Dżem dobry ;)
Jako iż mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor, pomyślałam, że jest to wprost idealna okazja, na to, bym mogła podzielić się z Wami moimi największymi faworytami książkowymi, jakich miałam okazję "poznać" w 2016r. A na koniec bonus specjalny ;)
Tak więc aby nie przedłużać, dobrze będzie zacząć. Od razu mówię, że nie jest to ranking, ponieważ każda z tych książek mnie zachwyciła, często na tak różnych płaszczyznach, że nie sposób ich porównywać. (Mam wrażenie, że to zdanie nie ma żadnego sensu, zarówno składniowego, jak i gramatycznego, ale kij. Nie umiem tego inaczej powiedzieć). Więc zaczynajmy:
Tych książek nie mogło tutaj zabraknąć. Autorka stworzyła coś tak bardzo genialnego, tak niesamowitego, zapadającego w pamięć, nie dającego spać po nocach i cudownego... że aż serce boli, kiedy czytelnik dowiaduje się, że tom trzeci nie zostanie wydany w Polsce. Toż to zbrodnia nad książką. Zwłaszcza, że byłby to OSTATNI tom tej TRYLOGII. Zakończenie drugiego po prostu wbija z kopa glanem w ziemię i wprost nie idzie się po nim pozbierać. Dla mnie to Zdrada dokonana na książce, czytelniku i w ogóle wszystkim. Serce boli i krwawi.
Ale dość o tym. Nie chcę sobie psuć humoru, więc przejdźmy dalej ;)
2. „Upadające królestwa" - Morgan Rhodes <recenzja>

Zapewne większość z Was wie, o czym mówię i nie muszę przedstawiać sytuacji. Powiem więc tak: wydawałoby się, że ta książka nie przypadnie mi do gustu. A jednak! Nie jestem typem płaczka - a ryczałam tutaj jak bóbr. Zarówno w kinie, na filmie, jak i podczas czytania książki. Więc to samo mówi za siebie.
Znacie mnie. Lub też nie. I na pewno wiecie, że w tym rankingu nie mogłoby zabraknąć książek tej pani. No nie mogłoby. Mówi się, że im dalej w las, tym ciemniej (no chyba, że to ja znowu coś przekręciłam...). U pani Maas im dalej - tym lepiej. „Szklany tron", czyli pierwszy tom może wydać się słaby. Potwierdzam. Jednak gwarantuję Wam - nie zrażajcie się, bo „Korona w mroku" i „Dziedzictwo ognia" to prawdziwa gratka dla miłośników silnych bohaterek typu kick-ass, intryg, niebezpieczeństw, nuty mocy magicznych i całej reszty.
Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ta książka jest tak mało znana. Mimo, że kierowana głównie do nieco starszej młodzieży, nie jest to kolejne głupie, puste romansidło, czy coś naciąganego. Ta historia jest magiczna. Intryga i spisek, to dwa słowa, które może i się tutaj nie pojawiają bezpośrednio... jednak czuje się ich zapach przez cały czas. Polecam całym serduchem i już nie mogę się doczekać kolejnych tomów. Po prostu MUSICIE to przeczytać, a gwarantuję Wam, że się nie zawiedziecie.
Nie spodziewałam się, że ta książka spodoba mi się tak bardzo. Nie wiedziałam, że skradnie ona moje serce. Że wciągnie i nie pozwoli się oderwać. A jednak. Jeśli szukacie czegoś, co wywoła w Was prawdziwy dreszczyk emocji, lub schłodzi temperaturę... Trafiliście idealnie.
Największe zaskoczenie roku 2016. Wiem, że piszę to chyba w każdej z tej książek, ale ta książka... Ja nie mogę. Nigdy. Podkreślam NIGDY się tak nie uśmiałam, jak podczas lektury tej powieści. Nawet dialogi Persiaka i Leo wymiękają przy złotych myślach Daezela. Książkę czytało się miło i przyjemnie. Nie sposób się oderwać, a oczekiwanie na "Sztylet zaręczynowy" to istna męczarnia. POLECAM.
8. „Pani Noc" - Cassandra Clare
Cóż, nie trzeba tutaj wiele mówić. Po prostu Mark. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że ma w sobie coś z Jonathana (i nie, nie chodzi mi tutaj o kolor włosów), a jak wiecie, lub też nie, jest to mój mąż książkowy nr.1. Jeszcze żaden chłopak z uniwersum o Nocnych Łowcach nie skradł mojego serca tak mocno, jak tych dwoje. A Mark... Powinien być z Emmą i kropka. (nie bijcie!)
9. „Promyczek" - Kim Holden
Przeczytałam ją właściwie przedwczoraj i nie wiem, co powiedzieć. Totalnie skopała moje biedne emocje. Niby schematyczna, niby przesłodzona i nie ma w niej nic, czego nie byłoby wcześniej, ale jednak... Podczas czytania nie czuje się tego. Wciąga. Porywa. Nie pozwala się oderwać.
10. „Przeznaczenie Violet i Luke'a" - Jessica Sorensen.
Może i wstęp ciężki, może i schematyczne, może nic nowego... Jednak potrafi złamać serce. Jessica Sorensen po raz kolejny udowodniła, że zna się na tym, co robi. Warto zapoznać się z pierwszym tomem serii - „Przypadki Callie i Kaydena". Ten tom jest kontynuacją, a właściwie trzecią z kolei książką, więc przydałoby się zapoznać wcześniej z jego poprzednikami.

8. „Pani Noc" - Cassandra Clare
Cóż, nie trzeba tutaj wiele mówić. Po prostu Mark. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że ma w sobie coś z Jonathana (i nie, nie chodzi mi tutaj o kolor włosów), a jak wiecie, lub też nie, jest to mój mąż książkowy nr.1. Jeszcze żaden chłopak z uniwersum o Nocnych Łowcach nie skradł mojego serca tak mocno, jak tych dwoje. A Mark... Powinien być z Emmą i kropka. (nie bijcie!)

9. „Promyczek" - Kim Holden
Przeczytałam ją właściwie przedwczoraj i nie wiem, co powiedzieć. Totalnie skopała moje biedne emocje. Niby schematyczna, niby przesłodzona i nie ma w niej nic, czego nie byłoby wcześniej, ale jednak... Podczas czytania nie czuje się tego. Wciąga. Porywa. Nie pozwala się oderwać.
10. „Przeznaczenie Violet i Luke'a" - Jessica Sorensen.
Może i wstęp ciężki, może i schematyczne, może nic nowego... Jednak potrafi złamać serce. Jessica Sorensen po raz kolejny udowodniła, że zna się na tym, co robi. Warto zapoznać się z pierwszym tomem serii - „Przypadki Callie i Kaydena". Ten tom jest kontynuacją, a właściwie trzecią z kolei książką, więc przydałoby się zapoznać wcześniej z jego poprzednikami.
I to tyle na dziś. A jak wygląda Wasza lista? Pochwalcie się w komentarzach, lub wrzućcie link do posta - na pewno zerknę ;)