wtorek, 19 grudnia 2017

#103 Gorączka złota trwa... || „Złotowidząca. Schronienie" – Rae Carson


POSZUKIWANIE ZŁOTA WRE...

     Jeśli mieliście okazję czytać moją recenzję pierwszego tomu, zapewne wiecie, że miałam co do niego bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony podobał mi się pomysł i bohaterowie, a z drugiej odnosiłam wrażenie, iż całość jakoś strasznie się dłuży. Sięgając po ten tom nie oczekiwałam od niego zbyt wiele, bo, choć pierwszy nie wypadł najgorzej, to jednak daleko mu było do ideału. A jednak... coś się zmieniło. Pytanie tylko czy aby na pewno na lepsze?

UWAGA – JEŚLI NIE CZYTAŁEŚ PIERWSZEGO TOMU, PRZEJDŹ DO NASTĘPNEGO NAGŁÓWKA. OBECNE SPOJLERY:

     Po wyczerpującej i śmiertelnie niebezpiecznej wędrówce przez dzikie ziemie Stanów Zjednoczonych Leah Westfall dotarła wraz z przyjaciółmi na upragnione ziemie: do Kaliforni. Wydawałoby się, że teraz, po trudach i wyrzeczeniach wszystko zacznie się układać. Niestety wróg nigdy nie śpi. Wuj Lee nie zamierza odpuścić. I zrobi wszystko, by zdobyć to, czego pragnie. Moc, którą włada nasza główna bohaterka, a która w tym tomie przechodzi niezwykłą, niesamowicie zaskakującą transformację.

     Gdy sprawy się skomplikują, nie można już być pewnym, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Bo gdy do gry wkracza złoto, nie można zaufać nikomu. Każdy ma swoją cenę... Czy Leah i jej przyjaciołom uda się wyjść z tego cało?


NA DZIKIM ZACHODZIE...

     Przyznam się szczerze, że nie mam bladego pojęcia od czego zacząć. Jest tyle rzeczy, które chciałabym tutaj omówić... tyle świetnych zmian, że boję się, iż nie zdołam powiedzieć o nich wszystkich.

     W tym tomie niemal wszystko przeszło transformację. Mniejszą lub większą, ale jednak. Największym (i niewątpliwie najpozytywniejszym) zaskoczeniem była zmiana, jaka zaszła w fabule i w akcji. A cóż to za zmiana? Otóż, w przeciwieństwie do pierwszego tomu, w tym nie nudziły mnie one ani trochę. Wciągnęłam się w lekturę już od pierwszych stron i tak pozostało niemal do samego końca. Owszem, po drodze zdarzały się potknięcia, jednak gdy zestawiło się je ze wszystkimi zaletami, były one niemal niewidoczne. A za to autorce należy się wielki plus.

     Znacie ten moment, gdy czytając jakąś książkę zaczynacie odczuwać znudzenie, potem znużenie, aż wreszcie macie wrażenie, że za chwilę dosłownie przyśniecie w trakcie lektury? No cóż, w tym tomie na pewno go nie zaznacie. Tutaj non stop coś się dzieje. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, a jednak wciąga i nie pozwala się oderwać. Dzieje się wiele rzeczy, każda z nich ma swoje konsekwencje, a one pociągają za sobą kolejne i kolejne... a jednak ani razu nie odniosłam wrażenia, że czegokolwiek jest tu zbyt wiele. Nie było żadnego przepychu, nie wyczułam tutaj niczego, co wskazywałoby na to, że cokolwiek było pisane na siłę. To było dokładnie tak, jak gdyby autorka doskonale wiedziała, co chce napisać, jakby zaplanowała sobie wszystko punkt po punkcie, dokładnie, szczegółowo... i stworzyła z tego coś zadziwiającego. PLUS



WIELE NOWYCH TWARZY:

     Jeśli czytaliście poprzedni tom, lub też jeśli mieliście okazję zajrzeć w spis bohaterów, zapewne wiecie, że było ich niemało. Tak wielu, że ciężko byłoby się połapać kto jest kim, gdyby nie notatki autorki zamieszczone w spisie. Pocieszę Was: w drugim tomie przybywa nam co najmniej tuzin nowych postaci ;) ALE: bez obaw, ponieważ autorka nadal wyznawała religię Gry o Tron i co jakiś czas ginęła któraś z postaci (choć nie na tak masową skalę jak w tomie pierwszym), więc tak naprawdę tych najważniejszych było tylko... no tak z tuzin :P
     Pod tym względem również zostałam pozytywnie zaskoczona. Dlaczego? Ponieważ podczas lektury poprzedniej części byłam niesamowicie zirytowana faktem, iż muszę co jakiś czas zerkać do wspomnianego już wpisu, a w tym tomie zapamiętywanie postaci, tego, kim były, jakimś cudem stało się dla mnie łatwiejsze. Być może to dlatego, że jednak przeżyliśmy razem już te kilkaset stron, a może spowodował to fakt, iż styl autorki uległ wyczuwalnej poprawie... być może obie te rzeczy ;)
     Tak więc: mimo, iż ilość postaci przeraziłaby niejednego, to jednak okazuje się, że wcale nie ma takiej tragedii. Nie ma się czego bać. Początkowo owszem, można mieć z tym trudności, jednak z czasem da się przywyknąć, a nawet wyczekiwać na pojawienie się kilku najciekawszych bohaterów.


NO TO CO W KOŃCU Z TYM HAJTANIEM? GDZIE WESELISKO?

     O ile w „Ucieczce" nie byłam pewna, co tak właściwie powinnam sądzić o delikatnym, powoli rozwijającym się wątku romantycznym, tak w „Schronieniu" stałam się jego wielką fanką. Całość leciutko, powolutku ruszyła do przodu, główna bohaterka wreszcie przejrzała na oczy... a ja byłam wprost zachwycona sposobem, w jaki się to wszystko rozwijało. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że główny plan zajmują poszczególne wydarzenia z książki, a romans jest dla nich tylko subtelnym, leciutkim tłem. Nie wpycha się na pierwszy plan, nie stwarza zagrożenia "rzygania tęczą", nie ma żadnych słodki kwiatków misi pysi... No po prostu perfekcyjne dopełnienie całości. Tak więc jeśli ktoś obawia się, że dostanie kawał kiepskiego romansu – może spokojnie zagłębiać się w lekturze, ponieważ czegoś takiego tutaj nie ma. Co oczywiście nie oznacza, że nie odnajdą się tutaj fani tego typu wątków. Dla każdego coś dobrego ;)


NO TERAZ TO JEST FANTASY

     Jak już wcześniej wspominałam, w tym tomie moc głównej bohaterki uległa transformacji. Rozwinęła się. I właśnie dzięki tej zmianie teraz nie mam już problemu, czy też wątpliwości w określeniu tej powieści mianem fantasy. Bo wiecie: w pierwszym tomie ta umiejętność głównej bohaterki w wyczuwaniu złota gdzieś tam była, jednak nie odczuwało się jej tak wyraźnie. Choć była ważna dla fabuły, to jednak nie stanowiła głównego wątku. Nie wysuwała się wyraźnie na pierwszy plan. Jednakowoż, teraz ten wątek został głębiej poruszony i muszę przyznać, że czekałam tylko na to, by w pewnym momencie doszło do jakiegoś BUM – całość wręcz się o to prosiła. Czy było bum? Oczywiście. I to jakie! Cop prawda nie takiego rozwoju akcji się spodziewałam, jednak nie oznacza to, że owy zabieg mi się nie spodobał. Wręcz przeciwnie: wyszło z tego coś całkiem ciekawego ;)

PODZIELONA AMERYKA

     Akcja powieści toczy się w czasach, w których to w Stanach Zjednoczonych panuje rasizm, niewolnictwo i nienawiść do Indian. Co prawda jest to dopiero początek wielkich sporów pomiędzy Północą a Południem, jednak w trakcie lektury czuć tę napiętą atmosferę, te wszystkie kłótnie i niedopowiedzenia. Tą nienawiść. Nie wspomniałam o tym, gdy recenzowałam część pierwszą (choć ten wątek również się tam pojawił), głównie dlatego, iż nie było to tak bardzo wyczuwalne. Jednak w części drugiej całość została o wiele lepiej rozwinięta. Autorka skupiła się bardziej na problematyce niewolnictwa i sytuacji Indian. Dodała wiele szczegółów dotyczących tych tematów, dzięki czemu powieść zyskała więcej wiarygodności. Łatwiej było się w nią wczuć i uwierzyć w to wszystko. Nie ukrywam, iż uwielbiam historię, a takie nawiązania zazwyczaj są dla mnie nie lada ciekawostką. W gimnazjum historia Ameryki była jednym z moich ulubionych tematów, dlatego też aż miło mi się to czytało. BEZ OBAW, nie ma tutaj żadnych dat, zasypywania czytelnika informacjami politycznymi, ani nic w tym stylu... po prostu pojawił się takowy wątek i mi osobiście bardzo przypadł do gustu. Widać, że autorka odrobiła pracę domową i zrobiła porządny "risercz". A to się ceni.


PODSUMOWUJĄC

     O ile w wypadku pierwszego tomu miałam bardzo mieszane uczucia, tak jeśli chodzi o ten, śmiało mogę powiedzieć, że był dobry. Może nawet więcej niż dobry.
     Akcja była ciekawsza, bohaterowie lepiej przedstawieni, a wątki: fantastyczny i romantyczny wreszcie ruszyły do przodu. Wydaje mi się, że ta powieść jest takim misz-maszem różnych rzeczy, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tutaj fantastykę, przygodę, elementy westernu, romans, walkę z czarnym charakterem, wątki historyczne, problematykę niewolnictwa, trudną sytuację Indian, a to wszystko zbite w jedną, niesamowicie wciągającą całość. Owszem, zdarzały się mniejsze, lub też większe zgrzyty, czy niedociągnięcia, jednak gdy porównać je z tymi wszystkimi rzeczami, które wypadły dobrze... nie zwraca się na nie większej uwagi. No po prostu dla każdego coś fajnego ;)
     Komu polecam? No cóż, przede wszystkim każdemu, kto miał okazję przeczytać już pierwszy tom. Poza tym każdemu, kto ma ochotę na taką przygodę, na nutkę świeżości. Oba tomy zdecydowanie są godne uwagi, a ja sama już nie mogę doczekać się tomu kolejnego. POLECAM!

Tytuł: Schronienie
Autor: Rae Carson
Tytuł oryginalny:
Seria:
Złotowidząca
Tom: 2
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Ilość stron:
Moja ocena: 8/10
ISBN: 9788376866109

http://wydawnictwo-jaguar.pl/

Witajcie, witajcie!
To by było na tyle z mojej strony, jeśli chodzi o tę powieść... mam nadzieję, że komuś z Was ta recenzja pomogła, a jeśli mieliście okazję już czytać ten tom, podzielcie się wrażeniami w komentarzach ;)
Do następnego!
 
Buziaki, Kinga ;*

6 komentarzy :

  1. Chyba dam szansę tej książce. Może mi się spodobać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabym się rozpisać, mogłabym ci przytaknąc, ale po co? Także tego no... A NIE MÓWIŁAM, że ten tom jest o niebo lepszy? 😁
    Wesołych świąt!
    Ula

    www.doinnego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mówiłaś, mówiłaś :P
      Dziękuję i nawzajem <3

      Usuń
  3. Ta książka naprawdę wciąga od samego początku i nie sposób jej odłożyć przed przerzuceniem ostatniej strony. Akcja pędzi, cały czas coś się dzieje i każda chwila z nią spędzona to czysta przyjemność. :) Polecamy wraz z Tobą! Wszystkim, który mają ochotę na przygodę szczególnie! :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE