poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Powrót królowej w wielkim stylu i długo wyczekiwany koniec, czyli „Królestwo popiołów" – Sarah J. Maas || #123

Dzień dobry!
Nadszedł wreszcie ten moment, w którym to dożyłam końca „Szklanego tronu", przeczytałam go i cóż... pozbierałam się na tyle, by coś o nim powiedzieć. Zapraszam na recenzję!

Królestwo popiołów szklany tron

KRÓLOWA POWRACA... PORA NA OSTATECZNĄ WOJNĘ. ODWAŻYSZ SIĘ DO NIEJ DOŁĄCZYĆ? 


Po wydarzeniach w „Imperium burz", które rozerwały serce niejednego czytelnika serii i „Wieży świtu", odkrywającej przed nami wiele tajemnic nadeszła wreszcie pora na długo wyczekiwane zakończenie, czyli coś, co zawsze budzi największe emocje... 

Sarah J. Maas po raz kolejny zabiera nas do świata „Szklanego tronu” i ukazuje przed nami dalszą część losów ukochanych postaci. 

Aelin Ashryver Biały Cierń Galathynius, znana nam również jako Zabójczyni Adarlanu, Elentiya, Cealena Sardothien, Lilian Giordana, Ziejąca Ogniem Królowa-Suka, Ogniste Serce , Bezimienna, (...) przeszła w swoim krótkim życiu już bardzo wiele. Od księżniczki do nikogo, od zabójczyni do królowej – jej droga była bardzo poplątana, jednak jeszcze się nie skończyła. Wojna z wrogiem nie dobiegła końca, a sama główna bohaterka stała się jego więźniem. Nie może się poddać. Nie będzie się bać. Te dwie myśli towarzyszą jej w każdej kolejnej chwili jej istnienia... 

Ale same myśli nie wystarczą. Czyny również mogą okazać się czymś zbyt małym, by przyniosło zamierzony i upragniony efekt. Aelin musi dokonać niemożliwego, a pomogą jej w tym różni sojusznicy, których gromadziła przez lata, a którzy są teraz jej jedyną nadzieją. 

Czas jednak powoli się kończy, a wróg zyskuje coraz więcej siły. Czy naszym bohaterom uda się go pokonać i ujść z tego z życiem? 

szklany tron królestwo popiołów

PAMIĘTAM JAK.... 


Wiecie... słowa „ostatni tom” w wypadku tej serii naprawdę, ale to naprawdę mnie wystraszyło. Z jednej strony bardzo chciałam wiedzieć jak to się skończy, dotrzeć wreszcie do tego momentu, a z drugiej po prostu nie chciałam żegnać się z tą historią. Ktoś powie, że mogę przeczytać ją jeszcze raz. No pewnie, ale ten kolejny raz nie będzie już nigdy tak ekscytujący, jak ten pierwszy. Poznałam zakończenie, zadowoliło mnie, jednak gdzieś pozostał jakiś niedosyt. Jakieś uczucie pustki, bo to już koniec. 

Dla mnie ta seria była tak cudowna pod każdym względem, że teraz naprawdę brakuje mi słów, by to opisać. Multum postaci, wątków i niesamowitych zwrotów akcji sprawiało, że pokochałam ją całym sercem. Tak samo, jak miliony czytelników na całym świecie. I po prostu ciężko mi pogodzić się z tym, że to się już skończyło... 

Do tego nadal pamiętam to jakby wczoraj – moment, w którym „Szklany tron”, po kilku miesiącach polowania, trafił wreszcie w moje łapki, a ja rozpoczęłam lekturę, zupełnie nieświadoma tego, jak bardzo ona na mnie wpłynie. 

I po prostu się zakochałam. Od pierwszego tomu. Nie od pierwszej strony, bo początek wcale nie był najłatwiejszy, jednak ta pierwsza część bardzo szybko znalazła się w gronie moich ulubionych książek. A potem nadeszły kolejne tomy i jeden za drugim podbijały moje serce jeszcze bardziej. Każdy kolejny był lepszy od poprzedniego, miał w sobie jeszcze więcej emocji i kończył się coraz ciekawiej. I w momencie, gdy wydawało mi się, że nie da się stworzyć nic lepszego, pani Maas przychodziła z kolejną książką i udowadniała, że nie ma nic bardziej mylnego. 

A ja praktycznie od samego początku bałam się tego, jak coś tak genialnego może się zakończyć i liczyłam na to, że autorka mnie nie zawiedzie. Czy jej się to udało? Cóż...

sarah j. maas cytaty


KONIEC ŻARTU, CZAS SIĘ ŚMIAĆ, CZYLI PORA NA KONKRETY 


Jak już wspominałam, zaczynając ten tom bałam się tego, co też się w nim stanie. Z jednej strony strasznie się niecierpliwiłam, by dowiedzieć się co dalej, a z drugiej ociągałam się tak bardzo, jak tylko mogłam, byleby móc pozostać w tym świecie na dłużej. Jednak niewiele to dało, bo w momencie, w którym rozpoczęłam lekturę, zostałam w nią wciągnięta praktycznie od razu. 

Autorka po raz kolejny i (podobno – ałaaaaa) ostatni zabrała nas do świata „Szklanego tronu” i pokazała, że dobrze wie, jak chce opowiedzieć tę historię. 

Ten tom zaczął się powoli. Na samym wstępie zostało wytłumaczone w jakim położeniu znajdują się bohaterowie, co aktualnie robią i, co najważniejsze: jak daleko sięgają obecnie macki wroga. Padło też kilka przypomnień co do akcji z części poprzednich i dopiero wtedy wszystko zaczęło powoli się rozkręcać, i nabierać tempa. Można by rzec, że początek był swego rodzaju raportem, wstępem do głównego rozwoju akcji, który, mimo wszystko nadal był powolniejszy niż w częściach poprzednich. Odniosłam wrażenie, że akcja „Królestwa popiołów” nieco zwolniła w porównaniu, do reszty. Stała się jakby bardziej wyważona, lekko spokojniejsza, bardziej przemyślana. Co oczywiście nie znaczy, że nic ciekawego się tutaj nie działo – oj nie. Autorka stopniowo budowała napięcie i robiła to z typowym dla siebie stylem, gdzie czytelnik tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia, co też u licha spadnie mu zaraz na łeb. A spadało całkiem sporo, bo Sarah J. Maas nie wyszła z formy nawet w najmniejszym stopniu i chyba postanowiła, że znowu poznęca się nad biednymi fanami serii. 

O ile w poprzednich tomach pani Maas skupiała się przede wszystkim na rozbudowaniu swoich postaci (które, swoją drogą, jak dla mnie są jednymi z najlepszych w fantastyce młodzieżowej) i tworzeniu kolejnych, zmyślnych intryg, tak w tym zaszło kilka ciekawych zmian. Mam wrażenie, że ta część koncentrowała się przede wszystkim na właśnie tym rozwoju akcji i wyjaśnianiu intryg, a jednocześnie zaznaczała, jak wielką przemianę przeszli jej bohaterowie. I zrobiła to po prostu bezbłędnie. 

Początkowo naprawdę obawiałam się, czy autorce uda się jakoś znośnie to wszystko skończyć. Tak, żebym po pierwsze: rozumiała, co tu się nawyprawiało, a po drugie została usatysfakcjonowana takim, a nie innym obrotem spraw. Przecież w końcu pani Maas stworzyła całkiem szeroko rozbudowany świat z masą postaci, z których każda posiadała co najmniej jeden niedokończony wątek, do tego tak wiele rzeczy pozostawało niewyjaśnionych... Obawy były zupełnie zrozumiałe, jednak, jak się okazało – zupełnie niepotrzebne, bo obyło się bez totalnego chaosu i niezrozumienia. A nawet lepiej. Autorka tak sprytnie rozpisała historię z konkretnych perspektyw, że połączyły się one w jedną, całkiem spójną i przede wszystkim logiczną całość. Wszystkie najważniejsze tajemnice zostały wyjaśnione, a wątki, które pozostały otwarte dla wyobraźni czytelnika można by policzyć na palcach jednej ręki. Czyli po prostu: udało się. 


ALE CZY ABY NA PEWNO BYŁO TAK PIĘKNIE?

Otóż nie. Niestety nie obyło się bez wad i to takich trochę no cóż... kłujących w oczy i w ogóle...
Pierwszą z nich były przede wszystkim wszystkie wątki romantyczne w tej powieści. Jak już kiedyś wspominałam w dyskusji na temat podobieństw między „Szklanym tronem" a „Dworem cierni i róż" <o, tej tutaj>, autorka zrobiła wszystko pięknie, ładnie i w ogóle cud, miód, pomarańcze, tylko jedna zasadnicza rzecz jej nie wyszła. Albo i wyszła, tylko no niestety nie w sposób, który mógłby zyskać moją pełną aprobatę. A mianowicie: główny bohater płci męskiej pod wpływem miłości stracił nieco na charakterku. Może nawet trochę więcej niż nieco. Nie zrozumcie mnie źle: kocham Rowana i w ogóle, ale o wiele bardziej lubiłam go w tomie trzecim i czwartym, niż w piątym i szóstym, lub też siódmym, w zależności od tego, jak liczymy „Wieżę świtu"... A z resztą: Rowan po prostu stał się taką nieco ciepłą kluchą dzięki Aelin. Nie tak bardzo jak Rhysand pod wpływem Feyry, ale wciąż.

Odniosłam również wrażenie, że autorka poszła nieco za bardzo na całość swatając każdego z każdym. Serio. Czy świat by ucierpiał gdyby choć jedna ważna dla fabuły postać pozostała singlem? Nie sądzę. I znowu: to nie tak, że mi się to nie podobało, bo podobało. Tylko że no do pewnego momentu. A właściwie to do końca „Imperium burz", bo po nim zrobiła się z tego wszystkiego jedna wielka love-story do porzygu. I mówię Wam to jako ta, która od razu punktuje książkę wyżej, jeśli tylko pojawia się w niej romans. Cóż, jak widać, co za dużo to niezdrowo.

Kolejną rzeczą, do której mogłabym się doczepić jest, lub też są, naprawdę nieudolne opisy scen seksu. Wiadomo – nie są jakieś super tragiczne, w wielu książkach można trafić na jeszcze gorsze potworki, jednak mimo wszystko do najlepszych również nie należą. Momentami zaliczają się bardziej do grona tych "żenujących", niż "pikantnych i wzbogacających". Ja rozumiem, nikt nie jest idealny, nawet Maas, która doskonale radzi sobie np. z tworzeniem intryg jednak no cóż, sceny seksu mogłaby sobie darować, bo nie są jej mocną stroną. I to nie ze względu na nie same w sobie, tylko fakt, że podczas ich czytania odnosiłam wrażenie, że są pisane na jedno kopyto. Że w „Dworach" było to samo, że każdy bohater ma takie same wymiary, jest tak samo dobry w łóżku i w ogóle... ech, koniec tego. Powiem po prostu tak: słabo to wyszło.

I ostatnią rzeczą, do której się doczepię, będzie niesamowita rozwlekłość pewnych wątków. A mianowicie takiego ataku na Terrasen, który toczył się przez pół książki, jeśli nie lepiej. A nie można było do licha ciężkiego upchnąć tego gdzieś pod koniec?! Dajmy na to w 200 ostatnich stronach? Trzeba było przerywać i co trzeci rozdział wtryniać sceny kolejnych bitew, i walki o życie? I na kij to komu? Ja wiem, ja rozumiem zamysł – w końcu bohaterowie mieli walczyć nie tylko z wrogiem, ale i nieubłaganym czasem, który nie był po ich stronie, bla bla... a to prawdopodobnie miało tylko to podkreślić... Jednak cóż, wyszło jak wyszło. I nie mogę powiedzieć, że coś w tej książce mnie irytowało, bo byłoby to wyolbrzymienie, jednak jeśli coś było blisko tego momentu, to właśnie owa, desperacka, rozleziona na pół książki walka, która w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich, jakie miały miejsce w całej serii nie wywołała we mnie żadnych większych emocji. 

Ufff... Nie sądziłam, że dożyję dnia, w którym zacznę wytykać Maas wady w jej powieściach. A jednak. Nikt nie jest doskonały, niestety.


PODSUMOWUJĄC:

„Szklany tron" to jedna z tych serii, o których słyszał prawie każdy zaczytany miłośnik fantasy. Osiągnęła sukces na skalę światową, szturmem podbijając listy bestsellerów w wielu krajach i przynosząc autorce całkiem sporą sławę wśród tzw. książkocholików. I absolutnie się temu nie dziwię, a nawet staram się jak mogę polecać ją każdemu. Dlaczego? Otóż: dla mnie jest to najlepsza seria fantasy jaką czytałam do tej pory. Jedyna taka, która tak mocno zakorzeniła się w moim sercu i wywołała we mnie tak wiele najróżniejszych emocji. Pokochałam jej bohaterów (oczywiście z pewnymi wyjątkami), wczułam się w fabułę i dałam porwać akcji. Uwielbiam ją i teraz, po przeczytaniu zakończenia, mogę wreszcie z czystym sumieniem umieścić ją na podium, jako najlepszą serię książek, jaką kiedykolwiek czytałam.

Co oczywiście nie znaczy, że nie widzę w niej żadnych wad. Jak już wyżej pisałam: znajdzie się kilka rzeczy, do których mogę, a nawet muszę się doczepić, zwłaszcza w tym tomie, jednak mimo wszystko ma ona zdecydowanie więcej zalet. Jest po prostu świetna. Wciągająca, pełna magii, ukrytego mroku, niebezpieczeństw i intryg tak wielu, że nie sposób jest się domyślić, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi – aż do samego końca.

Moim zdaniem „Królestwo popiołów” jest godnym zakończeniem serii i zwieńczeniem całej, wieloletniej pracy autorki. Nie jest to najlepszy tom (choć to akurat jest kwestia gustu), jednak zdecydowanie trzyma poziom i zadowala treścią. Nie muszę tutaj mówić, że jest obowiązkowy dla każdego, kto miał już styczność z poprzednimi – to akurat rozumie się samo przez siebie. Powiem jednak, że z cyklem „Szklany tron” powinien zapoznać się każdy miłośnik fantasy Young Adult. Gwarantuję: ta seria porwie Was bez reszty ;)


Tytuł: Królestwo Popiołów
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł oryginalny: Kingdom of Ash
Seria: Szklany tron 
Tom: 6
Wydawnictwo: Uroboros

Tłumaczenie: Marcin Mortka
Ilość stron: 1 część: 735, 2 część: 511

Moja ocena: 9/10


za możliwość przeczytania książki ślicznie dziękuję wydawnictwu Uroboros:


Recenzje pozostałych tomów:

5.5: „Wieża świtu" <klik>

Zobacz także:
Dlaczego między „Dworami" a „...Tronem" jest tyle podobieństw? Czyli książkowe kotlety odgrzewane według SJM <klik>




A Wy mieliście już okazję czytać „Szklany tron"? Co sądzicie o tej serii? Dajcie proszę znać w komentarzach.
Do następnego!
Buziaki, Kinga ;*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś/aś mój post zostaw po sobie jakiś ślad :)
Z chęcią poznam wasze opinie na dany temat.
Nie musisz spamować linkami, odwiedzam każdego, kto zaciekawi mnie komentarzem lub po prostu stałych czytelników :)

SZABLON WYKONANY PRZEZ RONNIE