poniedziałek, 1 października 2018

To historia dla każdego – „Szara wilczyca" – James Oliver Curwood || #115

Witajcie!
Po krótkiej przerwie przychodzę do Was z recenzją książki, która skradła moje serce już lata temu, a dzisiaj, dzięki temu, że została wznowiona przez wydawnictwo Zysk i S-ka mogę Wam o niej opowiedzieć i spróbować przekonać Was, że to właśnie ten tytuł jest tym, który powinniście przeczytać. Zapraszam na recenzję <3


LEKTURA, KTÓRA WCIĄGA NIEZALEŻNIE OD WIEKU

„Szara wilczyca" to książka dobrze znanego w Polsce i na świecie autora J.O. Curwooda, która już od ponad STU LAT podbija serca czytelników w każdym wieku. Osobom starszym zapewne nie trzeba go przedstawiać, jednak z doświadczenia doskonale wiem, że młodsze pokolenie mogło w ogóle o nim nie słyszeć. Tak więc pora na trochę informacji.

Fabuła książki skupia się na losów dwójki zwierzęcych bohaterów: Kazana – mieszańca psa rasy husky i wilka, i tytułowej Szarej Wilczycy, która w wyniku walki z rysiem straciła wzrok, przez co stała się całkowicie zależna od swojego towarzysza. Czytelnicy mogą śledzić ich losy, gdy podróżują oni przez dziką Kanadę. Na swojej drodze niejednokrotnie spotykają inne zwierzęta, z którymi przychodzi im walczyć – czasem na śmierć i życie – a także ludzi, którzy są im mniej lub bardziej przychylni. Cała powieść utrzymana jest w klimacie typowej przygodówki ze zwierzętami w roli głównej. Jej akcja toczy się w czasach współczesnych autorowi, czyli na początku XX wieku, stąd też możemy w tej książce spotkać się z kilkoma rzeczami, które potrafią nas zszokować. Przykłady? Choćby właśnie sposób traktowania zwierząt, gdzie w tych czasach najwidoczniej było normalne to, że psy spały na dworze w dwudziesto, trzydziesto, a nawet czterdziestostopniowym mrozie, a ich właściciele bili je i karali za nieposłuszeństwo. Cóż, takie wtedy były czasy i uważam, że nie ma się tutaj o co oburzać. Lepiej po prostu zasiąść do lektury i dać się porwać w ten dziki świat.

Pamiętam, że gdy sięgnęłam po ten tytuł jakieś siedem/osiem lat temu byłam nim zachwycona. Co prawda nie byłam w stanie zrozumieć wszystkiego – być może nawet połowy tego, co tam się działo, jednak ówczesna dziewięcioletnia wersja mnie była po prostu oczarowana. Niesamowicie spodobał mi się fakt, że bohaterami powieści są zwierzęta. Że to z ich perspektywy (w większości) opisywana jest akcja powieści. Pamiętam jak przeżywałam losy bohaterów nie mogąc oderwać się od nich nawet na chwilę i przeczytałam ten tytuł w tydzień – a co jak co, ale ponad 250 stron to był nie lada wyczyn dla dziecka, które za czytaniem nie przepadało.
Z czasem jednak pewne wydarzenia z książki już zatarły się w mojej pamięci, a posiadane przeze mnie wydanie (pochodzące chyba z ok 1950r. po prostu się rozpadło i pogubiło strony). Przez długi czas szukałam tego tytułu w różnych księgarniach i na różnych grupach, powoli tracąc nadzieję na to, że jeszcze kiedyś uda mi się go przeczytać w wersji papierowej, aż tu nagle przyszła do mnie cudowna informacja o jego wznowieniu. Stwierdziłam, że po prostu MUSZĘ je mieć. I dostałam. A kiedy tylko je dorwałam, od razu zabrałam się do lektury.


JAK WRAŻENIA?

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia czego spodziewałam się sięgając po ten tytuł po raz kolejny. Liczyłam na to, że spodoba mi się na równi jak w czasach, gdy czytałam go po raz pierwszy i przede wszystkim, że mój gust czytelniczy nie zmienił się aż tak bardzo – w końcu nie chciałam psuć sobie wspomnienia idealnej historii z dzieciństwa.

Tak więc zaczęłam czytać i... zakochałam się na nowo. Zrozumiałam, że czytając tę książkę w wieku dziewięciu lat umknęło mi naprawdę wiele rzeczy, ale też na wiele z nich spojrzałam z zupełnie innej perspektywy... i jestem pewna, że gdy wrócę do niej za kolejne osiem lat, znowu zauważę wiele zmian. 

Gdy czytałam ją po raz pierwszy, miałam nieco inne spojrzenie na wiele rzeczy, jednak część z nich wcale się nie zmieniła. Nadal twierdzę, że przedstawiona w tym tytule relacja Kazana i Szarej Wilczycy to idealny wręcz przykład cudownej, ale też trudnej miłości, która przecież nie zdarza się tylko u ludzi, ale też u zwierząt. Wciąż uważam, że czasami ludzie powinni uczyć się od naszych braci mniejszych. I że część zachowań przypisanych w tej historii zwierzętom tak naprawdę odpowiada tym ludzkim... 

„Szara wilczyca" to książka która nie tylko wciąga i zachwyca dzikim światem przedstawionym, ale też porusza do głębi i wyciska łzy z czytelnika. Podczas jej lektury coś niejednokrotnie ściskało mnie za gardło, a pewne sceny także wyciskały łzy z oczu. Autor doskonale poradził sobie z przedstawieniem świata, w jakim toczyła się akcja. Z wykreowaniem jego realiów. Sposobu myślenia ludzi żyjących w tamtych czasach i zachowania zwierząt. Momentami można było odnieść wrażenie, że pan Curwood towarzyszył naszym głównym bohaterom w ich wędrówce i dlatego tak dobrze to wszystko opisał. Co prawda, jak na mój gust pojawiły się pewne wyolbrzymienia, jednak podczas lektury nie miało to większego znaczenia. Historia i tak była niesamowita sama w sobie. Akcja niejednokrotnie przewyższała momenty z najlepszych romansów czy tragedii i sprawiała, że byłam w emocjonalnej rozsypce. Właśnie tego mi ostatnio brakowało. Książki, przy której nie tylko spędziłabym kilka godzin, lecz książki, która potrząsnęłaby moimi emocjami.

 
Jeśli zaś chodzi o sposób wydania i to, jak książka prezentuje się optycznie... Cóż, trzeba tutaj pochwalić wydawnictwo, bo naprawdę się postarali :) Książka ma twardą oprawę i dziwny, materiałowy grzbiet (nie mam pojęcia z czego ani w jaki sposób zostało to wykonane, więc wybaczcie ten wielce nieprofesjonalny opis :P), dzięki czemu możemy być pewni, że nie zniszczy się tak łatwo. Ponadto zawiera ciekawe ilustracje nawiązujące do treści, a całość wydrukowana została dużą czcionką, dzięki czemu oczy nie męczą się podczas lektury, a długie opisy, których osobiście nie cierpię są znacznie bardziej "znośne" i ani trochę nie przeszkadzają. Poza tym pojawiła się również obowiązkowa wstążka na zakładkę. Czegoż tu chcieć więcej?

Co jeszcze? Przede wszystkim chciałabym bardzo podkreślić tutaj fakt, że jest to lektura, która na pewno trafi do osób W KAŻDYM WIEKU. Podobała mi się gdy miałam dziewięć lat, podobała teraz, gdy mam siedemnaście i na pewno spodoba się gdy będę mieć dwadzieścia siedem, czy czterdzieści. Z resztą – ten tytuł jest swego rodzaju tradycją w mojej rodzinie, a takich książek jest niewiele... właściwie można by je policzyć na palcach jednej ręki. A to chyba coś znaczy, prawda?

Ta historia jest jakby to powiedzieć... ponadczasowa. I nie chodzi mi tutaj tylko o to, że czytali ją moi dziadkowie, rodzice i ja sama. Choć to też jest ważne. Ona ma po prostu w sobie to coś, co sprawia, że jej lektura jest przyjemnością niezależnie od tego, czy żyjemy w wieku XX czy XXI, czy mamy dziewięć czy trzydzieści dziewięć lat. Serca każdego z nas na pewno zostaną przez nią poruszone i każde z nas wyciągnie z niej pewne wnioski. Coś w nas zmieni. Lub chociaż zostanie w pamięci na dłużej. Po prostu Wam to gwarantuję. Zaufajcie mi i sięgnijcie po nią, a na pewno się nie zawiedziecie. To prawdziwa Klasyka przez duże K.

Tytuł: Szara wilczyca
Autor: James Oliver Curwood
Tytuł oryginalny: Kazan the wolf-dog
Tłumaczenie: Jerzy Marlicz
Seria: Szara Wilczyca
Tom: 1
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 267
Moja ocena: 8/10
ISBN: 9788381163804

Za możliwość przeczytania książki ślicznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka


A Wy znacie tego autora? Czytaliście jego książki? A może czytali je Wasi rodzice? Dajcie znać w komentarzach, jestem strasznie ciekawa^^
Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE