Głowna bohaterka powieści – szesnastoletnia Kate cierpi na wyjątkowo rzadką chorobę zwaną XP – nie może mieć kontaktu ze słońcem. Gdyby wyszła na światło słoneczne naraziłaby nie tylko swoje zdrowie, ale i życie. Dlatego też dziewczyna otrzymuje domową edukację i prowadzi nocny tryb życia, a na zewnątrz wychodzi tylko po zmroku. Ma wspaniałego ojca i cudowną przyjaciółkę, którzy są z nią na dobre i na złe, mimo wszystko. Jednak z czasem takie życie zaczyna być nudne. Ile można siedzieć w klatce, czekając na to, co nieuniknione?
Pewnego dnia grając na stacji kolejowej spotyka Charliego Reeda – chłopaka, w którym od lat się podkochiwała. I choć Katie jest przestraszona, postanawia dać porwać się temu uczuciu, zwłaszcza, że Charlie najwidoczniej też jest nią zainteresowany. Ich romans się rozpoczyna a główna bohaterka z całych sił stara się ukryć swoją chorobę przed ukochanym. Pytanie tylko, jak długo jej się to uda? I jakie będą tego konsekwencje?
INTERESUJĄCA OD SAMEGO POCZĄTKU
Pamiętam, że zanim dowiedziałam się o istnieniu książki, najpierw zobaczyłam zwiastun filmu przeglądając nadchodzące premiery. Po jego obejrzeniu stwierdziłam: wow, przecież ja MUSZĘ wybrać się na to do kina. Cóż, z tym kinem coś mi nie pykło, jednak wystarczyło mi dowiedzieć się o polskiej premierze książki i po prostu ześwirowałam. Naprawdę. Bo wiecie, ja uwielbiam takie klimaty. Lubię ckliwe romanse z chorobą, czy innymi przeszkodami w tle i nic na to nie poradzę. Po prostu lubię książki chwytające za serce. A „W blasku nocy" zapowiadało się na jedną z nich. No właśnie. Zapowiadało się.
A JAK TO WYSZŁO W PRAKTYCE?
Nie można zaprzeczyć, że już od dobrych kilku lat panuje większa lub mniejsza na przestrzeni czasu moda na powieści, których bohaterowie chorują na najróżniejszego rodzaju śmiertelne, bądź też utrudniające życie choroby.
Bohaterowie poczytnych książek chorowali już na raka („Gwiazd naszych wina", „Promyczek", „Zanim umrę"), białaczkę („Earl i ja, i umierająca dziewczyna"), chorobę dwubiegunową („Miłość nas zderzyła"), brak wrodzonej odporności („Ponad wszystko"), byli niewidomi („Do zobaczenia nigdy", „Światło, którego nie widać"), nie mogli chodzić („Zanim się pojawiłeś") i dziesiątki innych. Teraz jednak przyszła pora na Katie Pierce, która choruje na tzw skórę pergaminową.
Jak widać, było tego wiele, jednak z jakiegoś powodu czytanie o takich rzeczach nigdy się ludziom nie nudzi. Być może po prostu łatwiej jest czytać o czyichś problemach niż przejmować się swoimi własnymi...
Wracając jednak do tematu: jak autorka poradziła sobie z fabułą? Czy choroba i towarzyszące jej aspekty zostały wiarygodnie opisane? Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia na ile wszystko, co zostało umieszczone w książce ma się do rzeczywistości, jednak podczas lektury wszystko to wydawało mi się jak najbardziej realne. To naprawdę świetna sprawa, że literatura młodzieżowa (w ogóle szeroko pojęta literatura nieważne z jakiego gatunku) poszerza się coraz bardziej, a autorzy coraz śmielej sięgają po inne, czasami trudniejsze, a nawet będące tabu tematy. To pozwala nam, czytelnikom rozwijać się na wiele sposobów. Nie tylko poszerza nasze perspektywy, lecz także pomaga budować empatię społeczną i w ogóle działa pozytywnie na sposób postrzegania świata. Mniejsza. Znowu odeszłam od tematu... Ech. No wiecie przecież o co mi chodzi...
W każdym razie przez tą moją paplaninę chciałabym powiedzieć, że ważne jest nie tylko to, by o tym mówić dla samego mówienia, lecz także to w jaki sposób informacje te są powielane. Nie jest żadną sztuką zrobić risercz jak ałtorKasia i pisać o chorobach niczym o gruszkach na wierzbie. A przecież dobrze wiemy, że w takich książkach chodzi przede wszystkim o wiarygodność. O to, by czytelnik czuł, że to, co dzieje się w książce mogło zdarzyć się naprawdę.
A autorce „W blasku nocy" udało się to doskonale. Podczas lektury nie tylko dałam się wciągnąć, czy polubiłam styl, jakim książka została napisana. Ale przede wszystkim wczułam się w tą historię. Potrafiłam ją sobie wyobrazić. Uwierzyłam w to, że tak, to mogło się komuś przytrafić. Że gdzieś na świecie żyje/żyła taka dziewczyna jak nasza Katie. I właśnie dlatego tak bardzo spodobała mi się ta historia. Bo chociaż była naiwna i miała swoje wady, to jednak oddawała realizm i trafiła do mojego serca.
No więc dalej. Powiedziałam już, że fabuła ma się dobrze, a nawet nieco lepiej niż dobrze. Nadchodzi więc pora by zmierzyć się z kolejnym ważnym punktem.
CO Z BOHATERAMI?
Zastrzeżeń brak. Co prawda nie były to jakoś szeroko rozpisane, wielowarstwowe postacie, których portret psychologiczny można by rozbić na wiele różnych cech, jednak dało się ich lubić. A nawet więcej.
Katie – główna bohaterka – to wzór dziewczyny do naśladowania. Nie użala się nad sobą z powodu swojej choroby, stara się być silna, dla siebie i swoich najbliższych, ale przede wszystkim jest pełna życia i z uśmiechem patrzy na świat. To jest ten typ postaci, która wręcz zaraża radością. Której nie da się nie polubić i to nie ze względu na współczucie, a właśnie jej charakter.
Charlie – cudowny chłopak z sąsiedztwa, który co prawda zasłużył na więcej stron o sobie, jednak nadal się go kocha. Nie da się inaczej.
Tata Katie – jeden z najcudowniejszych ojców w literaturze z jakimi się spotkałam. Ten człowiek zdecydowanie zasługuje na pochwałę i swoją własną historię z happy endem. O! Tak sobie teraz myślę, że ciekawie byłoby poczytać o jego dalszych losach... hm... pozostaje mieć nadzieje, że może kiedyś :P
Morgan – najlepsza (i jedyna) przyjaciółka Kate, która wskoczyłaby za tą dziewczyną w ogień. Niesamowicie pozytywna postać, dzięki której lektura nabiera ożywienia.
Reszta bohaterów, których tutaj nie wymieniłam, a którzy odegrali swoją większą, lub mniejszą rolę w tej historii również zasługuje na pochwałę. Albo raczej zasługuje na nią autorka za kreację samych cudownych postaci, których po prostu nie da się nie lubić (oczywiście z małymi wyjątkami :P). Za to należy się wielki plus ;)
A JEDNAK JEST SIĘ DO CZEGO DOCZEPIĆ
No jest. I to tak konkretnie. Bo to, co nie spodobało mi się w tej książce najbardziej to wcale nie jest pewna bohaterka imieniem Zoe, a objętość całej historii, która została zmieszczona na raptem dwustu czterdziestu stronach. Co jak co, ale na mój gust to nieco za mało dobroci, nie uważacie? Tak to już jest. Człowiek się wciągnie, czyta i czyta, zalewa łzami, pociąga nosem, a tu nagle BUM! I nie ma więcej kartek. Znacie ten ból? Znacie? Jeśli tak, to doskonale wiecie o czym mówię. No tak się po prostu nie robi nooooo.
Ja mam bardzo poważny niedosyt. Wręcz niedobór tej historii.
*co prawda zakończenie było... ale jednak...*
PODSUMOWUJĄC
„W blasku nocy" to piękna i wzruszająca historia o marzeniach cudownej dziewczyny, które dla większości z nas nie są niczym niezwykłym. Pozwala nam zatrzymać się w codziennym biegu i spojrzeć na świat z zupełnie nowego punktu widzenia. Dzięki niej możemy nie tylko spędzić kilka przyjemnych godzin, lecz także zostajemy zmotywowani i skłonieni do myślenia. Ponieważ na co dzień raczej nie doceniamy najprostszych rzeczy, jak choćby możliwość wyjścia z domu o każdej porze, o własnych siłach – a okazuje się, że nie każdy ma tyle szczęścia, co my.
Bohaterowie powieści są naprawdę cudowni – poza jednym małym wyjątkiem da się lubić praktycznie wszystkich, co w połączeniu z przyjemnym stylem autorki i nietuzinkowym pomysłem na fabułę tworzy historię wprost doskonałą.
Gorąco polecam każdemu – na pewno spodoba się zarówno młodzieży, jak i osobom starszym – testowałam na cioci, która również się zakochała ;)
Jeśli będziecie mieć okazje, by po nią sięgnąć – nie wahajcie się. Naprawdę warto <3
Tytuł: W blasku nocy
Autor: Trish Cook
Tytuł oryginalny: Midnight Sun
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Zuzanna Byczek
Ilość stron: 240
Moja ocena: 7.5/10
ISBN: 978-83-7686-661-1
Witajcie ludziki!^^
Jak mijają Wam wakacje? Czy tylko mi jednej zaczyna odbijać na tyle, że mam już ich dość i chciałabym wreszcie iść już do tej szkoły? Tak, chyba zachorowałam, bo takie rzeczy nie zdarzają się często :P
Co sądzicie o książce? Czytaliście? A może dopiero macie w planach? Ktoś z Was obejrzał już film? Bo ja właśnie poluję na płytę i mam nadzieję, że uda mi się ją zdobyć prędzej niż później xD
A gdybyście jeszcze nie mieli okazji widzieć zwiastunu, możecie zobaczyć go teraz ;)
Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*
PS: na facebopok'u wystartował konkurs, w którym możecie wygrać przedmiot naszej ostatniej dyskusji, czyli „Wszystko, czego pragnęliśmy" >>>link<<<
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz