Zdarza Wam się czasem czytać książki, po których lekturze nie macie bladego pojęcia co tak właściwie powinniście o nich sądzić? Takie, które nie są ani złe, ani też naprawdę dobre?
Cóż, dzisiaj opowiem Wam o jednej z takich właśnie powieści ;) Miałam ogromne problemy z napisaniem tej recenzji i mam nadzieję, że nie wyszła ona tak tragiczna, jak mi się wydaje. Zapraszam <3
PRZESZŁOŚĆ W PRZYSZŁOŚCI
Przyznam się szczerze, że tym, co przyciągnęło mnie do tej powieści był fakt, iż jej akcja miała rozgrywać się w niedalekiej przyszłości i jednocześnie w bardzo odległej przeszłości. Połączenie zaawansowanych technologii i świata starożytnego wydało mi się niesamowicie ciekawe, dlatego też nie zastanawiałam się zbyt długo nad sięgnięciem po ten tytuł. Liczyłam na kawał dobrej lektury, a dostałam... cóż, sami się przekonajcie.
Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej przyszłości – w roku 2322. Wydaje nam się, że nie jest to nie wiadomo jak wielki kawał czasu od choćby dnia dzisiejszego, jednak w przeciągu tych trzystu lat może zmienić się naprawdę wiele rzeczy. Zwłaszcza, że dzisiejsza technologia stale prze na przód i nie zatrzymuje się nawet na chwilę. Ludzie mają coraz więcej i coraz bardziej dążą do kolejnych odkryć. Naukowcy z czasów, w których toczy się akcja opracowali tzw system AIAM, który według tłumaczeń ma być czymś w rodzaju doskonałej gry komputerowej pomagającej naukowcom w badaniu przeszłości dzięki wprowadzonym do niego danym o odkryciach archeologicznych. Sprytny system dopasuje wszystko do siebie i stworzy nową, wirtualną rzeczywistość, która ma do złudzenia przypominać tą, która istniała tysiące lat temu na Krecie. Brzmi nieco nieprawdopodobnie, prawda? Jednak cóż, przyszłość to przyszłość, a tam mogą stać się różne rzeczy ;)
Ben, bohater powieści, którego poznajemy na samym początku jest właśnie jednym z naukowców pracujących nad tym projektem. Zgłasza się jako ochotnik, by wziąć udział w grze i tak oto rozpoczyna się cała akcja. MayaVR "przenosi go" do starożytnego świata, a rzeczywistość tworzona przez ten program wydaje się być tak realna, iż Ben, mimo, że "gra" pod postacią swojego własnego awatara, wydaje się czuć wszystko na swojej własnej skórze. Każdy dotyk, każde muśnięcie. MayaVR tworzy coś tak realnego, że czasem ciężko jest nie zapomnieć, że to tylko gra. Oszukuje nasz mózg i sprawia, że czujemy się, jakby to wszystko rzeczywiście działo się wokół nas. Dzięki temu wynalazkowi podróże w czasie wydają się być możliwe, choć nie do końca w takiej wersji, jakiej moglibyśmy się spodziewać...
POCZĄTKI BYWAJĄ TRUDNE...
A w wypadku tego tytułu po prostu szalenie nudne.
Nie wiem jak Wy, ale ja staram się nie zrażać do powieści jeśli ta ma wyjątkowo słaby początek. Zawsze daję jej szansę, licząc na to, że akcja być może się rozkręci, że może zaciekawi mnie na tyle, by lektura okazała się przyjemnością, a nie tylko żmudnym zabijaniem czasu. Tak więc choć początek „Immersji" wynudził mnie niemiłosiernie brakiem jakiejkolwiek żywszej akcji uparłam się i czytałam dalej. Co więc z tego wyszło?
Zacznijmy może od tego, że poza wymienionym już przeze mnie Benem mamy kilku innych mniej lub bardziej ważnych bohaterów powieści, którzy w miarę rozwoju akcji raczą nas swoimi przygodami opisując coraz to różniejsze części świata, w jakim przyszło im się pojawić. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że przez takie rozbicie na te kilka osób ciężko mi było tak naprawdę na kimś się skupić i zdecydować, czy go lubię, czy też raczej nie. Co więcej – każdy z bohaterów wydał mi się jakiś taki mało realny. Podejmowane przez nich decyzje, ich myśli, działania... to wszystko było w jakiś sposób dla mnie sztuczne i koniec końców nie zapałałam żadnym silniejszym uczuciem do jakiejkolwiek postaci. Wszystkie (a zwłaszcza te kobiece) wydały mi się raczej obojętne. Ja rozumiem, że ta powieść jest debiutem autora i w takim wypadku można starać się przymknąć na to oko, jednak po prostu... no po prostu tego nie kupuję. Najbardziej "ludzki" z nich wszystkich wydał mi się Ben, który w miarę kolejnych wydarzeń przechodził pewną przemianę i zaczynał dokonywać wyborów, o jakie nikt by go nie podejrzewał, jednak mimo wszystko nadal nie był on "wyrazisty", a cała reszta wydawała się po prostu nijaka. Kreacja bohaterów to właśnie jedna z tych rzeczy, które naprawdę leżą w tej powieści.
Dalej przyjrzyjmy się fabule. Sam pomysł? Genialny! Interesujący, pozostawiający gigantyczne pole do manewru, niespotykany (albo raczej niespotkany wcześniej przeze mnie) i w ogóle zapowiadający kawał naprawdę oryginalnej historii. Jednak pomysł pomysłem, a co z jego wykonaniem?
No właśnie z wykonaniem gorzej. Styl autora choć lekki i w miarę prosty w odbiorze, to jednak nie ma w sobie "tego czegoś", co mogłoby sprawić, by lektura książki była bardziej wciągająca. Wręcz przeciwnie. Momentami okropnie długie opisy budynków, ludzi, ubioru, czy innych okoliczności przyrody sprawiały, że całość wydawała się ciągnąć i nie mieć końca. Mam wrażenie, że autor bardziej skupiał się na przedstawieniu czytelnikowi otoczenia, aniżeli wciągnięciu go w przedstawianą przez siebie historię, co, co prawda nie było jakimś złym pomysłem, jednak sprawiało, że lektura książki momentami była naprawdę nużąca, a tocząca się akcja traciła na atrakcyjności
Akcja... cóż, na pewno nie przedstawiała tego, czego się spodziewałam, jednak w gruncie rzeczy nie przeszkadzało mi to. Pomijając te nieszczęsne długie opisy całość została ciekawie przedstawiona i momentami naprawdę wciągała, dzięki czemu lektura nie była aż tak zła, jak się tego obawiałam po ciężkim początku. Autor bardzo zręcznie poradził sobie z przedstawieniem fabuły, a wydarzenia, które bardzo często następowały po sobie na zasadzie przyczyna-skutek potrafiły czasami zaskoczyć. Jeśli zaś chodzi o zwroty akcji... cóż, nie nazwała bym ich niespodziewanymi – niektóre wręcz oklepanymi – jednak na pewno działały one na korzyść dla całości i stanowiły miłe "odświeżenie" dla toczącej się akcji.
Stworzony przez autora świat został rozlegle opisany, o czym wspominałam już wcześniej. Dla jednych może okazać się to męczący, a dla drugich będzie nie lada gratką. Kwestia gustu. Rządzące nim prawa i to, jak zmieniał bohaterów, co na nich wymuszał, potrafiły zaskoczyć, czy też może raczej hm... zainteresować. Na pewno był to ciekawy pomysł, ale po raz kolejny: nie do końca satysfakcjonujący.
PODSUMOWUJĄC
Zdaję sobie sprawę z tego, że dzisiejsza recenzja może być nieco nijaka, jednak naprawdę starałam się jak mogłam. Po prostu ciężko jest mi pisać o tym tytule.
Z jednej strony mamy naprawdę ciekawy pomysł na fabułę i przyjemny w odbiorze język, a z drugiej niestety ciągle coś tutaj jest nie tak. Autor naprawdę kiepsko poradził sobie z kreowaniem postaci i jak dla mnie przesadził z opisami, choć w gruncie rzeczy nie mogę ostatecznie powiedzieć, że książka była zła. Była... po prostu przeciętna. Nie czuję, by wyróżniała się czymś na tle innych, ani też by miała szanse jakoś szczególnie zapaść mi w pamięć.
To, co daje mi nadzieję to fakt, że jej końcówka była napisana na zdecydowanie lepszym poziomie, niż początek, więc można liczyć na to, że kolejny tom będzie ciekawszy niż ten. Albo przynajmniej utrzymany na podobnym poziomie, co właśnie te ostatnie kilkadziesiąt stron.
Czy polecam?
Cóż, sami widzicie, że nie mogę zrobić tego z czystym sumieniem. Dla mnie ten tytuł był po prostu przeciętny, momentami lepszy lub gorszy. Jedni zachwycali się bohaterami, a w moim odczuciu wyszli oni wyjątkowo mało realistyczni. Akcja sama w sobie była ciekawa, jednak psuły ją przydługie opisy, przez co nie dało się naprawdę w to wszystko wciągnąć i lektura zajęła mi dobre dwa tygodnie. Zapowiadało się lepiej, no ale cóż. Nie zawsze wszystko może sprostać naszym oczekiwaniom i trzeba się z tym pogodzić.
Jednak tak samo jak nie mogę tej powieści polecić, tak i też nie mogę powiedzieć "nie czytajcie tego, bo szkoda czasu". Jestem przekonana, że znajdzie ona wielu swoich miłośników, jednak niestety ja do nich nie należę. Sami musicie zdecydować, czy jest to tytuł dla Was, czy odnajdujecie się i lubicie takie klimaty. Może akurat Wam się spodoba.
I to tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że nikt tutaj nie usnął ;)
Tytuł: Immersja
Autor: Erick Pol
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 640
Moja ocena: 5/10
ISBN: 9788328047563
Za książkę ślicznie dziękuję wydawnictwu Uroboros <3
Witam wszystkich Nocnych Marków ;) Już od dawna nie zdarzyło mi się dodać recenzji o tak późnej porze... No ale cóż, skoro przez szkołę do 18:30 nie mam życia w tygodniu, to pasowałoby popracować w weekendy, choćby i do rana ;)
Tradycyjnie: słyszeliście już o tej książce? Ktoś z Was czytał, lub dopiero zamierza to zrobić? Dajcie znać w komentarzach ;)
Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*
PS: ostatnio ktoś żalił się, że nie może dodać komentarza bez zakładania konta. Owszem, może – wystarczy tylko kliknąć odpowiednio w okienko z napisem "nazwa", a potem zaznaczyć opcję dodawania komentarza jako gość. Co prawda nadal trzeba podać swój mail, jednak nie jest on widoczny dla nikogo, a posłuży tylko do tego, byśmy mogli dostać powiadomienie, gdy ktoś odpowie na nasz komentarz. Nic więcej ;)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz