Dzisiaj zapraszam na recenzję książki o której było bardzo głośno, która zbierała pełno „ochów" i „achów"... a no cóż, wyszło, jak wyszło.
Miałam duży problem z napisaniem tej recenzji, więc wybaczcie jeśli będzie ona... po prostu słaba :?
NIEZWYKŁA HISTORIA...
Czytając opis można odnieść wrażenie, że książka okaże się być czymś jednocześnie nowym i świeżym, a jednak znanym i lubianym. Utrzymana w pustynnych klimatach, nawiązująca do "Baśni 1001 nocy" i mitologii arabskiej jest czymś egzotycznym, z czym nieczęsto można się spotkać w literaturze młodzieżowej... a jednak podczas lektury odnosi się wrażenie, że to już gdzieś było...
A co konkretnie?
Książka opowiada o nastoletniej Amani, która pragnąc wyrwać się ze swojego rodzinnego miasteczka i uciec od ponurej przyszłości postanawia udać się na konkurs strzelania. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jest przebrana za mężczyznę, a jeśli ktoś odkryje jej tożsamość, nie skończy się to dla niej dobrze. Poznaje tam Jina – przystojnego nieznajomego, który podczas kilkugodzinnej znajomości staje się dla niej kimś w rodzaju sojusznika i przez którego wpada z deszczu pod rynnę. Zmuszona jest uciekać i udać się w podróż z człowiekiem oskarżonym o zdradę stanu. Nie wie jednak, że ta znajomość przyniesie jej o wiele więcej
nieprzewidzianych zwrotów akcji i niebezpieczeństwa, niż kiedykolwiek mogła przypuszczać, a także pomoże
odkryć szokującą prawdę...
Całość okraszona jest elementami fantastycznymi takimi jak choćby dżiny, magia i różne, bardzo niebezpieczne mroczne istoty żyjące na pustyni.
I tak to mniej więcej wygląda.
NO I GDZIE TEN SZAŁ CIAŁ?
Przeglądając książkową blogosferę, grupy na facebook'u, fora książkowe i inne tego typu strony, większość z nas zapewne natknęła się gdzieś po drodze na ten tytuł. Być może nawet przeczytaliście recenzje i po ogólnej liczbie wielkich zachwytów stwierdziliście, że ta historia to musi być coś niesamowitego. W końcu tylu ludzi jest nią zachwyconych... A nawet jeśli tak nie było w Waszym wypadku, to dokładnie tak wyglądało to w moim. Oczarowana dziesiątkami pozytywnych opinii, z których część była pisana w samych superlatywach, stwierdziłam, że to coś idealnego dla mnie. Że być może spodoba mi się na równi z „Imperium ognia" Sabyy Tahir, którego akcja toczy się w podobnym klimacie... że być może książka ta okaże się być nawet lepsza...
Ale jednak okazało się, że wcale nie było tak super, jak być miało.
Szybko przekonałam się, że choć książka wciąga, to jednak nie porwała mnie tak, jak bym tego chciała. Nie tak, jak obiecywały mi to te wszystkie pochwalne recenzje. Przez większość czasu czytało się ją szybko i nawet nie zauważałam kiedy mijały mi kolejne rozdziały, jednak bywały i takie chwile, kiedy poważnie zastanawiałam się nad tym, co też ci wszyscy ludzie w tym widzieli. Dlaczego im się to podobało. Dlaczego byli tak bardzo ZACHWYCENI. Bo dla mnie historia okazała się być po prostu dobra. Tak bez szału. Nie było to coś, co działo się ze podczas lektury książek Sary J. Maas, czy Marie Rutkoski. To nie było tak, że nie mogłam się oderwać, bo chociaż historia mnie wciągnęła, jakoś nie czułam tego wielkiego przymusu, by ją kontynuować i nie móc przestać o niej myśleć.
Mogę powiedzieć, że nie tego się spodziewałam. Zarówno w tym pozytywnym jak i negatywnym sensie. Negatywny już znacie, a co z pozytywnym? No więc spodziewałam się historii w całkiem innym typie, a jednak wszystko, co się tutaj pojawiło, bardzo mi się spodobało. I chodzi mi tutaj o ogólny tok historii. Historia była ciekawa, całość czytało się przyjemnie... A jednak czegoś brakowało. Nie wiem czego, po prostu naczytałam się zbyt wiele pozytywów i oczekiwałam czegoś więcej. Nie wyszło tak, jak chciałam, chociaż tragedii również nie było.
Wiecie co, kiedy czyta się te wszystkie recenzje, zwłaszcza pisane przez żeńską część blogosfery, większość pań rozpływa się nad Jin'em, czyli główną postacią męską, a ja... no cóż, jakoś tego nie czuję. Nie widzę tego "genialnego dopracowania", "cudownego charakteru", "ochów" i "achów" jakie to miały towarzyszyć mi w trakcie lektury. Dla mnie postać Jina była tak pośrodku pomiędzy tymże właśnie ideałem a nijakością. Nie był zły, bo go polubiłam, ale jednak jeszcze sporo mu brakuje, bym mogła chcieć dopisać go do mojego haremu mężów książkowych...
To samo z główną bohaterką. Amani miała być niesamowicie silną i charakterną dziewczyną, a ja odniosłam wrażenie, że dostałam postać jak każdą inną. Również ją polubiłam, ale jakoś nie wydaje mi się, żebym przejęła się specjalnie w chwili, gdyby np. umarła (co w sumie jest trochę nielogiczne... w końcu to główna bohaterka i tak dalej...). No ale jednak.
Ogólnie to jeśli chodzi o poziom wykreowania bohaterów, to wyszedł on dość przeciętny. Takie pół na pół, ponieważ nie byli oni źli, ale też nie byli cudowni. Jeśli miałabym tutaj oceniać w skali 1/10, dałbym 5.
Dzisiejsza recenzja chyba nie należy do najlepszych, ale to raczej dlatego, że książka była po prostu przeciętna i ciężko jest mi coś o niej napisać. Nie było tragedii, nie było szału... No po prostu oczekiwałam zbyt wiele, zbyt mało dostałam i tak to wygląda. Gdyby nie to, że miałam na półce drugi tom, zapewne bym po niego nie sięgnęła, ale jestem już po jego lekturze i mogę powiedzieć, że wypadł lepiej.
Czy warto? Cóż, nie mogę polecić jej z "czystym sumieniem", ale jeśli ktoś lubi tego typu historie, to myślę, że mu się spodoba... oczywiście pod warunkiem, że nie będzie oczekiwał zbyt wiele.
Tytuł: Buntowniczka z pustyni
Autor: Alwyn Hmilton
Tytuł oryginalny: Rebel of Sands
Seria: Buntowniczka z pustyni Tom: 1
Tłumaczenie: Agnieszk Kalus
Wydawnictwo: Czwarta strona
Ilość stron: 395
Moja ocena: 7/10
ISBN: 9788379766611
A wy? Czytaliście? Jak wrażenia? Dajcie znać w komentarzach ;)Buziaki, Kinga ;*
Ale jednak okazało się, że wcale nie było tak super, jak być miało.
Szybko przekonałam się, że choć książka wciąga, to jednak nie porwała mnie tak, jak bym tego chciała. Nie tak, jak obiecywały mi to te wszystkie pochwalne recenzje. Przez większość czasu czytało się ją szybko i nawet nie zauważałam kiedy mijały mi kolejne rozdziały, jednak bywały i takie chwile, kiedy poważnie zastanawiałam się nad tym, co też ci wszyscy ludzie w tym widzieli. Dlaczego im się to podobało. Dlaczego byli tak bardzo ZACHWYCENI. Bo dla mnie historia okazała się być po prostu dobra. Tak bez szału. Nie było to coś, co działo się ze podczas lektury książek Sary J. Maas, czy Marie Rutkoski. To nie było tak, że nie mogłam się oderwać, bo chociaż historia mnie wciągnęła, jakoś nie czułam tego wielkiego przymusu, by ją kontynuować i nie móc przestać o niej myśleć.
A JEDNAK...
Mogę powiedzieć, że nie tego się spodziewałam. Zarówno w tym pozytywnym jak i negatywnym sensie. Negatywny już znacie, a co z pozytywnym? No więc spodziewałam się historii w całkiem innym typie, a jednak wszystko, co się tutaj pojawiło, bardzo mi się spodobało. I chodzi mi tutaj o ogólny tok historii. Historia była ciekawa, całość czytało się przyjemnie... A jednak czegoś brakowało. Nie wiem czego, po prostu naczytałam się zbyt wiele pozytywów i oczekiwałam czegoś więcej. Nie wyszło tak, jak chciałam, chociaż tragedii również nie było.
JINIE, JINIE... DLACZEGO CIĘ NIE CZUJĘ?!
Wiecie co, kiedy czyta się te wszystkie recenzje, zwłaszcza pisane przez żeńską część blogosfery, większość pań rozpływa się nad Jin'em, czyli główną postacią męską, a ja... no cóż, jakoś tego nie czuję. Nie widzę tego "genialnego dopracowania", "cudownego charakteru", "ochów" i "achów" jakie to miały towarzyszyć mi w trakcie lektury. Dla mnie postać Jina była tak pośrodku pomiędzy tymże właśnie ideałem a nijakością. Nie był zły, bo go polubiłam, ale jednak jeszcze sporo mu brakuje, bym mogła chcieć dopisać go do mojego haremu mężów książkowych...
To samo z główną bohaterką. Amani miała być niesamowicie silną i charakterną dziewczyną, a ja odniosłam wrażenie, że dostałam postać jak każdą inną. Również ją polubiłam, ale jakoś nie wydaje mi się, żebym przejęła się specjalnie w chwili, gdyby np. umarła (co w sumie jest trochę nielogiczne... w końcu to główna bohaterka i tak dalej...). No ale jednak.
Ogólnie to jeśli chodzi o poziom wykreowania bohaterów, to wyszedł on dość przeciętny. Takie pół na pół, ponieważ nie byli oni źli, ale też nie byli cudowni. Jeśli miałabym tutaj oceniać w skali 1/10, dałbym 5.
PODSUMOWUJĄC:
Dzisiejsza recenzja chyba nie należy do najlepszych, ale to raczej dlatego, że książka była po prostu przeciętna i ciężko jest mi coś o niej napisać. Nie było tragedii, nie było szału... No po prostu oczekiwałam zbyt wiele, zbyt mało dostałam i tak to wygląda. Gdyby nie to, że miałam na półce drugi tom, zapewne bym po niego nie sięgnęła, ale jestem już po jego lekturze i mogę powiedzieć, że wypadł lepiej.
Czy warto? Cóż, nie mogę polecić jej z "czystym sumieniem", ale jeśli ktoś lubi tego typu historie, to myślę, że mu się spodoba... oczywiście pod warunkiem, że nie będzie oczekiwał zbyt wiele.
Tytuł: Buntowniczka z pustyni
Autor: Alwyn Hmilton
Tytuł oryginalny: Rebel of Sands
Seria: Buntowniczka z pustyni Tom: 1
Tłumaczenie: Agnieszk Kalus
Wydawnictwo: Czwarta strona
Ilość stron: 395
Moja ocena: 7/10
ISBN: 9788379766611
A wy? Czytaliście? Jak wrażenia? Dajcie znać w komentarzach ;)Buziaki, Kinga ;*