czwartek, 21 września 2017

[2] Wywiad z... Agnieszką Lis || część 2

Dzień dobry bobry ;)
Zapraszam Was na drugą część wywiadu z Agnieszką Lis ;) Z tego, czego się dowiedziałam, pierwsza część przypadła Wam do gustu, więc mam nadzieję, że z tą będzie tak samo^^ 

Tak jak w poprzedniej części, tak i teraz, wszystkie pytania były zadawane przez Was... Ta część jest nieco krótsza od poprzedniej, ale podział nastąpił tak, a nie inaczej, ponieważ nie umiałam znaleźć odpowiedniego punktu zaczepienia... A teraz, bez zbędnego przedłużania przejdziemy do treści właściwej ;)


Kinga G.
2. Dlaczego pisze Pani książki?
Bo absolutnie nie wyobrażam sobie, że mogłabym tego nie robić. To taki imperatyw, albo po prostu złośliwy krasnal, który siedzi w środku i podgryza. Pisz, ach pisz, no zobacz, jaki to dobry temat… Ten krasnal obiecuje, że w trakcie pisania i zaraz po będę miała poczucie, że zrobiłam cos fajnego i akurat tej obietnicy dotrzymuje. Gorzej, że to samopoczucie trwa czasem tylko do następnego dnia, kiedy to przeczytam napisany poprzedniego dnia tekst. Wtedy krasnal gryzie znowu – popraw, popraw, będzie lepiej, znowu będzie fajnie… i tak to trwa ;-)
Mariola Zofia Laura M.
1. Nawiązując do "Karuzeli" Pani autorstwa: Jak Pani poradziłaby sobie w obliczu białaczki? Czy miałaby Pani siłę brnąć dalej? A może jednak popadłaby Pani w depresyjną niemoc i utraciła chęci do dalszego egzystowania? 
Oczywiście, uczciwie mówiąc - nie wiem. Nie znalazłam się w takiej sytuacji. Sądzę jednak, że walczyłabym. Dla dzieci, dla męża…

2. Nawiązując do "Pozytywki" Pani autorstwa: Jak Pani zapatruje się na życie "po ślubie" i na sam akt ślubu? Czy uważa Pani, że ślub i przyjęcie nazwiska męża jest czymś wymaganym w życiu (na pokaz dla innych ludzi), czy raczej dowodem tego, że chce się spędzić razem (we względnej zgodzie i miłości) resztę życia? 
Absolutnie to drugie! Działanie na pokaz jest… na pokaz. A żyć musimy naprawdę. Każdy powinien podejmować takie decyzje, z którymi dobrze będzie mu iść przez lata. Mamy tylko jedno życie, musimy przeżyć je najpełniej, jak to możliwe. Efekciarstwo nie zawiera się w moim katalogu pozytywnych działań życiowych.
Monika S.
1. Nawiązując do "Karuzeli". Jeszcze nie czytałam "Karuzeli" ale z tego, co słyszałam, zakończenie było bez happy endu. Dlaczego napisała Pani książkę, którą kończy się śmiercią bohaterki? Pani książki czytają różne osoby. Są wśród nich te zdrowe ale pewnie też chore a także bliscy chorych. Dlaczego zamiast dać im cień nadziei nawet tylko w książce, że wszystko może skończyć się dobrze, że jak bohaterce się udało to może i mi się uda Pani im tę nadzieję odbiera? 
Są różne historie, w życiu i w literaturze. Ta akurat (Karuzela) – chociaż jest fikcyjna – opiera się na autentycznym zdarzeniu. W trzy miesiące od diagnozy moja znajoma odeszła, pozostawiając trojkę dzieci. Była, jest i pozostanie we mnie niezgoda na to, dlatego – między innymi - napisałam tę książkę.

Małgorzata R.
1. Gdyby dostała Pani propozycję zagrania w filmie, który zostałby nakręcony na podstawie Pani książki, zgodziłaby się Pani w nim wystąpić? 
Pewnie! Autorzy są tak samo próżni jak ludzie wszystkich innych zawodów!

2. Czy pisanie wpływa jakoś na Pani życie?
I drugi raz odpowiem – pewnie! Nie może być inaczej. Spędzam nad komputerem wiele godzin, poświęcając na to każdą wolną i niewolną chwilę. Zabieram czas innym działaniom. Okna na przykład myję tylko trzy razy do roku, a nie co miesiąc… bo piszę.
Poza tym często, bardzo często, rozmyślam o planowanych historiach. Sprzeczam się z bohaterami, kreuję ich. Tłumaczę sobie, a może i tym fikcyjnym postaciom – dlaczego nie mogą mieć pewnych cech, dlaczego nie mogą być zawsze fajni.
Sądzę, że księgowy też rozmyśla o swojej pracy po jej skończeniu. Kiedy pracowałam w korporacji, przynosiłam pracę do domu, małe i wielkie porażki i sukcesy… pisarz ma dokładnie tak samo, tylko bardziej.

Julia Anka S.
1. Którą ze swych książkowych postaci polubiła Pani najbardziej i ciężko było Pani się z nią rozstać kończąc książkę? 
Nie potrafię rzetelnie odpowiedzieć na to pytanie. W pierwszej chwili chciałam napisać – Renatę z Karuzeli, bo pisząc tę książkę przeżywałam każdy dzień tej bohaterki, wręcz kibicując jej walce. I to, że znałam zakończenie (to trochę zagranie nie fair, prawda? Wiedzieć, a jednak nie zmienić… cóż, takie paskudne prawo pisarza ;-) nie miało na to wpływu.
Po chwili jednak pomyślałam, że najbardziej to lubię Majkę z Samotności we dwoje. Staje się na koniec taką mądrą, wyważoną staruszką.
Ale właściwie to nie. Najbardziej lubię postaci z mojej nowej książki, tej, którą oddałam już w ręce wydawcy, ale ukaże się dopiero za kilka miesięcy.
Ale to też chyba nieprawda. Najbardziej lubię te, które dopiero napiszę.
A może po prostu wszystkie?
2. Jaka jest Pani ulubiona pora roku i dlaczego akurat ta?
Jesień! Zapach, kolory i dźwięki. To zdecydowanie mój faworyt wśród pór roku.


Iza W.
1. Monika, bohaterka "Pozytywki" czuje się samotna. Jak to jest, że coraz częściej czujemy się samotni, nie potrafimy ze sobą rozmawiać, mimo iż otaczają nas ludzie?
No właśnie, jak to jest? Uważam, że jest to jeden z naszych najpoważniejszych cywilizacyjnych problemów. Na fejsbuku publikujemy informacje o wizycie u fryzjera i o nowej szmince. Czy to jednak jest rozmowa? Nie przekazujemy – na ogół – treści istotnych. Nie piszemy o tym, co naprawdę nam w duszach gra, nie komunikujemy swoich pragnień.
W kontaktach realnych wcale nie jest inaczej. Uśmiechamy się – to dobrze, lepiej, niż gdybyśmy byli ponurzy. Ale czy rozmawiamy? Kiedy – tak naprawdę – każdy z czytających te słowa POROZMAWIAŁ z bliską sobie osobą?
Uważam, że jest to też najpoważniejszy problem w związkach międzyludzkich, czy to tych popartych ślubem, czy też opartych na innych zobowiązaniach. W pewnym momencie przestajemy rozmawiać, zaczynamy wymieniać komunikaty. Nie opowiadamy już o marzeniach, tylko o konieczności zapłaty rachunku za prąd. Tracimy zainteresowanie drugim człowiekiem, nie pokazujemy też siebie, nie dbamy o emocjonalną atrakcyjność. Być może jest to jedna z ważniejszych przyczyn, dla których tak nietrwałe są dzisiaj relacje między ludźmi.
Dotyczy to także tych mniej zobowiązujących układów, przyjacielskich, kumpelskich. Dlaczego czasem łatwiej opowiedzieć o kłopocie nieznajomym jadącym z nami w tym samym przedziale kolejowym? Dlaczego bliscy tak mało nas znają?
Bo z nimi nie rozmawiamy.
Bardzo się cieszę, że poruszyła Pani ten temat. Jestem tylko pisarką, nie socjologiem ani psychologiem, moje spostrzeżenia są prywatne i laickie, jednak… poruszyłam ten temat nie tylko w Pozytywce, także Samotność we dwoje dotyka  tego problemu, być może nawet dogłębniej. I okazało się, że te moje laickie spostrzeżenia spotkały się z ogromnym czytelniczym odzewem.
Odpowiadając więc literalnie na Pani pytanie – nie wiem, dlaczego tak jest. Wiem za to, że być nie powinno. I że powinniśmy starać się ten stan rzeczy zmienić.

2. Lubię powieści, które są słodko-gorzkie, gdzie nie zawsze mamy do czynienia ze szczęśliwym finałem. Takie rozwiązanie sprawia, że opowiedziana historia wydaje się realna, która mogłaby się rozegrać w rzeczywistości. A jakie Pani preferuje zakończenia, zarówno w swoich powieściach, jak i innych czytanych przez Panią książkach?

Nie lubię słodkich historii. Uznaję je za nieprawdziwe, mało realne. Tak w czytaniu, jak i w pisaniu. Dlatego pewnie piszę takie opowieści, których finał bądź w ogóle nie jest szczęśliwy, bądź też pozostaje niejednoznaczny. Niektórzy Czytelnicy mi to wyrzucają…
Zależy mi bardzo – wiem, to nieskromne, ale przyznam się – na pisaniu książek ważnych. Nie mają zmieniać świata, są tylko obyczajowymi książkami, ale chcę, żeby były o czymś i pozostawały z Czytelnikiem.
Być może dlatego nie pisze o sprawach błahych, nie lukruję, a opisywane przez mnie historie nie są słodkie. Cóż, przepraszam…

Edyta S.
1. Kiedy zaczęła Pani pisać? Od jak dawna trwa ta pasja?
Od zawsze! Od momentu, gdy zaczęłam stawiać pierwsze litery. Najpierw nieskładnie i chaotycznie – ale pisałam wytrwale.
Potem zarzuciłam pisanie na rzecz… życia. Ze wszystkimi jego kolorami i zakrętami. A gdy musiałam przystanąć (byłam w ciąży, musiałam trochę zwolnić), pisanie wróciło i już.
Nie wyobrażam sobie życia bez pisania.

Anna Sz.
1. Czy zdarzyło się Pani zmienić akcję książki tak, że odbiegała ona całkowicie od pierwowzoru? Może dodając nowego bohatera lub usuwając go pod wpływem impulsu?
Nie, nigdy mi się coś takiego nie przydarzyło. nie miałam takiego zdarzenia. Na ogół dość dokładnie planuję fabułę przed napisaniem książki. Ale podobno nigdy nie należy mówić nigdy. Kto wie, może taka sytuacja będzie jeszcze miała miejsce? 

Katarzyna G.
1. Czy w Pani sercu jest ukochana karuzela z dzieciństwa?
Tytuł książki musi odzwierciedlać jej zawartość. Opowiadać o historii, a może i o bohaterach. Może być niejednoznaczny i nieoczywisty, ale musi dotyczyć tej konkretnej książki. I Karuzela chyba jest takim tytułem… jak sądzę.
Nie jest zatem opowieścią o moim ukochanym miejscu czy przedmiocie. Nie o mnie ten tytuł ma mówić. Dlatego też przecząco odpowiadam na Pani pytanie ;-)

Edyta Ch.
1. Osoby niewidome mają wyostrzone inne zmysły, dzięki czemu potrafią doskonale dostosować się do swojej sytuacji. Czy u pisarza również następuje wyostrzenie słuchu, wzroku czy innego zmysłu, umożliwiające wyłapywanie z otoczenia ciekawych rozmów, zdarzeń bądź cech u nieznajomych, które po zapamiętaniu zostają wykorzystane w książkach? Czy umysł autora może odpocząć od pracy, kiedy na każdym kroku czyha...inspiracja?
Ależ oczywiście! Nawet nieświadomie „łapię” słówka, drobne historie, gesty, szczegóły wyglądu… czasami w myślach opisuję widziany świat.
Podobno w obecności pisarza trzeba uważać – zawsze może Cię opisać… albo uśmiercić ;-)
Tak na poważnie to nie traktuję tego jako męczącej pracy. Mózg wypoczęty to struktura kreatywna, czasami w tle, w trakcie jakiegoś zupełnie innego zajęcia „wymyśla” się historia, która jednak pojawia się dopiero wtedy, gdy głowa zwolni. I wtedy okazuje się, że jesteśmy na wakacjach, a tutaj… bach, pomysł na książkę! Znienacka, jak czołg ;-) Ale to nie jest praca. Nazwijmy ten stan… kreatywnym odpoczynkiem ;-)

2. Wakacje się kończą, więc może zrobimy krótkie podsumowanie ;) Jaką książkę, przeczytaną podczas wakacji, gorąco by mi Pani poleciła?
O nie, nie, nie!
Nie ma mowy!
Jak polecę jednego autora, to inni się obrażą. W życiu!
PS. Pliszka Hanny Greń przyleciała do mnie w te wakacje… i mi się podobała… Ćććććć….

Małgorzata B.
1. Z czytanych przeze mnie opinii o "Pozytywce" i "Karuzeli" wiem, że Monika i Renata napotkały w życiu na poważne problemy, choć każda inne. Jak pisze się o takich trudnych przeżyciach - czy zżywa się Pani ze swoimi bohaterkami i przejmuje tym, jakby były osobami z Pani życia - przyjaciółkami czy krewnymi? A może to właśnie życiorysy znajomych osób posłużyły za kanwę tych powieści?

Najbardziej zżywam się z bohaterami na etapie wymyślania fabuły. Wtedy wszystko się jeszcze może zdarzyć, wtedy też najbardziej poznaję moich bohaterów. Kiedy już piszę, próbuję stanąć na pozycji reportera, nie angażować się w historię – by nie spłaszczyć opowieści, nie wpaść w egzaltację. Muszę pisać tak, by zostawić miejsce na emocje Czytelnika.
Tak więc w trakcie pisania bohaterowie, w tym bohaterki, nie są mi tak bliscy, jak w trakcie tworzenia ich postaci. Aż dziwnie się o tym opowiada, ale tak jest, przynajmniej w moim przypadku.
Raczej nie opisuję rzeczywistych postaci – obydwie te książki, Pozytywka i Karuzela, są fikcją literacką. Nie opowiadają ani o mnie, ani o moich bliskich, choć nie ukrywam, że Karuzela jest inspirowana życiem. Moja znajoma dosłownie w trzy miesiące od diagnozy zostawiła trójkę dzieci. Nie mogłam o tym zapomnieć. O niej zapomnieć… napisałam więc książkę.
Jednak nie pisałam o konkretnej osobie – Renatę i jej rodzinę stworzyłam w głowie, to jest opowieść fikcyjna.
Czerpię oczywiście z otaczającego świata, podglądam z niego. Podsłuchuję. Czytam. Interesuję się. Jednak przetwarzam zasłyszane i obejrzane tak, aby powstała z tego zupełnie nowa historia.
Chociaż… przyznam się. Jesienią przyszłego roku ukaże się książka, pierwsza taka w moim dorobku, która oparta jest na autentycznej historii. Bohater zgodził się opowiedzieć mi ją, zgodził się na jej opisanie i wydanie, jak również na wykorzystanie własnych, przejmujących zapisków.


Iiiii... To by było na tyle, jeśli chodzi o wywiad z panią Agnieszką. Mam nadzieję, że wszyscy byli usatysfakcjonowani odpowiedziami na swoje pytania, a ci, którzy nie mieli okazji ich zadać, nie muszą się martwić – w przyszłości może pojawić się więcej tego typu postów ;)

Pani Agnieszce ślicznie dziękuję za pomoc i udział w całym przedsięwzięciu, Wam za tak liczną aktywność i zapraszam na stronę autorki <klik>.

To co, do następnego! ;)
Buziaki, Kinga ;*

1 komentarz :

  1. Druga część wywiadu równie interesującą i wyczerpująca. Dziękuję za odpowiedzi na moje pytania. Mam o czym myśleć :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE