niedziela, 14 października 2018

Kolejna historia o niczym? || „Podniebny" – Kerstin Gier || #116

Macie czasami tak, że wystarczy Wam tylko zobaczyć jakąś książkę i już wiecie, że po prostu MUSICIE ją przeczytać, choćby nie wiem co? Cóż, dokładnie tak zdarzyło mi się w wypadku najnowszej na polskim rynku wydawniczym powieści Kerstin Gier. Nie była to moja pierwsza książka tej autorki, to też miałam już wyrobione swego rodzaju oczekiwania... pytanie tylko, czy udało im się sprostać? Zapraszam na recenzję ;)


Kerstin Gier to autorka znana nam głównie dzięki swojej genialnej „Trylogii czasu", a także nie mniej ciekawej serii „Silver". Obie historie zostały wydane przez wydawnictwo Media Rodzina i (również za sprawą obłędnych okładek) odniosły niemały sukces w czytelniczym świecie. Teraz przyszła pora na kolejną powieść autorki, tym razem w wersji jednotomowej. Jak pani Gier poradziła sobie z wykreowaniem powieści w świecie, w którym tym razem żadnego rodzaju magia nie występuje? Otóż przekonałam się o tym na własnej skórze...

Siedemnastoletnia Fanny rzuciła szkołę i postanowiła odbywać praktykę w hotelu. Tak się złożyło, że trafiła na hotel Château Javier, który znany jest szerzej pod nazwą Podniebny. Pojawiają się w nim najróżniejsi goście z wielu zakątków świata. M.in. światowej sławy łyżwiarka, autor thrillerów, dziennikarze, a nawet boss mafii, czy rosyjscy oligarchowie*. Zadaniem Fanny, jak i innych pracowników Podniebnego jest oczywiście jak najbardziej profesjonalne spełnianie ich potrzeb. Mogłoby się wydawać, że będzie to spokojna historia o nieco zwariowanym hotelowym życiu... A jednak pojawi się w niej również niebezpieczeństwo, niesamowicie droga biżuteria, dwóch przystojnych chłopaków i pewien tajemniczy duch... będzie się działo ;)

WIELKI POWRÓT?

Nie jest to moja pierwsza książka tej autorki, dlatego też wydawało mi się, że doskonale wiem, czego mogłabym po niej oczekiwać. Kilka lat temu miałam okazję przeczytać jej „Trylogię czasu", która niesamowicie mnie urzekła, którą wręcz pokochałam, a coś ponad rok temu sięgnęłam także po „Silver"... i przepadłam po raz kolejny. Nie wiem co takiego jest w stylu pani Gier, ale jest on tak niesamowicie lekki, że po prostu nie da się go nie lubić. A przynajmniej ja nie jestem w stanie. Ma ona tak niesamowitą lekkość w dobieraniu słów i pisaniu lekkich, naprawdę wciągających historii, że po prostu nie raz nie mogłam wyjść z podziwu. Jak to możliwe, by napisać tak dobrą książkę, pełną tak wielu zwrotów akcji i nietuzinkowych bohaterów, a jednocześnie nadal utrzymać bardzo prosty w odbiorze język, dzięki któremu przez książki po prostu się płynie. Zdaję sobie sprawę że w tym akapicie prawdopodobnie nadużywam słowa "lekki", jednak naprawdę chciałabym to podkreślić ;)

Tak więc gdy sięgnęłam po ten tytuł, miałam wobec niego już swego rodzaju oczekiwania. Szczerze? Na początku nieco się nudziłam, jednak muszę przyznać, że mimo to książkę czytało się naprawdę szybko. Choć to przecież nie wystarczy, by historię nazwać dobrą...

W zasadzie sama nie jestem pewna, czego oczekiwałam gdy zaczynałam lekturę, jednak wydaje mi się, że nie do końca to dostałam, że czegoś tu zabrakło.
Jeszcze zanim w ogóle otworzyłam książkę, naczytałam się trochę tych recenzji i myślałam, że będzie to powieść na miarę którejś z poprzednich tej autorki, jednak rzeczywistość okazała się mieć nieco inny kształt.

Jeśli chodzi o sam pomysł na fabułę, to nie wiem jak Wam, ale mi wydał się naprawdę ciekawy. Zapowiadał coś niezobowiązującego i przede wszystkim zabawnego... i w gruncie rzeczy ta historia naprawdę taka była. Nie wymagała od czytelnika zbyt wiele myślenia i nie raz potrafiła rozbawić, dlatego też idealnie nadawała się do tego, by zrelaksować się przy niej po ciężkim dniu. Za to oczywiście należy jej się plus.

Ale co z akcją? No właśnie z tym było gorzej. Bo tak naprawdę o ile podczas lektury wcale mi to nie przeszkadzało, tak już po przeczytaniu zdałam sobie sprawę z tego, że przez większą część była to książka właściwie o niczym. Nie działo się w niej nic specjalnego, co skupiałoby większą uwagę, a najciekawsze wątki nie ekscytowały tak bardzo, jak na to liczyłam. A już na pewno nie odczułam tego "niesamowitego napięcia", które obiecywały mi przeczytane wcześniej recenzje. Bo po prostu go nie było. Owszem, zdarzyły się raz czy dwa momenty, w których aż żal było odkładać książkę na bok, ale w życiu nie nazwałabym tego czymś na kształt napięcia. Mimo wątku kryminalnego, mimo wielu zawirowań w fabule ta książka była po prostu spokojna. Momentami zbyt spokojna.

A JAK WYPADLI BOHATEROWIE?

W zasadzie to aż ciężko mi to powiedzieć, ale słabo. Nawet nieco więcej niż słabo. Ten tytuł miał najmniej dopracowanych bohaterów spośród wszystkich książek autorki jakie do tej pory przeczytałam. Żaden z nich nie przypadł mi jakoś szczególnie do gustu, a już na pewno żaden nie pozostanie na dłużej w pamięci, ponieważ postacie z tej powieści były prawie że nijakie. Co prawda miały swoje momenty, gdy wydawało się, że "o, już go lubię!" jednak cały czas czegoś im brakowało. W efekcie czego tak naprawdę nie zżyłam się z nikim, nawet główną bohaterką, co zdarza mi się wyjątkowo rzadko. A właściwie to prawie nigdy. No po prostu było im tutaj czegoś brak. I na pewno nie jest to wina moich oczekiwań – bo bohaterowie tej książki nawet bez nich nie wyróżnialiby się niczym na tle innych powieści. Byli po prostu zbyt nijacy.

A OKŁADKA? SPOSÓB WYDANIA?

I właśnie dotarliśmy do punktu, który uważam za największy plus tej powieści. Tym razem to nie wnętrze, a część zewnętrzna, namacalna, jest najlepszą rzeczą w tej książce. Okładka jest wprost bajeczna i nawet nie macie pojęcia jak bardzo żałuję, że nie mogę pokazać Wam większej ilości zdjęć. Po prostu zepsuł mi się telefon, a wraz z nim przepadły wszystkie zdjęcia, jakie zdążyłam zrobić :))
Ale do rzeczy.
Już na samym początku, po grafice, jaka krążyła po internecie wiedziałam, że ten tytuł będzie piękny, ale nie spodziewałam się, że AŻ tak. Tego nie da się pokazać na żadnym zdjęciu. To po prostu trzeba wyhaczyć gdzieś w księgarni, wziąć do rąk i przekonać się na własne oczy, że okładka to istne cudo. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to jest książka z rodzaju tych, które chciałoby się mieć na półce nawet jeśli treść zupełnie nie trafia w nasz gust, bo jest po prostu PIĘKNA. I za to należy się ogromny plus wydawnictwu – nawet nie mają pojęcia jak bardzo cieszy mnie decyzja, że kolejna książka tej pani została wydana w oryginalnej okładce <3 Ale nie tylko okładka jest piękna. Całość bowiem zaopatrzona jest wewnątrz w piękne wstępy do każdego rozdziału, ma stosunkowo dużą, czytelną czcionkę i duże akapity, dzięki czemu podczas lektury oczy nie męczą się, a strony idą jedna za drugą szybciej, niż jesteśmy w stanie to zauważyć. No po prostu CUDO *.*

NO TO POCHWALIŁAM, PONARZEKAŁAM, ALE CZY NAPRAWDĘ BYŁO ŹLE?

Otóż nie. Wbrew wszystkiemu, co tutaj napisałam nie było źle. Książka naprawdę mnie wciągnęła  choć nie tak bardzo jak tego oczekiwałam – i na kilkanaście dni zapełniła mi całkiem ciekawą rozrywkę. (Tak, ostatnio tak długo zajmuje mi przeczytanie jednej, wbrew pozorom krótkiej powieści. Nauka na drugą zmianę jest o wiele bardziej męcząca i czasochłonna niż mogłoby się wydawać :)). Bohaterowie mogliby być lepiej dopracowani, tak, by dało się polubić choć część z nich, jednak cóż, wyszło jak wyszło i tego się nie zmieni. To samo z akcją, która niby była, a jednak się jej nie odczuwało. A mimo to i tak muszę jeszcze powiedzieć: co prawda nie jest to historia na miarę „Trylogii czasu", jednak nadal uważam, że warto dać jej szansę, jeśli tylko ktoś lubi lekkie powieści z zagadką i niemałym mętlikiem w tle ;)

Komu polecam? Każdemu, kto miałby ochotę zacząć z książkami tej autorki. Myślę, że będzie to dobry wybór na start, choć równie dobrze możecie zacząć od każdej innej serii. To nie ma znaczenia, bo i tak w ogólnym rozrachunku wszystkie są warte przeczytania ;) Ten tytuł co prawda moim zdaniem wypadł najsłabiej, jednak nie wypadł źle. I dlatego polecam. Jeśli ktoś ma ochotę na lekką historię, od której nie oczekuje zbyt wiele – to jest to powieść idealna dla niego.

Tytuł: Podniebny
Autor: Kerstin Gier
Tytuł oryginalny: Wolkenschloss
Tłumaczenie: Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 438
Moja ocena: 6.5/10
ISBN: 978-83-8008-508-4

Za książkę i możliwość jej przeczytania ślicznie dziękuję wydawnictwu Media Rodzina <3









A Wy? Czytaliście już jakąś książkę tej autorki? A może dopiero zamierzacie zacząć z nią swoją przygodę? Dajcie znać i do następnego!
Buziaki, Kinga ;*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE