niedziela, 12 listopada 2017

#99 „Złotowidząca. Ucieczka" – Rae Carson, czyli historia o podróży bez końca

Witajcie skarby!
Po krótkiej przerwie zapraszam Was na recenzję książki, po której spodziewałam się czegoś całkiem innego, a czy wyszło to na dobre... cóż, to się okaże ;)


  Na samym wstępie zacznę może od tego, że czytając opis książki, nastawiłam się na świetną historię z motywem podróży, w której magia będzie czyhać na każdej stronie, a ja nie będę mogła się od niej oderwać... A coś chyba nie pykło...

  Leah Westfall to szesnastoletnia dziewczyna z wyjątkowym darem. Darem, który pozwala jej wyczuwać złoto w jej najbliższym, bądź też nieco dalszym otoczeniu. Jest to sekret, który zna tylko ona i jej rodzice... ale czy aby na pewno? Pewnego dnia spotyka ją tragedia. Ktoś morduje jej rodziców i wykrada wszystko, nawet najlepiej ukryte złoto. A to znaczy, że doskonale wiedział, gdzie ono jest. To znaczy, że był on kimś, komu jej rodzice ufali. I co gorsza: ten ktoś wie o jej darze. Zrozpaczona dziewczyna nie wie co ma zrobić. Wie tylko tyle, że jest w niebezpieczeństwie i musi uciekać. Na dodatek jej najlepszy przyjaciel wyruszył do Kalifornii, w której niedawno odkryto złoto. Leah postanawia do niego dołączyć. Ucieka z miasteczka zaraz po pogrzebie jej rodziców i tak oto rozpoczyna długą, żmudną i niebezpieczną wędrówkę poprzez dzikie ziemie dziewiętnastowiecznych Stanów Zjednoczonych. A magii w tym wszystkim tak jakby trochę brak...


GORĄCZKA ZŁOTA

  Wiecie co... piszę ten punkt już któryś raz z kolei, zaczynam z każdej możliwej strony i zupełnie nie wiem jak się do niego zabrać. Książka nie była zła, ale napisanie czegoś o niej to naprawdę istny koszmar. Postaram się więc jakoś sensownie to skrócić.

  Jeśli mam być szczera, to posiadam wielki problem. Problem z dopasowaniem tej książki do jakiejkolwiek znanej mi kategorii. Kiedy po nią sięgnęłam, liczyłam na przygodowe fantasy z nutką romansu, a dostałam... a bo ja wiem jak to nazwać? Autorka zmiksowała wątki z kategorii fantasy, historycznej, romansu, nutki kryminału i przede wszystkim przygodówki. Całość otrzymała dość ciężki do określenia kształt. Widoczne jak na dłoni było chociażby to, że pani Carson zrobiła naprawdę wielki research, gdy w powieści pojawiały się wątki życia ludzi te dwieście lat temu. Opisała wędrówkę w poszukiwaniu lepszego życia, która niosła za sobą nie tylko szczęście i bogactwo, lecz także, krew, pot, łzy i przede wszystkim śmierć całych rodzin. A wszystko to w imię lepszego bytu. Jeśli ktoś, tak jak ja zna się trochę, lub więcej niż trochę na historii Stanów Zjednoczonych, na pewno będzie wiedział w jakim czasie toczy się akcja powieści i jak wtedy wyglądało życie. I autorka to wszystko uwzględniła, tworząc przy tym wciągającą, momentami brutalną historię o losach, które dotykały ludzi żyjących w tamtych czasach. Nie jestem jakąś wielką fanką zabiegów historycznych w powieściach dla młodzieży, ale muszę powiedzieć, że ten mi się spodobał i to nawet bardzo. Jak dla mnie pomysł, by umieścić akcję w tym, a nie innym roku, wieku, był po prostu strzałem w dziesiątkę.

  Co oczywiście nie zmienia faktu, że powieść miała również swoje minusy. Czasami odnosiłam wrażenie, że autorka chcąc uniknąć przydługich opisów przyrody i zdarzeń, zrobiła nieco zbyt wielkie cięcia, a nie zawsze wychodziło to na dobre. Momentami niektóre sceny aż prosiły się o dłuższy opis, o jakieś szczegóły na temat tych zniszczonych domów, powozów, zabitych ludzi i scen ich zgonów. Sama nie jestem fanką opisów, ale gdy są one niemal zerowe, to co jak co, ale to już o pomstę do nieba woła. A wynik tych braków był taki, że było mi ciężko wyobrazić sobie świat tej powieści, jakoś tak się w niego wbić, poczuć go. Liczyłam na coś więcej. Niestety nie wyszło.


BOHATEROWIE

  A co mi tam. Jak już się czepiać, to tylko na całego!

  Otóż problem z bohaterami mam jeden, ale za to ogromny. A mianowicie: wszyscy byli jacyś tacy drętwi. No ja nie wiem czemu, ale po prostu jakoś tak ich nie czułam. Główna bohaterka niby odważna, niby sprytna i spostrzegawcza, nie boi się pracy itede, itepe, ale jak już przyjdzie co do czego, to bywa przy tym tak cholernie naiwna, że po prostu ręce opadają. Jakieś tam emocje wywołuje, ale pokuszę się o stwierdzenie, iż szanse na to, że się ją polubi i na to, że przez większość czasu będzie nas irytować są połowiczne. Takich ludków albo się lubi albo nie.

  Podobnie z postaciami pobocznymi. Czasami odnosiłam wrażenie, że najżywsi z nich, to ci martwi. Nie żartuję. Wszyscy byli jacyś tacy... niedotentegowani! Już większe emocje budziła krowa Atena, czy klacz Peonia niż Pastor czy dzieciaki z konwoju... Chociaż nie, wróć. Te to akurat potrafiły zirytować jak cholera. Ale do rzeczy: generalnie chodzi mi tutaj o to, że mimo, iż każdy bohater posiadał te jakieś tam swoje cechy – ten był draniem, ten mordercą, ten idiotą, a ten to znowu do rany przyłóż – to jednak wszyscy wydawali się być jacyś tacy wyjątkowo nijacy. Nie znalazłam nikogo, kto obudziłby we mnie jakąś szczególną sympatię, ani też nikogo, kogo śmierci bym tutaj żałowała.

  O właśnie, śmierć! I masz ci los, trafiłam na książkę, w której niemal co chwilę ktoś ginie. A przynajmniej na początku i pod koniec. Ja nie wiem, czy autorka nie wiedziała, co zrobić z tymi wszystkimi bohaterami (a było ich naprawdę krocie), czy też po prostu chciała zaskoczyć czytelników, jednak efekt był taki, że przez kilka ostatnich rozdziałów obstawiałam kto umrze następny. I powiem Wam, że to dość mierna rozrywka.


KOŃCOWY MISZ-MASZ

  Jest jeszcze całkiem sporo rzeczy, o których chciałabym tutaj powiedzieć, a żadna z nich nie zajmie mi więcej niż kilka zdań, dlatego też postaram się to tutaj jakoś podsumować. Z naciskiem na "postaram się" ;)

  Jeśli chodzi o pomysł na fabułę, był on naprawdę świetny i wykonanie pod względem zorientowania się przez autorkę w temacie było naprawdę dobre. Stworzyła ona wciągającą historię, która mimo pewnych większych, lub też mniejszych zgrzytów, w końcowym efekcie okazała się być całkiem ciekawą lekturą. Nie jakąś wybitną, ale po prostu dobrą i zastanawia mnie co też można jeszcze wykombinować w następnych tomach.

  Styl autorki sam w sobie jest dla mnie wyjątkowo ciężki do opisania. Dlaczego? Ponieważ książka została napisana bardzo współczesnym i prostym słownictwem, dlatego też nie jest mi łatwo ocenić ją pod tym względem. Zamiast tego powiem więc tak: całą historię czytało się wyjątkowo szybko, nie nudziłam się jakoś koszmarnie, a to zawsze wychodzi na plus. Nie była jakaś mega wciągająca, ale też nie nudziła, dlatego też raczej ją polecę, aniżeli odradzę.

  Bohaterowie byli nieco nijacy, ale nie irytowali, momentami udało im się mnie rozbawić, czy sprawić, bym im współczuła, więc nie mogę powiedzieć, że pod tym względem czeka na Was kompletna tragedia. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak podejdziecie do całej tej sprawy. Dla mnie było to lekkie rozczarowanie, ale myślę, że to raczej moja, aniżeli książki wina. Oczekiwałam od niej czegoś zupełnie innego i niestety nie wyszło tak, jak tego chciałam, więc teraz mam problem.

  Czy polecam? Cóż, to wszystko zależy od tego, czy lubicie tego typu historie: dziejące się w przeszłości, z wątkiem podróży na pierwszym planie. Jeśli tak, to jest to zdecydowanie książka dla Was, a jeśli nie, to lepiej zastanówcie się, czy chcecie przez całą książkę towarzyszyć bohaterom w ich żmudnej wędrówce do celu ;) Myślę, że jeśli nie będziecie mieć zbyt wysokich wymagań, to na pewno znajdziecie w tej historii coś dla siebie. Mimo, iż moim zdaniem nie wypadała ona jakoś super mega dobrze, to jednak po kolejny tom sięgnę, choćby po to, by przekonać się, co też tym razem wymyśli autorka. A nuż będzie lepiej? ;)

Tytuł: Ucieczka
Autor: Rae Carson
Tytuł oryginalny: Walk on Earth a Stranger
Seria: Złotowidząca
Tom: 1
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Ilość stron: 384
Moja ocena: 6.5/10
ISBN: 978-83-7686-566-9


No i to by było tyle na dzisiaj. Recenzja może i nieco przydługawa, ale nie potrafiłam zmieścić się w mniejszej liczbie słów, co jest w sumie dziwne, bo na początku w ogóle nie wiedziałam jak się do niej zabrać... ale mniejsza o mnie ;) Dajcie mi lepiej znać, czy słyszeliście już o tej książce, czy mieliście okazję ją przeczytać, no i przede wszystkim, jeśli tak – czy Wam się podobała ;)

A mój wybity palec ma się coraz lepiej, dlatego też kolejna recenzja powinna pojawić się we wtorek, lub środę. To będzie setna! Chyba trzeba będzie to jakoś uczcić, nie sądzicie? ;)

Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*

4 komentarze :

  1. Nie czytałam tej książki, ale muszę przyznać, że fabułą brzmi ciekawie. ;)


    http://czytam-wszystko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi ta książka wcale się nie spodobała. Takie same wrażenie odniosłam co do bohaterów - byli tacy nijacy. Ja jeszcze miałam wrażenie, że książka w złych momentach się dłuży, a w złych jest ucinana. Nie sięgnę raczej po drugi tom, bo wcale mnie nie interesuje, co się w nim stanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już któryś raz widzę recenzję tej książki w internecie i sama jestem jej ciekawa, więc czas się brać za lekturę innych zaległości :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE