospekcje, rozmyślania, plany... Tego wszystkiego było dużo, zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet bardzo dużo, a przeskoki od jednego, do drugiego wątku stosunkowo krótkie, więc jeśli ktoś (np. ja) nie lubi czegoś takiego, woli dłużej zagłębiać się w daną akcję, może mieć z tym problemy. Domyślam się, iż celem tego zabiegu było wprowadzenie większej dynamiki akcji, jednak jak dla mnie ten pomysł nie wypalił. Co więcej: przytłaczał. Co jeszcze więcej: chwilami wprowadzał taki zamęt, że, tak jak już wspominałam - nie obyło się bez zaglądania wstecz.

 Kolejnym punktem, o którym chciałabym wspomnieć jest sposób wydania książki. Nie wiem jak to jest z Wami, ale ja widząc małą czcionkę i małe marginesy od razu tracę część zapału do lektury. Choćby ze względu na to, że WIEM, że będzie mi się ciężko czytało coś takiego. Oczywiście nie mówię, że książka od razu powinna mieć litery wielkie jak w czytankach dla przedszkolaków (takie coś też mi przeszkadza), ale trochę większa czcionka w cale by mi nie przeszkodziła. Rozumiem, że miało to optycznie zmniejszyć objętość książki i ok, niech będzie. Chodzi mi po prostu o ogólne wrażenie: strony wydawały się ciągnąć i oczy dość szybko się męczyły (a mój wzrok na szczęście jest bez zarzutów... odpukać w niemalowane :P).


JA NI WIM CO TU SIEM WYPRAWIA

 Tak, widzę swoje błędy w powyższym nagłówku. I jest to kolejna rzecz, do której chciałabym się doczepić. A mianowicie stylizacja językowa. Były takie momenty, kiedy autor przenosił nas do perspektywy, której bohaterowie mówili swoim własnym dialektem. A konkretnie do akcji dziejącej się na ziemiach Khartanu. Cały mig polegał na tym, że wyrazy i wypowiedzi zostały stylizowane poprzez wprowadzanie takich zmian jak np. w wypadku słowa "się" zmiana na "siem", "możemy" na "możem", "zrezygnują" na "zrezygnujom" i innych tego typu kombinacji. Całość przypominała typowe błędy językowe, lub gwarę starszych osób, jaką zdarza się słyszeć na wsiach, jednak czytanie tego na dłuższą metę... no strasznie, ale to strasznie mnie denerwowało. Nie raz miałam ochotę rzucić książkę w kąt i skończyć naszą przygodę. Jak widać - pomysł ani trochę mi się nie spodobał. Albo nie, wróć. Pomysł na stylizację, by łatwiej przenieść czytelnika w realia tego świata był dobry, jednak gorzej z jego wykonaniem. Rozumiem zamysł, rozumiem, że to stylizacja, jednak po prostu ona do mnie nie przemawia. Koniec, kropka. Komuś może się spodobać, mi nie i tyle w temacie.


NARZEKANIA NARZEKANIAMI, ALE CZY TO MIAŁO JAKIEŚ PLUSY?

  Miało. Nawet kilka. Jednak jak dla mnie - bledną one w tych wszystkich misz-maszach, jakie zostały tutaj zastosowane.

 Jednym z nich był wątek Szarych Płaszczy i uzupełniających go artefaktów. Tutaj bardziej skupiałam się na tym, co czytam i naprawdę ciekawił mnie dalszy rozwój wydarzeń... do czasu, aż nie nastąpił kolejny przeskok, do punktu widzenia którejś z pobocznych postaci. Do tego rozdziały pisane z perspektywy Agraiela - maga, który pokrótce miał na pieńku z Imperium - były znacznie ciekawsze niż reszta. Jak dla mnie mogłyby pozostać tylko one i wcale bym nie płakała z tego powodu. Tylko rozdziały im (Szarym Płaszczom i Agraielowi) poświęcone czytało mi się z jakimkolwiek napięciem, reszta była po prostu neutralna, bez znaczenia, lub nawet irytująca.

 Pomysł na fabułę również był ciekawy, jednak na samym pomyśle się skończyło, gdyż, jak dla mnie - wszystko zepsuły wątki poboczne, które mimo pewnego powiązania, przeszkadzały mi w lekturze. Zapewne miły wprowadzać większą dynamikę, sprawić, by czytelnik zagłębiał się w lekturze z jeszcze większym zapałem, jednak w moim wypadku działały całkiem odwrotnie. Zwłaszcza te pisane gwarą. Gdyby choć część z nich została wycięta, czytałabym książkę z dużo większą przyjemnością, a tak... pozostaje mi tylko cieszyć się z tych kilku stron, gdzie naprawdę czekałam na dalszy rozwój akcji.


PODSUMOWUJĄC

 Jak już mówiłam - skończyło się tylko na intrygującym pomyśle na fabułę i moich oczekiwaniach. Książka nie wciągnęła mnie tak, jak na to liczyłam i pozostało tylko rozczarowanie.

 Nie uratowały jej dwa ciekawe wątki, ponieważ ginęły pośród mniej interesującej, lub nawet denerwującej reszty. Wprowadzone w niej stylizacje językowe nie spodobały mi się i irytowały. Styl autora nie przypadł mi do gustu, nie raz miałam ochotę odłożyć książkę i już nigdy więcej do niej nie wracać... No ogólnie zostałam rozczarowana. Komuś to wszystko może się spodobać, być może fanom high fantasy, jednak na pewno nie mnie i kończąc już moje wywody stwierdzam, że nie mam ochoty na ciąg dalszy. I to by było w sumie na tyle.

Tytuł: Przebudzenie ziemi: Udręczeni
Autor: Michał Podbielski
Seria: Wojny Żywiołów Tom: 1
Wydawnictwo: Wydawnictwo Żywioły
Ilość stron: 648
Moja ocena: 4/10
ISBN: 9788394053710

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi.

Jak tam Wasze wrażenia? Jak Wam mija weekend? Dajcie znać i do następnego ;)
Buziaki, Kinga ;*


4 komentarze :

  1. Cóż, podobno autor uczy się pisać koło 3-4 książki...
    Mnie też ta książka nieźle rozczarowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi na pewno ta książka by się nie spodobała. Sama fabuła do mnie nie przemawia.

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto poszedł do szkoły ten poszedł <3 XD Ja jeszcze dzisiaj mam wolne :p Wszystko przez matury <3 Ale jutro już do szkoły ;( A najgorsze jest to, że przez te długie wolne nie zrobiłam KOMPLETNIE NIC do szkoły i za moment wszystko będę robić i się uczyć, aż ryczeć mi się chce XD Jestem takim leniuszkiem, że wszystko zostawiam na ostatnią chwilę, a potem mam XD...

    Mnie sama okładka, by odstraszyła :) Wydaje się jakby wydana była przed 2006 xD Serio, jakoś tak mi się skojarzyła :) Na pewno nie mam zamiaru czytać, a widzę, że wiele nie tracę :) Nie dziwię się, że wow nie było i masz rację Jadowska podnosi poprzeczkę polskiej fantastyce :)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sięgnęłabym po tę książkę, ale po Twojej recenzji w ogóle będę trzymać się od niej z daleka. Nie lubię, kiedy autor nawpycha w historię za dużo bohaterów, bo to tylko komplikuje sprawę i wprawia czytelnika w stan silnej dezorientacji...
    Pozdrawiam, Patty z bloga pattbooks.blogspot.com i zapraszam na recenzję "Wiatrodzieja"!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE