Zdarzyło Wam się kiedyś tak, że ktoś zapytał Was co sądzicie na temat danej książki, a Wy nie wiedzieliście co mu odpowiedzieć? Jeśli nie, możecie dziękować Kotłowi i rozsiąść się wygodnie, albowiem opowiem Wam dzisiaj jak to jest ze mną i książką (bardzo dziwną książką), która takowy stan we mnie wywołała ;)

Sasha i Ray nigdy się nie spotkali. Nigdy się nie poznali, ani nie przebywali w swoim towarzystwie, choć tak naprawdę już od urodzenia dzielili ze sobą niemal wszystko. Spali w tym samym pokoju, w tym samym łóżku. Czytali te same książki i budowali to samo miasto z tych samych klocków lego. Bawili się w tym samym ogrodzie i przesiadywali nad tym samym jeziorem. A jednak nigdy jednocześnie. Nigdy w tym samym czasie. A wszystko to za sprawą skłócenia ich rodziny Thomas-Harrison, która niemal do perfekcji doprowadziła sztukę wymijania się i pilnowania, by wspomniani bohaterowie nigdy się nie poznali, co oczywiście odbija się na podejmowanych przez nich decyzjach i ich konsekwencjach. Co więc się stanie, gdy wreszcie dojdzie do tego spotkania?
PODOBNO W RODZINIE NAJLEPIEJ?
No właśnie nie do końca. A przynajmniej nie w wypadku tej książki. Głównym wątkiem powieści jest rodzina i zachodzące w niej, można by się silić na stwierdzenie toksyczne relacje. Ma on prosty przekaz: albo szanujesz siebie, swoich bliskich i to, co was łączy, albo cierpisz. Przekaz niby jest prosty, a jednak ciężko do niego dojść.
Dlaczego? Głównie ze względu na nieciekawy styl autorki. Język powieści owszem, jest prosty i teoretycznie powinien szybko i prosto trafiać do czytelnika, jednak równocześnie jest on przy tym wyjątkowo jałowy i pozbawiony emocji. Cóż z tego, że mamy tutaj akcję i rodzinną tajemnicę, cóż z wątków pobocznych, i wielu perspektyw, kiedy wszystkie są po prostu drętwe. Całość została tak pusto, tak płasko opisana, że momentami miałam wrażenie, że zaraz zasnę. Możecie mi powiedzieć, że przesadzam, może ktoś był tą powieścią zachwycony, ale nie ja. Jak dla mnie już opka na rakpadzie mają w sobie więcej emocji niż ta książka. Naprawdę. Już samo „Wziął i umarł." ma w sobie więcej szału niż ten (po)tworek. No coś chyba nie pykło.
DUŻY RAY, MAŁY RAY, MAŁA SASHA, DUŻA SASHA... TYLKO JAK DO CHOLERY SIĘ TU POŁAPAĆ?! Nie tak to miało wyglądać.
Kolejna rzecz w tej powieści, która wyjątkowo mnie do niej zniechęciła to wręcz bijące z książki niezdecydowanie (lub też zagmatwanie) autorki w kwestii tego, jak i co chce napisać. Zacznę może od tego, że w powieści pojawił się wątek korespondencji pomiędzy Ray'em a Sashą (darujcie, nie umiem w odmienianie imion ;-;). Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że owa korespondencja pojawiała się w losowych miejscach, czasem nawet w środku akcji, w centrum perspektywy innego bohatera, nie raz że tak dosadnie powiem z dupy wzięta, nie mająca żadnego związku z tym, co obecnie się dzieje... i kompletnie rozwalała mi ciąg czytania. Zdarzyło mi się zgubić. Raz – okej, przeżyłam. Drugi, trzeci również. Jednak kiedy działo się to coraz częściej miałam ochotę nauczyć tę książkę latać, bo momentami po prostu baraniałam i już sama nie wiedziałam o czym czytam, ani czego dotyczyła akcja danego rozdziału. Ja rozumiem, że bohaterowie ze sobą rozmawiali poprzez maile czy inne licho i nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie zupełnie losowe rozmieszczenie tych wiadomości. Przez to byłam coraz bardziej zniechęcona do całej powieści i coraz ciężej mi się ją czytało. Ja nie wiem jaki był plan autorki gdy postanowiła wklepać te wszystkie wiadomości, jednak jestem pewna, że nie poszło to po jej myśli. Po prostu jeden wielki chaos (podobnie jak moja recenzja, ale może chociaż trochę przybliży Wam to sytuację).
Dalej: wątki poboczne. Pojawiły się i dużo się w nich działo, jednak znowu: było w nich mało emocji, zostały płytko opisane i co więcej, mało który został doprowadzony do końca, przez co jak dla mnie sprawiły wrażenie napisanych tylko po to, by dodać książce objętości.
A co z bohaterami drugoplanowymi? Otóż była ich zaledwie garstka, jednak przez to, iż niemal każde z nich posiadało choć fragment pisany ze swojej perspektywy odniosłam wrażenie, że jest tego wszystkiego zbyt wiele. Autorka opisała wiele wątków, jednak część z nich była zupełnie nieistotna dla fabuły i bez sensu gmatwała w powieści. Do tego trzeba dodać skomplikowane relacje rodzinne, gdzie początkowo nie dało się połapać kto jest kim i po której stronie muru stoi, przez co znowu pojawiało się wrażenie chaosu. Tego wszystkiego było po prostu zbyt wiele. No niefajnie to wyszło.
PODSUMOWUJĄC:
Zdaję sobie sprawę z tego, że dzisiejsza, pierwsza w tym roku recenzja jest wyjątkowo nijaka i zapewne chaotyczna, jednak strasznie ciężko jest mi pisać o książce, która nie dość, że była nijaka, to jednocześnie strasznie chaotyczna i... no i jakoś tak wyszło.
Nie tego się spodziewałam. Miałam większe oczekiwania wobec tej powieści i liczyłam, że rzeczywiście będzie to coś wyjątkowego, jak obiecywały te wszystkie mega pozytywne recenzje na goodreads... a wyszło jak zwykle.
Fabuła, bohaterowie, akcja – to wszystko wydało mi się być wyjątkowo niedopracowane i w ogólnym rozrachunku straciłam wszelki entuzjazm do zapoznania się z innymi powieściami tej autorki. Jej styl był po prostu suchy. Powieści brakowało jakiegoś takiego kopa, brakowało emocji i rozsądnego rozplanowania akcji. W efekcie powstał paskudnie rozczarowujący i zniechęcający chaos. Niestety, choć bardzo bym chciała, tej powieści nie mogę Wam polecić. Może ktoś chce przeczytać – nie zabraniam, niech sam sobie wyrobi zdanie, a nuż mu się spodoba. Jednak jeśli nie mieliście jej w planach, to może jednak lepiej przy takim założeniu pozostać i zagospodarować swój czas na historie, które wydają się bardziej przekonywujące. Tyle. Dziękuję za uwagę.
Tytuł: Wszystko razem
Autor: Ann Brashares
Tytuł oryginalny: The Whole Thing Together
Wydawnictwo: YA!
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Ilość stron: 320
Moja ocena: 5/10
ISBN: 9788328042926
Autor: Ann Brashares
Tytuł oryginalny: The Whole Thing Together
Wydawnictwo: YA!
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Ilość stron: 320
Moja ocena: 5/10
ISBN: 9788328042926
A Wy co sądzicie o tej książce? Czytaliście lub zamierzacie? Dajcie proszę znać w komentarzach, a jeśli recenzowaliście ją u siebie – również możecie podrzucić mi linki – bardzo chętnie poczytam inne opinie ;)
No i staraj się tu człowieku rzucać dobrymi tekstami przy miernej książce, do której nawet nie da się tak do końca doczepić, bo nie była zła, a raczej nudna...
I to by było tyle na dzisiaj.
Do następnego!Buziaki, Kinga ;*
No i staraj się tu człowieku rzucać dobrymi tekstami przy miernej książce, do której nawet nie da się tak do końca doczepić, bo nie była zła, a raczej nudna...
I to by było tyle na dzisiaj.
Do następnego!Buziaki, Kinga ;*