sobota, 3 lutego 2018

#104 „Wszystko razem" – Ann Brashares, czyli cuda i dziwy jakich mało

Zdarzyło Wam się kiedyś tak, że ktoś zapytał Was co sądzicie na temat danej książki, a Wy nie wiedzieliście co mu odpowiedzieć? Jeśli nie, możecie dziękować Kotłowi i rozsiąść się wygodnie, albowiem opowiem Wam dzisiaj jak to jest ze mną i książką (bardzo dziwną książką), która takowy stan we mnie wywołała ;)



     Sasha i Ray nigdy się nie spotkali. Nigdy się nie poznali, ani nie przebywali w swoim towarzystwie, choć tak naprawdę już od urodzenia dzielili ze sobą niemal wszystko. Spali w tym samym pokoju, w tym samym łóżku. Czytali te same książki i budowali to samo miasto z tych samych klocków lego. Bawili się w tym samym ogrodzie i przesiadywali nad tym samym jeziorem. A jednak nigdy jednocześnie. Nigdy w tym samym czasie. A wszystko to za sprawą skłócenia ich rodziny Thomas-Harrison, która niemal do perfekcji doprowadziła sztukę wymijania się i pilnowania, by wspomniani bohaterowie nigdy się nie poznali, co oczywiście odbija się na podejmowanych przez nich decyzjach i ich konsekwencjach. Co więc się stanie, gdy wreszcie dojdzie do tego spotkania?


PODOBNO W RODZINIE NAJLEPIEJ?

     No właśnie nie do końca. A przynajmniej nie w wypadku tej książki. Głównym wątkiem powieści jest rodzina i zachodzące w niej, można by się silić na stwierdzenie toksyczne relacje. Ma on prosty przekaz: albo szanujesz siebie, swoich bliskich i to, co was łączy, albo cierpisz. Przekaz niby jest prosty, a jednak ciężko do niego dojść. 
     Dlaczego? Głównie ze względu na nieciekawy styl autorki. Język powieści owszem, jest prosty i teoretycznie powinien szybko i prosto trafiać do czytelnika, jednak równocześnie jest on przy tym wyjątkowo jałowy i pozbawiony emocji. Cóż z tego, że mamy tutaj akcję i rodzinną tajemnicę, cóż z wątków pobocznych, i wielu perspektyw, kiedy wszystkie są po prostu drętwe. Całość została tak pusto, tak płasko opisana, że momentami miałam wrażenie, że zaraz zasnę. Możecie mi powiedzieć, że przesadzam, może ktoś był tą powieścią zachwycony, ale nie ja. Jak dla mnie już opka na rakpadzie mają w sobie więcej emocji niż ta książka. Naprawdę. Już samo „Wziął i umarł." ma w sobie więcej szału niż ten (po)tworek. No coś chyba nie pykło.


DUŻY RAY, MAŁY RAY, MAŁA SASHA, DUŻA SASHA... TYLKO JAK DO CHOLERY SIĘ TU POŁAPAĆ?! Nie tak to miało wyglądać.

    Kolejna rzecz w tej powieści, która wyjątkowo mnie do niej zniechęciła to wręcz bijące z książki niezdecydowanie (lub też zagmatwanie) autorki w kwestii tego, jak i co chce napisać. Zacznę może od tego, że w powieści pojawił się wątek korespondencji pomiędzy Ray'em a Sashą (darujcie, nie umiem w odmienianie imion ;-;). Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że owa korespondencja pojawiała się w losowych miejscach, czasem nawet w środku akcji, w centrum perspektywy innego bohatera, nie raz że tak dosadnie powiem z dupy wzięta, nie mająca żadnego związku z tym, co obecnie się dzieje... i kompletnie rozwalała mi ciąg czytania. Zdarzyło mi się zgubić. Raz – okej, przeżyłam. Drugi, trzeci również. Jednak kiedy działo się to coraz częściej miałam ochotę nauczyć tę książkę latać, bo momentami po prostu baraniałam i już sama nie wiedziałam o czym czytam, ani czego dotyczyła akcja danego rozdziału. Ja rozumiem, że bohaterowie ze sobą rozmawiali poprzez maile czy inne licho i nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie zupełnie losowe rozmieszczenie tych wiadomości. Przez to byłam coraz bardziej zniechęcona do całej powieści i coraz ciężej mi się ją czytało. Ja nie wiem jaki był plan autorki gdy postanowiła wklepać te wszystkie wiadomości, jednak jestem pewna, że nie poszło to po jej myśli. Po prostu jeden wielki chaos (podobnie jak moja recenzja, ale może chociaż trochę przybliży Wam to sytuację).

     Dalej: wątki poboczne. Pojawiły się i dużo się w nich działo, jednak znowu: było w nich mało emocji, zostały płytko opisane i co więcej, mało który został doprowadzony do końca, przez co jak dla mnie sprawiły wrażenie napisanych tylko po to, by dodać książce objętości.

     A co z bohaterami drugoplanowymi? Otóż była ich zaledwie garstka, jednak przez to, iż niemal każde z nich posiadało choć fragment pisany ze swojej perspektywy odniosłam wrażenie, że jest tego wszystkiego zbyt wiele. Autorka opisała wiele wątków, jednak część z nich była zupełnie nieistotna dla fabuły i bez sensu gmatwała w powieści. Do tego trzeba dodać skomplikowane relacje rodzinne, gdzie początkowo nie dało się połapać kto jest kim i po której stronie muru stoi, przez co znowu pojawiało się wrażenie chaosu. Tego wszystkiego było po prostu zbyt wiele. No niefajnie to wyszło.


PODSUMOWUJĄC:

     Zdaję sobie sprawę z tego, że dzisiejsza, pierwsza w tym roku recenzja jest wyjątkowo nijaka i zapewne chaotyczna, jednak strasznie ciężko jest mi pisać o książce, która nie dość, że była nijaka, to jednocześnie strasznie chaotyczna i... no i jakoś tak wyszło.

     Nie tego się spodziewałam. Miałam większe oczekiwania wobec tej powieści i liczyłam, że rzeczywiście będzie to coś wyjątkowego, jak obiecywały te wszystkie mega pozytywne recenzje na goodreads... a wyszło jak zwykle.

     Fabuła, bohaterowie, akcja – to wszystko wydało mi się być wyjątkowo niedopracowane i w ogólnym rozrachunku straciłam wszelki entuzjazm do zapoznania się z innymi powieściami tej autorki. Jej styl był po prostu suchy. Powieści brakowało jakiegoś takiego kopa, brakowało emocji i rozsądnego rozplanowania akcji. W efekcie powstał paskudnie rozczarowujący i zniechęcający chaos. Niestety, choć bardzo bym chciała, tej powieści nie mogę Wam polecić. Może ktoś chce przeczytać – nie zabraniam, niech sam sobie wyrobi zdanie, a nuż mu się spodoba. Jednak jeśli nie mieliście jej w planach, to może jednak lepiej przy takim założeniu pozostać i zagospodarować swój czas na historie, które wydają się bardziej przekonywujące. Tyle. Dziękuję za uwagę.

Tytuł: Wszystko razem
Autor: Ann Brashares
Tytuł oryginalny: The Whole Thing Together
Wydawnictwo: YA!
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Ilość stron: 320

Moja ocena: 5/10
ISBN: 9788328042926

A Wy co sądzicie o tej książce? Czytaliście lub zamierzacie? Dajcie proszę znać w komentarzach, a jeśli recenzowaliście ją u siebie – również możecie podrzucić mi linki – bardzo chętnie poczytam inne opinie ;)

No i staraj się tu człowieku rzucać dobrymi tekstami przy miernej książce, do której nawet nie da się tak do końca doczepić, bo nie była zła, a raczej nudna...

I to by było tyle na dzisiaj.
Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*

14 komentarzy :

  1. Miałam ją w planach, ale teraz chyba zmienię zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Początkowo miałam ciężko się połapać w tym wszystkim, ale później mi się spodobało :D Nie była to jakaś genialna historia, ale było okay jak dla mnie ^^

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  3. O ile uwielbiam Brashares za całe "Stowarzyszenie wędrujących dżinsów", tak ta książka mnie po prostu rozczarowała. Sam pomysł był ciekawy, gorzej z jego wykonaniem. Tak jak i Ty gubiłam się w losowo wrzucanej korespondencji Ray'a i Sashy, do tego nieco rozbawiło mnie tempo, w jakim w pewnym momencie zaczęła się rozwiać ich znajomość. No i te zakończenie... Takie totalnie, hm, od czapy :/
    Po Ann spodziewałam się czegoś zdecydowanie lepszego :/

    Jeśli chodzi o motyw korespondencji szalenie polecam "Listy do utraconej" (które chyba zresztą już czytałaś? ;) ) i "Coś o tobie i coś o mnie". Ach i koniecznie "Jeden dzień" Nichollsa <3 ;)

    Pozdrawiam ciepło,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie tej książki to już całkiem zakrawa na absurd. Tak trochę z niczego wzięte :/

      Jeśli chodzi o "Listy do utraconej" – czytałam i uwielbiam. Jedna z lepszych książek na jakie natknęłam się w zeszłym roku. A co do reszty: na pewno zapiszę sobie tytuły i być może kiedyś uda mi się sięgnąć ;)

      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Jako dzieciak, w podstawówce, czytałam Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów tej autorki — i chociaż mi się podobało, pamiętam, że czasem naprawdę przynudzała. Jakiś czas temu chciałam przeczytać jej nową książkę, Tu i teraz, ale poległam. Ostatnio w pracy zwróciłam uwagę na Wszystko razem, bo nawet nie wiedziałam, że wyszła, ale jak widać, chyba nie ma sensu próbować jej czytać... Ehhh.
    A co do imion... Rayem. XD Wymawiasz Ray jako raj/rej, dlatego przy odmianie masz r(a)ejem, a w takiej sytuacji bez apostrofu; ale jak masz Harry (hary) i Harry'ego (harego) to ten Y się zjada, więc musi być apostrof — tak najłatwiej to zapamiętać, oczywiście są wyjątki, ale zwykle ten sposób się sprawdza ;)

    Recenzje Koneko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejunciu, dziękuję za tą odmianę – zawsze mam z nią problem a może teraz uda się jakoś to wszystko skojarzyć <3

      Co do innych książek tej autorki; nie miałam okazji ich czytać i po tak rozczarowującej lekturze raczej nie sięgnę :/

      Usuń
  5. Mam w planach tą książkę, ale w tych dalszych. Nie czytałam nic tej autorki, lecz inne pozycje też wołają z regału. :D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam wcześniej o tej powieści, ale chyba sobie ją odpuszczę. Mam tyle książek na półkach do przeczytania... :)

    Pozdrawiam,
    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/💘

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam nie raz właśnie, że ta książka jest nieźle zagmatwana i ilość wątków i bohaterów sprawia, że ciężko się połapać. Ja całe szczęście nie miałam jej w planach i nie zamierzam tego zmieniać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam podobną opinię na temat tej powieści. Nie jest idealna. To przeciętna lektura, w której przeszkadzała mi ogromna ilość bohaterów (jak na tak zawiłą sytuację). Był ciekawy pomysł, oryginalny według mnie - ale wykonanie zawiodło.

    OdpowiedzUsuń
  9. ojej, dobrze, że nie mam jej w planach :D szkoda, bo okładka bardzo ładna. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam "Nigdy i na zawsze" tej autorki i dokładnie rozumiem o co Ci chodzi. Jej styl jest w pewien sposób dziwny. Czyta się to łatwo, ale wszystko jest nijakie i drętwe. Na dodatek w tamtej książce również była pogmatwana fabuła, działy się dziwne rzeczy znikąd, autorka mieszała historię (akcja działa się w ciągu setek lat) i po przeczytaniu jej miałam bardzo dziwne wrażenie. Teraz po długim czasie w miarę dobrze ją wspominam, ale nigdy bym nie przeczytała jej drugi raz. :) Dlatego myślę, że po "Wszystko razem" raczej nie sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bohaterowie + ich wątek romantyczny również był dziwaczny i nijaki, nie wiem co tam się działo. :D

      Usuń

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE