niedziela, 11 grudnia 2016

#47 „Never Never" - Colleen Hoover

Po przeczytaniu kolejnej książki tej autorki mogę śmiało stwierdzić, że nasza "znajomość" zaczyna powoli zakrawać na jakieś nieporozumienie. Naprawdę.


Tytuł: Never Never
Autor: Colleen Hoover, Tarryn Fisher 
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron:
Data przeczytania: grudzień 2016
Moja ocena: 5/10
Opis:
Nie kocham cię.
Nic a nic.
I nie pokocham.
Nigdy, przenigdy.
Czasem wspomnienia mogą być gorsze niż zapomnienie. Charlie i Silas są jak czyste karty. Nie wiedzą, kim są, co do siebie czują, skąd pochodzą ani co wydarzyło się wcześniej w ich życiu. Nie znają swojej przeszłości. Pomięte kartki, tajemnicze notatki i fotografie z nieznanych miejsc muszą im pomóc w odkryciu własnej tożsamości.
Ale czy można odbudować uczucia? Czy można chcieć przypomnieć sobie… że ma się krew na rękach? A jeśli prawda jest tak szokująca, że tylko zapomnienie chroni przed szaleństwem? Umysły Silasa i Charlie pełne są mrocznych tajemnic.
On zrobi wszystko, by wskrzesić wspomnienia.
Ona za wszelką cenę chce je pogrzebać.
Nigdy nie zapominaj, że to ja jako pierwszy cię pocałowałem.
Nigdy nie zapominaj, że będziesz ostatnią, którą pocałuję.
I nigdy nie przestawaj mnie kochać.
Nigdy…
Moja recenzja:

  Nie rozumiem skąd się wziął ten cały szum na książki pani Hoover, a tym bardziej, dlaczego to właśnie jej przypisano (oficjalnie-nieoficjalnie, ale jednak) tytuł królowej New Adult. Uważam, że jest wiele innych autorek, które piszą równie dobre, a może nawet lepsze powieści, niż ona. I - żeby nie było, że wypowiadam się niepochlebnie bez znajomości tematu - do tej pory przeczytałam pięć książek CoHo: "Hopeless" <recenzja>, "Losing Hope", "Maybe Someday" <recenzja>, "Ugly love" <recenzja> i "Pułapkę uczuć" <recenzja>. "Never Never" jest szóste. Otóż, o ile pierwsze trzy mi się podobały, to z ostatnich trzech, każda była gorsza od poprzedniej. "Ugly love" do bólu przewidywalne, "Pułapka uczuć" niczym typowe fanfiki z wattpada, a "Never Never"... NIE WYWOŁAŁO WE MNIE ŻADNYCH EMOCJI.

  Sięgając po tę książkę nie liczyłam na wiele. Naczytałam się wielu różnych opinii i w większości przypadków było tam wspomniane o tym, że jest to jedna ze słabszych książek autorki. Tak naprawdę nie oczekiwałam niczego. I w sumie też niczego nie dostałam. Książkę czytałam ze względu na chęć dania autorce kolejnej szansy, stwierdziłam, że może tym razem się uda, że może jednak jeszcze uda mi się do niej przekonać. Nie. Nie. Nie. I jeszcze raz NIE. Działała ona na mnie jak typowy odmóżdżacz. Czytałam, bo czytałam, ale jakoś nie umiałam się wciągnąć, nie odczuwałam ŻADNYCH emocji. Czułam się po prostu jak robot, co jest dla mnie zaskakujące, bo jeszcze nigdy wcześniej, żadna książka nie wywołała we mnie tak wielkiej obojętności. W ogóle żadna książka nie wywołała we mnie obojętności. Większość z tych słabych przynajmniej wzbudzała irytację, lub cokolwiek innego. A tutaj nic. Po tej lekturze czuję się tak, jakbym przez kilka godzin gapiła się niewidzącym wzrokiem w ścianę, nie myśląc o niczym konkretnym.

  Muszę tutaj wspomnieć o pomyśle na fabułę. Niewątpliwie był on dobry, nawet bardzo. Jednak jego wykonanie było tak słabe, że aż się płakać chce, kiedy widać, jak taki dobry pomysł mógł zostać tak... zmarnowany.
Nie potrafiłam się wczuć w tą historię, nie umiałam polubić, czy też nie-polubić bohaterów. Nie umiałam sobie wyobrazić ani ich, ani miejsc, czy też sytuacji, w jakich się znajdowali. Lektura nie była nudna. Ale na pewno nie była też ciekawa. Ona po prostu była, a ja właśnie bezpowrotnie tracę kolejne minuty życia, rozpisując się o wewnętrznej, beznadziejnej, beznamiętnej, bezuczuciowej, bezkształtnej i być może rozlazłej pustce, jaką mam w sobie teraz.

Poza zepsutym wykonaniem pomysłu na fabułę, nie znalazłam w tej książce żadnych większych minusów. I żeby nie było potem, że skoro nie widziałam minusów, to dlaczego tak niska ocena: ponieważ ta książka nie miała również plusów. W ogóle mam wrażenie, że pisząc to coś, powtarzam się praktycznie co chwilę i gadam od rzeczy. Książki Colleen Hoover do tej pory zawsze pozostawiały we mnie mętlik, przez który nie miałam pojęcia co o nich napisać. Tutaj wiem, co chcę napisać, jednak myślę, że ma to tyle sensu, co cała ta powieść, czyli niewiele. Nie żywię wobec tej historii żadnego większego uczucia i odnoszę wrażenie, że już w styczniu nie będę pamiętała prawie, że niczego, co się w niej działo.

Podsumowując: książka była po prostu słaba. Naprawdę chciałabym ocenić ją wyżej, jednak nie ma takiej opcji i cóż... Raczej nie sięgnę po inne powieści tej autorki, chyba, że same nawiną mi się w ręce.
 
 
Czytaliście? Zamierzacie? Dajcie znać :)
Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE